- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Summer Jagórfest (Tyr, Vidock, Dragon's Eye, At The Lake, Hyperion), Warszawa "Progresja" 14.06.2008
miejsce, data: Warszawa, Progresja, 14.06.2008
Tegoroczny Summer Jagórfest był pierwszą letnią odsłoną tego odbywającego się dotychczas zimą festiwalu. Na scenie warszawskiej "Progresji" zaprezentowało się 5 zespołów z kraju i z zagranicy.
Dotarłem do klubu pod sam koniec występu czeskiego Hyperion. Zespół zagrał w składzie zawierającym trzech wiolonczelistów oraz perkusistę i zaprezentował muzykę brzmieniowo zbliżoną do późnych dokonań Apocalyptiki. Po Hyperion zaprezentowały się dwa polskie zespoły - gotycko- symfoniczno- metalowy At The Lake i heavymetalowe Dragon's Eye. Oba wyszły ze zmagań ze swoimi konwencjami zwycięsko, prezentując sie profesjonalnie i wciągając publiczność do zabawy.
Pewną ciekawostką była kolejna grupa - czeski thrashmetalowy Vidock. Zespół tworzy tylko trzech muzyków - perkusista, basista oraz śpiewający gitarzysta. Poza śmiesznym makijażem basisty, charakterystyczną cechą Vidock są duże umiejętności techniczne muzyków. Czesi wypadli na żywo dobrze, a ich żywiołowe oldschoolowe granie zostało ciepło przyjęte.
Po przerwie technicznej zabrzmiało intro z nowej płyty Tyr ("Land"), po czym na scenie pojawili się muzycy zespołu. Zaczęli promującym nowe wydawnictwo utworem "Sinklars Visa", który niestety stał się polem bitwy akustyka z brzmieniem zespołu. Kolejny był "Regin Smidur" z "Eric the Red" ze znakomitym wstępem imitującym grę na dudach za pomocą gitar traktowanych elektronicznymi smyczkami. Utwory z "Eric the Red" stanowiły zresztą trzon tego koncertu - zaraz po "Regin Smidur" usłyszęliśmy "Dreams", a zespół miał powrócić do repertuaru z tej płyty jeszcze pod koniec występu. Właśnie gdzieś w okolicach "Dreams" brzmienie osiągnęło satysfakcjonujące proporcje, tylko jeden z gitarzystów przez prawie cały koncert borykał się z problemami z głośnością swojego instrumentu. W dalszej części usłyszeliśmy - sięgające czasów demówki - "Hail to the Hammer" z refrenem śpiewanym wraz z publicznością, kolejny utwór z "Land" i dwa z "Ragnarok" - "Winds of Time" oraz utwór tytułowy. Byłem mocno zaskoczony, gdy lider pożegnał się z publiką, a zespół opuścił scenę. Na szczęście nie był to jeszcze koniec - muzycy powrócili, by zagrać popisowy gitarowy "The Rage Of The Skullgaffer", po którym wykonali najbardziej "bisowy" ze swoich utworów - interpretację klasyka "The Wild Rover". Publiczność wciąż jednak nie chciała puścić Tyr ze sceny i została za to nagrodzona kolejnym utworem z nowej płyty oraz, już naprawdę na koniec, "Ramund hin Unge".
Koncert Tyr technicznie wypadł świetnie, zwłaszcza wokalista wywiązał się ze swojego zadania bardzo dobrze. Nawet wielogłosowe partie śpiewane przez cały zespół, za wyjątkiem "Ragnarok", brzmiały przekonująco, a osiągnięcie tego w warunkach koncertowych nie jest łatwe. Po walce z brzmieniem na początku, akustykowi również udało się sprostać swojemu zadaniu. Całość mogłaby być tylko nieco cichsza. Ale co najważniejsze, muzykom udało się stworzyć znakomity klimat i nawiązać świetny kontakt z publicznością. Nawet dwóch z nich zostało przez ową publiczność wytarmoszonych za włosy, gdy niebaczni niebezpieczeństwa pochylili się na brzegu sceny.
Imprezę była bardzo udana, choć jak dla mnie zespołów mogłoby być mniej albo też więcej z nich mogłoby mieć do zaoferowania coś bardziej od siebie, a mniej konwencjonalnego. Mam nadzieję, że zimowa edycja festiwalu będzie równie dobra.