- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: The Young Gods, Warszawa "Progresja" 22.02.2011
miejsce, data: Warszawa, Progresja, 22.02.2011
The Young Gods może już nie są tacy młodzi, ale nadal spokojnie mogą tytułować się bogami. W "Progresji" pokazali, że wciąż potrafią dać czadu, a okazja była nie byle jaka: nie tylko bowiem promowali swój najnowszy, bardzo dobry krążek "Everybody Knows", ale i świętowali dwudziestopięciolecie istnienia.
The Young Gods, Warszawa 22.02.2011, fot. Lazarroni
Koncert rozpoczął się z punktualnością, jakiej oczekiwalibyśmy od zespołu pochodzącego z kraju szczycącego się najdokładniejszymi zegarkami. Zaczęli jak na płycie, czyli od krótkiego wprowadzenia "Sirius Business", aby zaraz potem przejść do klimatycznego "Blooming". Setlistę koncertu zdominowały kompozycje z "Everybody Knows" - usłyszeliśmy prawie całą płytę. Energiczny "No Land's Man", akustyczny "Mr. Sunshine", rozwijającą się przez prawie 10 minut kompozycję "Miles Away", "Introducing", czadowy "Tenter Le Grillage", a na koniec - tak jak na płycie - rewelacyjnie sprawdzający się w roli zamykacza, trip-hopowy "Once Again". Do kompletu zabrakło tylko "Two to Tango" i "Aux Anges". Oczywiście kompozycje przeplatały piosenki z poprzednich płyt Szwajcarów: "C'est quoi c'est ca", "About Time" i "Everythere" z poprzedniego krążka "Super Ready / Fragmente", a także "Supersonic" z "Second Nature" i "Envoye!" z debiutanckiej płyty. Zwłaszcza ten ostatni robił wrażenie, przearanżowany na transową grzałkę z plemiennym bębnieniem. Oczywiście nie mogło zabraknąć największych przebojów, czyli odegranych w dwóch częściach bisowych "Skinflowers", "Kissing the Sun", a nawet "Gasoline Man". Publiczność przyjęła najcieplej stare klasyki, ale i tak chyba na dobór utworów nikt nie powinien narzekać.
The Young Gods, Warszawa 22.02.2011, fot. Lazarroni
Franz Treichler, wokalista zespołu, był na scenie wulkanem energii: tańczył, skakał, a przy tym potrafił zaśpiewać bezbłędnie, prezentując na żywo równie wysoką formę, co na płytach. Robiło zwłaszcza wrażenie "Gasoline Man", które zaśpiewał z odpowiednią chrypą - zupełnie kontrastującą z wysoką, czystą barwą, którą wyśpiewana została większość materiału The Young Gods. Między utworami ograniczył się do podziękowań i ewentualnych zapowiedzi utworów, a przy "About Time" - w momencie, gdy padają słowa "and the winner is" - faktycznie zaczął szukać na sali zwycięzców, przeszukując publiczność przymocowanym do mikrofonu reflektorem. Z pozostałych muzyków wyróżniała się sekcja rytmiczna - zwłaszcza perkusista, bo basista w bisowej części nawet nie wychodził na wszystkie utwory. Ale to już taki zespół, że większość muzyki leci z samplera i nawet jak słychać gitarową rzeźnię, to obsługuje ją z klawisza Al Comet. Wyjątek stanowiły momenty akustyczne, kiedy za gitarę chwytał wokalista. Odbiór koncertu ubarwiło klimatyczne oświetlenie i doskonałe nagłośnienie - co w przypadku muzyki, gdzie każdy szmer i sampel gra dużą rolę, pozostaje nie bez znaczenia.
The Young Gods, Warszawa 22.02.2011, fot. Lazarroni
Szkoda, że publiczność rozruszała się na dobre dopiero pod koniec koncertu, gdy zabrzmiały najbardziej znane utwory. Momentami miałem wrażenie, że najlepiej na tym koncercie bawił się mocno podchmielony jegomość przy barierkach, notorycznie wyprowadzany przez ochronę. W pewnej chwili faktycznie przesadził, bo fiknął z barierki na drugą stronę - prosto na głowę. Na szczęście nic mu się nie stało i po szybkiej interwencji ochroniarzy, za kilka minut znów wrócił szaleć pod sceną. Warto wspomnieć, że wśród publiki pojawili się muzycy takich grup, jak Agressiva 69 i Made in Poland, a ogólna frekwencja - jak na tak niszowy zespół i niezbyt dogodny termin koncertu - była dość zadowalająca.
The Young Gods, Warszawa 22.02.2011, fot. Lazarroni
Cieszy, że The Young Gods po tylu latach grania dalej trzymają wysoki poziom i potrafią dać tak wspaniały koncert, jak zagrali w "Progresji". Dobrze też, że zdają się lubić nasz kraj - można liczyć, że na następnej trasie koncertowej nie zapomną o ziemi piastowskiej. Osobiście już się nie mogę doczekać.
Zobacz: zdjęcia z koncertu.
ps. nie zostałem na dłużej po koncercie, bo musiałem zmykać na pociąg, wie ktoś, czy chłopaki wyszli do ludzi, czy od razu jazda do hotelu? żałuję, bo miałem trochę płytek do podpisu...
Materiały dotyczące zespołu
Zobacz inną relację
The Young Gods, Wrocław "Firlej" 23.02.2011
autor: Paweł Domino