zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 22 listopada 2024

relacja: Świetliki, Wrocław "Metropolis" 15.05.2011

17.05.2011  autor: Krasnal Adamu
wystąpili: Świetliki
miejsce, data: Wrocław, Metropolis, 15.05.2011

Wśród twórców zaproszonych do Wrocławia w ramach Festiwalu Czesława Miłosza znalazł się promujący zbiór swoich wierszy Marcin Świetlicki. Już podczas spotkania autorskiego nieznoszący pompy poeta-rockman nieraz z niezłośliwą ironią wspominał patrona imprezy, publiczność zaś z tych i innych żartów śmiała się tak, jak niejeden metalowiec mógłby przypuszczać, że miłośnicy literatury pięknej śmiać się potrafią. To obcowanie z artystą traktowałem jednak tylko jako zapowiedź tego, co zaplanowano na następny, finałowy dzień festiwalu - wtedy miał wystąpić z czterema kolegami, którzy pod względem poczucia humoru świetnie się z nim uzupełniają. W końcu w środowisku poetyckim też się można dobrze bawić.

Świetliki, Wrocław 15.05.2011, fot. Krasnal Adamu
Świetliki, Wrocław 15.05.2011, fot. Krasnal Adamu

"Metropolis" nie jest miejscem, w którym odbywają się tego typu koncerty. Klub ten wybrano jako wygodny, wystarczająco duży, by po części muzycznej móc w innym jego zakątku przeprowadzić jeszcze slam poetycki, którego jurorami byli zresztą m.in. członkowie zespołu. To już jednak inna bajka - mnie interesował tylko występ Świetlików.

Zanim usłyszeliśmy otwierające set "Złe misie", musieliśmy trochę poczekać. Jak nas poinformował prowadzący imprezę Paweł Piotrowicz, 15-minutowa obsuwa wywołana została spóźnieniem się zamówionej przez zespół pizzy. Nie wiem, czy naprawdę wystąpił taki problem z żywnością. Jeśli chodzi o pochłanianie substancji, Świetlickiego kojarzę z nieco innym atrybutem... i szybko go z nim zobaczyłem, bowiem już w pierwszej przerwie między utworami wyciągnął z kieszeni paczkę produktu, którego używania w pewnych lokalach niedawno zakazano. Nie omieszkał nam przy tym przypomnieć słowa konferansjera o tym, że jeśli chcemy palić, musimy zejść piętro niżej. Uwielbiam jego poczucie humoru, a przecież on i jego krakowska ekipa dopiero się rozkręcali. Nie czekali z niczym do ostatniej chwili. Główny wątek poruszany w żartach, czyli Miłosz, wprowadzony został już między punkowym "Popatrzcie" a jamajsko-nowofalowym "Freeeedom", kiedy to ze sceny padła sugestia, co może oznaczać nazwa projektu Czesław Śpiewa.

Świetliki, Wrocław 15.05.2011, fot. Krasnal Adamu
Świetliki, Wrocław 15.05.2011, fot. Krasnal Adamu

Tekst "Duziej wody" zmienił się w stosunku do wersji studyjnej z końca lat 90. Zamiast podpisującego konstytucję Aleksandra Kwaśniewskiego pojawił się w nim zamykający stadiony premier Tusk. Równie na czasie była wyliczanka, dla czyich to potrzeb Bóg stworzył świat - m.in. dla TVN-u, Polsatu i Facebooka. Niezmiennie jednak pozostał to tekst o powodzi, czyli o czymś, co - jak powiedział wrocławskiej publiczności Świetlicki - "państwo rozumieją, a my nie bardzo". Jakby na pociechę rzucił nam otrzymane dzień wcześniej od prowadzącego spotkanie z nim ciasteczko "z autografem Miłosza". Kieszenie jego marynarki kryły zresztą więcej skarbów, przede wszystkim nagrodę pieniężną dla zwycięzcy slamu. Frontman z trudem wygrzebał wszystkie banknoty, żeby je nam pokazać, później zaś, lekko zgrzany, zostawił je razem z wierzchnim okryciem na zapleczu, prosząc nas, żebyśmy patrzyli, czy nikt tam nie wchodzi. Również basista Grzegorz Dyduch zdecydował się trochę rozebrać, chociaż najpierw upierał się, że ma zasady i nie ściąga pulowerka przed połową występu, a potem nawet, że na bezpłatnych koncertach takich rzeczy w ogóle nie robi. Słowa te uświadomiły gitarzyście i klawiszowcowi Arturowi Gasikowi, skąd na sali wzięła się publiczność - jednak nie przyszła z miłości. Najdobitniej kwestię darmowego wstępu skomentował jednak wokalista: "Myslovitz tak nie robi".

Świetliki, Wrocław 15.05.2011, fot. Krasnal Adamu
Świetliki, Wrocław 15.05.2011, fot. Krasnal Adamu

Tytułowymi bohaterami "Anioła/trupa" byli, według frontmana, odpowiednio Miłosz i Świetlicki. Odrobinę poważniej zapowiedziana została "Chmurka". Utwór ten zawiera w charakterze wstawki wiersz Józefa Czechowicza, o którym to autorze Miłosz podobno kiedyś brzydko pisał. Zaśpiewane częściowo przez gitarzystę Tomasza Radziszewskiego "Czary mary (Wonder schponder)" obyło się bez tego typu nawiązań, za to przy okazji "Olifanta" sięgnięto po więcej znanych nazwisk - oznajmiono, że jego tekst opowiada o tym, jak "Zbigniew Herbert przychodzi do Wisławy Szymborskiej" (zgodnie z najczęściej powtarzanym wersem: żeby się kochać). Więcej śmiechu było jednak przy "Łabądziach". Mimo że Dyduch po usłyszeniu zapowiedzi zwrócił się do Świetlickiego z uznaniem słowami "Bardzo dobry wybór. Nie poznaję kolegi", zespół zastanawiał się, co właściwie te ptaki mogą mieć wspólnego z patronem imprezy. W końcu Gasik podpowiedział, że podobno Miłosz bardzo lubił je dokarmiać.

"Filandia" zadedykowana została zmarłemu trzy dni wcześniej, znanemu m.in. z Voo Voo i 2Tm2,3 perkusiście Piotrowi Żyżylewiczowi. Na wspominki innego typu zebrało się zespołowi przy "Listopadzie", który podobno wykonał 19 lat temu, debiutując w obecności Miłosza. Następnie wróciła tematyka ptaków. Świetlicki powiedział, że odkrył, za co lubi Wrocław - za to, że tutaj są wróble, a w Krakowie ich nie ma, w związku z czym nasze miasto jest chyba zdrowsze. Któryś z muzyków dodał, że u nas nie ma srok, ale to już była przesada - nie obserwował wystarczająco dobrze. Wokalista tymczasem pozwolił nam wybrać następny utwór. Propozycje słyszałem tylko dwie: "Ćwierkanie" i "Świerszcze". Świetlicki dał nam chwilę, po czym oznajmił, że nie znają tych utworów i zapowiedział "Nieprzysiadalność". Publiczność była jednak taka uparta, że w końcu stanęło na "Świerszczach", chociaż frontman twierdził, że nie pamięta tekstu, więc liczy na kolegów, zaś Gasik dorzucił, że to będzie masakra. Ostatecznie wyszło dobrze, ale jest to pretekst, żeby się zastanowić, co właściwie zespół ostatnio robi. Koncertuje rzadko. Ostatni album nagrał w 2005 r. Set ma prawie stały. Chociaż składa się z pięciu dorosłych mężczyzn (z których z nazwiska nie wymieniłem jeszcze tylko perkusisty Marka Piotrowicza), muzyków dobrych i zgranych, nie czuje się, że skończył już 18 lat. Nie są to już panowie, którzy by chętnie podskakiwali i wierzgali we wszystkie strony, ale ze sceny wciąż emanuje dobry nastrój i chęć występowania. Gdzie więc nowy materiał?

Świetliki, Wrocław 15.05.2011, fot. Krasnal Adamu
Świetliki, Wrocław 15.05.2011, fot. Krasnal Adamu

Zbliżała się godzina zaplanowanego końca koncertu, więc zapalający papierosa średnio co niecałe pół godziny, od czasu do czasu przesuwający ciemne okulary na czoło albo wycierający je w koszulkę, Świetlicki zapowiedział, że teraz zagrają przedostatni utwór, potem ostatni, a następnie dwa bisy. Tak też się stało. Usłyszeliśmy kolejno: "Psa", czyli przeróbkę "I Wanna Be Your Dog" The Stooges (tu krótka dyskusja, jaki był pies Miłosza), spokojniejszą wersję "Popatrzcie", "Oplutego" i "Nieprzysiadalność". W środku tego bloku frontman opisał nam, jak to właśnie muzycy mówią nam, że nas kochają, udają się za kulisy, my bijemy brawo, a oni wracają, ale nie ma czasu, żeby to wszystko naprawdę zrobić. W przerwie przed ostatnim utworem zdążył jeszcze wytłumaczyć, skąd się wziął tytuł koncertu "Widziałem takie rzeczy w Stanach". Otóż Miłosz na temat stylistyki Świetlików podobno powiedział kiedyś, że zna to z Ameryki. Sam wokalista nie wie, jakie zespoły jego starszy kolega mógł mieć na myśli. Gasik strzelił, że Pink Floyd, które wprawdzie nie jest ze Stanów Zjednoczonych, ale na pewno można je było tam usłyszeć. Jako kapela wykonująca podobną muzykę mnie do głowy przychodzi tylko Enablers, ta grupa nie pamięta jednak czasów emigracji Miłosza, a poza tym rozrzut stylistyczny Świetlików jest większy. Dla mnie osobiście bywa nawet drażniący, jednak nie tym razem. Mimo przetykania spokojniejszych kawałków żywszymi i mocniejszymi, wszystko się jakoś zgrało.

Świetliki, Wrocław 15.05.2011, fot. Krasnal Adamu
Świetliki, Wrocław 15.05.2011, fot. Krasnal Adamu

Że koncert nie był porywający, może sugerować fakt, że całe jego 75 minut część publiczności przesiedziała, i to naprzeciwko sceny, na podłodze. To jednak mylący widok i niesprawiedliwa ocena. Świetliki zapewniły nam doskonałą rozrywkę: bardzo dobrą pod względem muzycznym i prześmieszną pod względem konferansjerki. Dla takiego ubawu warto czasami przezwyciężyć niechęć do świata lektur szkolnych i zaryzykować dowiedzenie się, kim był ten Czesław Miłosz.

Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołu

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?