zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 22 listopada 2024

relacja: The Young Gods, Wrocław "Firlej" 23.02.2011

4.03.2011  autor: Paweł Domino
wystąpili: The Young Gods
miejsce, data: Wrocław, Firlej, 23.02.2011

Na koncert szwajcarskiej formacji The Young Gods wybierałem się już kilkakrotnie, poczynając od ich pierwszego wrocławskiego występu jeszcze chyba w 1990 roku. Na "Odjazdy" w Katowicach (był kiedyś taki fajny festiwal) nawet miałem bilet. Ale zawsze coś stawało na przeszkodzie. Dlatego tym razem postawiłem sobie obecność na ich występie za punkt honoru i wreszcie udało się.

The Young Gods, Wrocław 23.02.2011, fot. Krzysztof Zatycki
The Young Gods, Wrocław 23.02.2011, fot. Krzysztof Zatycki

Wprawdzie nigdy nie byłem fanem The Young Gods i powiedzieć, że nie śledziłem zbyt uważnie ich twórczości byłoby bardzo subtelnym eufemizmem. Jak na Młodych Bogów panowie bardzo posunęli się w latach, co dotyczyło szczególnie klawiszowca, którego wokalista i ostatni członek z dawnego składu, Franz Treichler, określał z rewerencją mianem "maestro". Ale grali z energią godną swojej nazwy, nawet basista - gitarzysta, na którego ból gardła poskutkował tylko brakiem uśmiechu. Ale nie! I on, wychodząc na drugie bisy, na chwilę też się uśmiechnął.

Okazało się, że trzon koncertu, podobnie jak miało to miejsce w przypadku Swans, od których tak nawiasem mówiąc The Young Gods zapożyczyli swoją nazwę, opiera się o utwory z dwóch ostatnich płyt - wydanej w listopadzie 2010 roku "Everybody Knows" i "Super Ready/Fragmente" z 2007 roku. Krążki starsze reprezentował zaś tylko zamykający właściwy, trwający około godziny set, "Envoye", czyli utwór z debiutu. Startując od wspaniałych bębnów, poprzez fragmenty liryczne, aż po potężną gitarowo - elektroniczną jazdę w piękny sposób nakręcił około 250-osobową publiczność do wywoływania zespołu na bisy. W tym jednym utworze Franz sięgnął po gitarę elektryczną, co stanowiło kontrapunkt do utworu otwierającego koncert, lirycznego "Sirius Business/Blooming", gdzie posłużył się gitarą akustyczną. Poza tym - oprócz swoich partii wokalnych - skupiał się na ciągłym tańcu, który w równie dużym stopniu był zainspirowany Jimi Morrisonem, co różnymi sztukami walki. Dawało to kapitalny, jakby hippisowski klimat, co w przypadku zespołu, którego muzyka oparta jest na mocnej elektronice, jest lekko niecodziennym zjawiskiem, sami chyba przyznacie.

The Young Gods, Wrocław 23.02.2011, fot. Krzysztof Zatycki
The Young Gods, Wrocław 23.02.2011, fot. Krzysztof Zatycki

Po wstępie przyszedł czas na nieco bardziej żwawy "Tenter la Grillage", bardziej już odjechany "No Land's Man", a zwłaszcza bardzo skoczny "Supersonic" z "Second Nature". Koncert miał przypływy i odpływy, zmierzając od utworów bardziej nastrojowych do zdecydowanie porywających i skocznych, i kolejny cykl rozpoczął "About Time", który połączony z rozbudowanym "Mister Sunshine" nadawał temu występowi niemal mistycznego klimatu. Sporo było tropów w kierunku różnych stylów muzycznych, szczególnie rockowych, zaś utwór wieńczący ten cykl, bluesrockowy (sic!) "Introducing" mógł co mniej odpornych fanów narazić na lekki szok poznawczy. Tym bardziej, że dość ostry "Everywhere" też nie należał do utworów standardowych.

Sporo było w muzyce nerwowego pulsu, nadawanego przez rozszalałego Bernarda Trontina, który aż nadto dokładnie pasował do eklektycznego, zróżnicowanego, sięgającego w różne strony stylu zespołu. Po tym koncercie odczuwam sporą potrzebę nadrobienia zaległości w poznawaniu dokonań grupy. Jeśli wykonania koncertowe świadczą o klasie płyty, to z całą pewnością "Everybody Knows" jest krążkiem dużego formatu. Ale ja tu już tonem podsumowania, a to przecież mamy za sobą dopiero godzinę koncertu. Wprawdzie można się dziwić, że zespół występujący bez rozgrzewacza kończy swój zestaw tak szybko, ale nie trzeba było muzyków długo namawiać do zagrania - jak się okazało - czterech bisów, w tym "Skinflowers" i "Kissing the Sun", a później jeszcze dwóch. I mam wrażenie, że te drugie bisy nie były już przewidziane, a wymogła je żarliwość fanów, którzy domagali się kontynuacji. I rozumiem to, bo sam czułem w tym momencie spory niedosyt. Zwłaszcza, że część pierwsza zakończona jednym ze starszych utworów wytworzyła bardzo intymny, delikatny klimat, w którym było sporo z jednej strony spokoju, a z drugiej smutku. Tak zakończyć by się nie godziło, stąd kolejne dwa bardzo odmienne od siebie utwory, pokazujące jak bardzo zróżnicowany jest dorobek The Young Gods.

The Young Gods, Wrocław 23.02.2011, fot. Krzysztof Zatycki
The Young Gods, Wrocław 23.02.2011, fot. Krzysztof Zatycki

W sumie wspominanie o tym, że można było się zaopatrzyć w płyty i inne gadżety związane z zespołem, tudzież pogadać sobie z muzykami i zebrać autografy, w których dawaniu brylował Cometo, zakrawa w tym klubie na oczywistą oczywistość, ale że dobre rzeczy chwalić trzeba zawsze i wszędzie, to i tu sobie nie odmówię. I nie tylko posłucham ich dorobku, ale też z przyjemnością wybiorę się na kolejny występ, bo stara gwardia trzyma się równie mocno, jak Chińczyki.

Zobacz: zdjęcia z koncertu.

Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołu

Zobacz inną relację

The Young Gods, Warszawa "Progresja" 22.02.2011
autor: Jakub "Rajmund" Gańko

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?