- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: The Sisters Of Mercy, Warszawa "Stodoła" 30.03.2009
miejsce, data: Warszawa, Stodoła, 30.03.2009
Muzyki Sisters Of Mercy słucham od bardzo dawna. Z wielką ciekawością poszłam więc w 2003 roku na pierwszy warszawski koncert zespołu... i byłam rozczarowana. Gdy pod koniec roku 2008 dowiedziałam się, że grupa Andrew Eldritcha znów wystąpi w stolicy, miałam mieszane uczucia...
The Sisters of Mercy, Kraków 31.03.2009, fot. kriz
Jednak uwielbienie dla muzyki i koncertów zwyciężyło. Na szczęście udało mi się zdobyć bilet, mimo że były wyprzedane już od trzech miesięcy. Na szczęście, bo tegoroczny show okazał się przeciwieństwem tego, co zobaczyłam sześć lat temu. Pomimo tego, że podczas kilku początkowych utworów nie dość, że nic nie było słychać, to zbyt duża ilość dymu zakłócała też widoczność - występ uważam za udany, choć nie rewelacyjny... I na pewno żałowałabym, gdybym nie zjawiła się na nim.
Niespotykane - podczas koncertów innych formacji - rozwiązanie zastosowano w przypadku oświetlenia. Dostrzeżenie twarzy Eldritcha okazało się niezwykle trudne. Różnokolorowe reflektory skierowane były wyłącznie na plecy muzyków, dając niesamowity, mroczny efekt.
Ogromnym minusem było nagłośnienie. Szczęśliwie (ale szkoda, że nie od razu) akustycy chyba sami to zauważyli (usłyszeli) i zareagowali. Osoba zajmująca się dźwiękiem nagle zbudziła się i zadziałała, gdyż niski głos Eldritcha zaczął układać się w wyrazy, a te w całe wersy tak dobrze znanych utworów.
Zgromadzeni tego wieczoru pod sceną fani usłyszeli między innymi piosenki o trzech kobietach (lidera?) - "Alice", "Marian" i "Susanne" oraz kompozycje pochodzące ze studyjnych krążków Sisters Of Mercy - "First And Last And Always", "Floodland" i "Vision Thing": "Flood I", "Flood II", "Dominion/Mother Russia", "Detonation Boulevard", "This Corrosion" czy "First and Last and Always".
Po niespełna pięćdziesięciu minutach muzycy zniknęli ze sceny, by dać się jeszcze wywołać dwukrotnie. Zaprezentowali wtedy największe swoje hity - a na pewno te piosenki, na które wszyscy czekali - "Something Fast", "Vision Thing", "Lucretia My Reflection" czy kultową już "Temple of Love".
Dużą część występu Sisters Of Mercy poświęcili nowym(!) kompozycjom. Podobno następca wydanej w 1990 r. płyty "Vision Thing" ukaże się już wkrótce. Jak mówi sam Eldritch - utwory, które znajdą się na krążku, są już zarejestrowane. Zapowiadany przez niego materiał będzie miał charakter retrospektywny - jego zadaniem ma być pokazanie zmian, jakie zaszły w grupie przez ostatnich dwadzieścia lat.
Jakie to zmiany? Z odpowiedzią na to pytanie pozostaje czekać do premiery czwartego studyjnego albumu zespołu. Tymczasem na pewno zauważalne jest to, co stało się z formacją od poprzedniego warszawskiego koncertu. Jej lider jest w dużo lepszej formie, pozostali muzycy sprawiają natomiast wrażenie niesamowicie zadowolonych z możliwości gry u jego boku. Niezawodny jest drugi stały członek grupy - Dr Avalanche, czyli automat perkusyjny.
The Sisters of Mercy, Kraków 31.03.2009, fot. kriz
The Sisters Of Mercy to zespół zadziwiający. Na czym polega jego fenomen? Przecież w ciągu blisko trzydziestoletniej działalności zarejestrował zaledwie trzy studyjne albumy, w niektórych środowiskach uznany jest jednak za kultowy. Bez względu na upływający czas, nadal wypełnia sale koncertowe, a znaczną część widowni stanowią osoby mające tyle samo lat, co wydawnictwa Sióstr.
Szkoda tylko, że Sistersi zawsze pozostawiają pewien niedosyt. Bo na pewno nie można być w pełni usatysfakcjonowanym trwającym zaledwie siedemdziesiąt pięć minut show. Show, podczas którego zabrakło kilku "przebojów", w tym jednej z moich ulubionych piosenek - "More"... So I Want More!
bylem w Stodole i bylem tez w tym roku w Paryzu. Chlopaki sie w pochorowali i cale wyjasnienie. W bataclan bylo kapitalnie, super naglosnienie, swiatla, extra performance. Coz wystep w PL mozna skwitowac - a to Polska wlasnie. Czekam na ich wystep (przesuniety) 29 kwietnia w Zurichu. Pozdrowienia dla milosiernich - Ducha nie gascie, he he
Tyle o nagłośnieniu. Jeśli chodzi o sam zespół, to moje odczucie jest takie, że przyjechał tu po prostu zrobić dobry interes - wydoić kasę, z fanów, którzy dali się nabrać na magię nazwy, bo nie oszukujmy się - poza płytami nic więcej Sisters of mercy sobą nie reprezentuje obecnie. Bezczelne jechanie na legendzie, a dla fanów szacunku żadnego. Bo jak można o nim mówić, kiedy płacąc 100 zł za bilet dostaje się 70 minut grania, w dodatku w kiepskiej jakości. Niektóre utwory zupełnie zepsuli, choćby "Lucretia" - wyszła bardzo źle, zero energii. Brak kontaktu zespołu z fanami, jestem w stanie zrozumieć - Eldritch to Eldritch, nigdy nie był wylewny i trudno czegoś tu wymagać. Zadymiona scena też mi nie przeszkadzała, bardzo dobre światła. Ale przecież nie dla świateł tam przyszedłem, tylko dla muzyki. A ta przeszła gdzieś zupełnie obok tego dnia.
Ale wiem po tym koncercie jedno - z pewnością nie pojawię się już więcej na występie SOM, bo to zwyczajne nabijanie ludzi w butelkę. Może jakby Andrew dostał kopa od fanów, to przestałby odwalać taką chałturę. Ale u nas wielu ludzi ma niewielkie wymagania i wciąż będą dawali robić z siebie durniów.