- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: The Burning Hands, Wrocław 24.08.2019
miejsce, data: Wrocław, D.K. Luksus, 24.08.2019
Będę szczery. O zespole The Burning Hands nigdy wcześniej nie słyszałem, mimo że jest z Wrocławia, czyli z mojego miasta. Zdziwiłem się więc, że organizatorzy "Siekiera Festiwalu" wybrali go na samodzielną gwiazdę promującą ich imprezę podczas jednego z dwóch koncertów towarzyszących. Po nadrobieniu zaległości w edukacji zmieniłem zdanie. Do garści wyróżnień dla zespołu w konkursach podszedłem jeszcze z dystansem, ale EP-ka "Particles of Humanity" to faktycznie solidnie brzmiące łojenie. Czyżby diament, który odkryli już wszyscy poza mną?
Intro z playbacku odtworzone zostało w ciemnościach, widać jednak było, że wokalista Damian Kikoła czai się już na nas, z mikrofonem w ręku i w czapce z daszkiem, jedną nogą oparty o ustawione na skraju sceny skrzynki po piwie. Gdy tylko zapalono światła, zespół ruszył z utworem "Stars of Death". Po jego zakończeniu frontman omiótł wzrokiem zgromadzonych, oznajmił z uśmiechem, że zna dziewięćdziesiąt procent z nich, i podziękował wszystkim za przybycie pomimo pięknej pogody. Jak sam później oszacował, publiczność liczyła dwadzieścia - trzydzieści osób. Byłoby chyba trochę mniej, gdyby nie to, że występ nie wystartował o zapowiedzianej przez organizatorów 19:57, tylko został opóźniony o ponad pół godziny. Wśród widzów wokalista wypatrzył też zespół Mindfak, który wystąpi 30 sierpnia na drugim koncercie poprzedzającym festiwal. Nieśmiało obstawiam, że ta grupa przyciągnie więcej ludzi.
Frontman wielokrotnie i na różne sposoby, słowami i gestami, próbował zachęcić widzów, by podeszli bliżej, ale niezbyt mu się to udawało. Odrobinę lepiej wychodziło mu zachęcanie do pokazywania rogów i rytmicznego skandowania i klaskania. Na jego wzmiankę o ścianie śmierci wiele osób zareagowało jednak śmiechem. Trzeba przyznać, że wokalista wykazywał się poczuciem humoru i dystansem do siebie, a przy tym nie odpuszczał sobie robienia metalowego widowiska i wciąż się starał, żeby wszyscy się jak najlepiej bawili. Początkowo widzowie ograniczali się do czynności, które mogli wykonywać, stojąc w miejscu. Nie zmieniły tego utwory "Strategy of Self-Destruction" ani "Porcelain Souls", ani zagrany po nich jeden nowy, chociaż każdy z nich był niezłym, metalowym kawałkiem. Dopiero przy piątym przed sceną wreszcie rozkręciły się tańce. Trwały jeszcze przez "Shackles of Conscience" i "Children of a Lesser God", po którym publiczność skandowała "Napierdalać!". Apogeum nastąpiło podczas finałowego "Heart of Agrression". Pod koniec utworu wokalista zarządził ścianę śmierci. Widzowie się rozstąpili i kilka osób naprawdę na siebie nawzajem ruszyło. Według słów frontmana, to tradycja koncertów The Burning Hands.
Set podstawowy zajął czterdzieści minut. Po jego odegraniu wokalista przedstawił kolegów: gitarzystę Łukasza Uchwała, perkusistę Krzysztofa Kamisińskiego i basistę Norberta Pawlaka, który wystąpił bez koszulki, więc to po nim, a dokładnie jego pocie, najlepiej było widać, że na scenie jest gorąco. Publiczność skandowała "Jeszcze jeden!", ale kwartet się ukłonił i zniknął za kulisami. Po chwili, mimo że widzowie już ucichli, wrócił jednak, by ponownie zagrać "Strategy of Self-Destruction".
Koncert miał sporo cech występu lokalnej kapelki dla znajomych. Mimo to stwierdzam, że grupa The Burning Hands pokazała, że jest już prawie gotowa, by dzielić scenę z polskimi gwiazdami pokroju Frontside - jeśli wybierać spośród uczestników "Siekiera Festiwalu". Przydałby się tylko długograj, żeby dać się lepiej poznać światu i mieć dość materiału do prezentowania na żywo przez co najmniej godzinę, oraz może więcej ruchu w wykonaniu gitarzysty i basisty. Nic poza tym zespołowi nie brakuje. Ballad nie wymagam - dobrze radzi sobie bez nich, chociaż wolniejsze fragmenty by nie zaszkodziły. Tymczasem miłośnikom metalcore'u i groove metalu polecam koncerty grupy - jest zabawa.