- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Smashing Pumpkins, Berlin "Arena" 16.09.2000
miejsce, data: Berlin, 16.09.2000
Piszę sobie tę relację w nocy na dworcu Ostbahnhof, siedząc w McDonaldzie. To największa zdobycz cywilizacji - całodobowe McDonaldy na dworcach. Można tu nawet palić i w dodatku sprzedają piwo - którego co prawda nie kupiłem, bo jeszcze tylko tego brakuje mi do kompletu zdrowotnego. No właśnie. Wiele zapowiadało że ta podróż nie będzie udana. Nie udało mi się nikogo namówić na wyjazd, w dodatku zlikwidowano nocny pociąg Berlin - Warszawa i mam w perspektywie oczekiwanie do 7.09 rano. Co jednak najgorsze, na parę dni przed wyjazdem złapała mnie grypka i do końca nie wiedziałem czy pojadę. W końcu pojechałem - z gorączką, kaszlem itp.
Wysiadłem sobie w Berlinie na dwie godziny przed koncertem i spokojnie spacerkiem poszedłem do hali "Arena", gdzie miało się odbyć całe wydarzenie. Pod halą niewielki na razie tłumek i oczywiście od razu natykam się na Polaków - niestety są ze Słupska i wracają z Lichtenbergu. Stoimy, czekamy, gadamy. Kilkanaście minut do dziewiętnastej - o tej porze mieli zacząć wpuszczać. Nagle zaczyna padać - leje jak z cebra, ulewa na maksa. Momentalnie przemakam - dżinsowa kurtka, bluza - mokną w mgnieniu oka. Już po chwili czuje, że strumienie deszczu ściekają mi po plecach. Pływam po prostu. "Raaaaaaaaain faaaalls on eeeeveryoooone..." - intonuje koleś ze Słupska. Leje tak ponad kwadrans. W końcu wciskam bramkarzowi mokry, rozpadający się bilet i wbiegam do hali. Klnę jak szewc, jestem wściekły na maksa, bo przewiduje zapalenie płuc. W środku od razu pod scenę, tam wyciskam wodę z mokrego ubrania i staram się uratować dokumenty (paszport!!!). Jestem tak wściekły, że nie zwracam nawet uwagi że gasną światła. Okrzyki publiczności zamieniają się w ryki - pojawiają się ONI - Smashing Pumpkins!.
Billy jak zwykle na tej trasie ubrany w swój futurystyczny strój znany z teledysku "The Everlasting Gaze", tym razem jednak w kolorze białym. Melissa w czerwonej sukni, James w czerwonej marynarce lamowanej obficie srebrem, wygląda jak rokendrolowiec z lat pięćdziesiątych. Chamberlin doskonale widoczny zza zestawu perkusji, wyluzowany, uśmiechnięty. Poza tym zespół wspomagało dwóch muzyków na klawiszach, laptopach i innych elektronicznych przygwizdach. Stoję może sześć, może siedem metrów dokładnie na przeciw Corgana, w czwartym - piątym rzędzie ludzi. Nie ma tłoku, nikt się nie ciśnie, masa miejsca. Można w spokoju oglądać koncert, obserwując każdy grymas na twarzy Billy'ego. Lider Dyń z akustyczną gitarą zaczyna pierwszą część koncertu, spokojną - prawie jak unplugged. Grają na początek bardzo mocno zmienioną wersję "Glass and the Ghost Children". Prawie wszystkie kawałki na tym koncercie zespół zagrał w zmienionych aranżacjach, tak że chwilami trzeba się było dobrze zastanowić, żeby domyślić się już po wstępie co grają. Na samym początku stojąca obok mnie dziewczyna parę razy pytała się koleżanki - "Ist das vom 'Machina'???". Zresztą w czasie "akustycznej" części nagłośnienie było tak niewielkie, że doskonale słyszało się, co mówią ludzie obok, a co dopiero kiedy rozochoceni fani darli się słowami piosenek, niemiłosiernie niestety fałszując. W tej części zespół zagrał sześć kawałków, z których największy aplauz wzbudziły "Today" i "Thirty-three". W tym ostatnim przy słowach "I've travelled here and there and back again" Corgan puścił oko do publiczności, co przyjęte zostało histerycznym wręcz entuzjazmem. Oczywiście w trakcie "Today" publiczność wyręczała go często w śpiewaniu. Na koniec tej części zagrali "Blue Skies Bring Tears", które zakończył Chamberlin dzikim solem na perkusji. Póżniej cisza, światła gasną. Długa chwila przerwy.
W końcu światła znowu zapalają się, a na scenę wpada Billy, tym razem już w czarnym stroju. Zaczynają się szybkie i ostre dżwięki "Glass' Theme" z najnowszej płyty. Kończy się sielanka - dziki tłum rzuca się pod scenę. Armagedon. Pogo na maksa, nie można utrzymać się na nogach, zero kontroli nad kierunkiem przemieszczania się. Nie da się tam wytrzymać, obok mnie pada na ziemię dziewczyna, nie ma nawet siły spróbować wstać. Gdyby nie przytomność umysłu kilku kolesi, tłum by ją zadeptał. Zanim zdążyłem się wycofać w bezpieczniejsze rejony, padając sam po drodze, zespół zdążył już zagrać maksymalnie czadowe wersje "The Everlasting Gaze" i "Bullet with Butterfly Wings". Zupełnie nie sprawdziły się opowieści o niemieckiej publiczności jako o niemrawych nudziarzach, którzy co najwyżej gotowi są oklaskami zamanifestować swą obecność na koncercie.
Zespół do końca już nie zwolnił, z typowo spokojnych kawałków było już tylko "Disarm", gorąco przyjęte przez widzów. Mniej więcej w połowie koncertu Corgan postanowił przedstawić wszystkich muzyków - na serio tylko dwóch klawiszowców, bo już drugi gitarzysta został przedstawiony jako Sladko (niemiecki odpowiednik polskich discopolowców), a basistka okazała się mieć na imię Jurgen. Iha zrewanżował się Corganowi przedstawiając go w tak charkotliwym niemieckim, że zrozumiałem tylko "Herrrschlerrrblerr", czy mniej więcej coś w tym stylu. Niedługo póżniej Billy ogłosił fakt pojawienia się nowej płyty, o której wiele osób najwyrażniej jeszcze nie słyszało. Z tej płyty zagrali rewelacyjne "Dross" i "Cash Car Star". Z "Mellon..." było "Tonight, tonight" i świetna wersja "Porcelina of the vast oceans". Głównie jednak promowali materiał z "nowej" płyty - "Try, try, try", "Heavy Metal Machine", "This Time", na zakończenie "I of the Mourning". Wiadomo jednak że to nie może być koniec.
Każą na siebie trochę poczekać, ale w końcu wychodzą na bis. Dżwięki fortepianu zaczynają "Blank Page". Przy tym kawałku Billy zachowuje się trochę jak szansonista z festiwalu sopockiego. Chodzi wzdłuż sceny, wywija mikrofonem, robi miny itd. Mam nadzieję, że tylko robi sobie jaja. Po "Blank Page" Iha intonuje "Du - Du hast - Du hast mich", niestety nie umie dalszych słów, ale publiczność i tak jest zachwycona. A za chwilę Corgan zaczyna grać boskie dżwięki "Cherub Rock" - czad na maksa, super wykonanie super piosenki. I znowu schodzą. Publiczność domaga się zgodnie dalszego ciągu i otrzymuje go. Na koniec - doczekałem się swojego ulubionego kawałka - "1979"!!!. Coś pięknego. Chamberlin dołącza się grając na gitarze, perkusja leci z automatu. I to już naprawdę koniec. Wszystkie ręce w górze, ludzie krzyczą, nie chcą uwierzyć, że to już naprawdę koniec. Większość wie, że nie będzie już dla nich kolejnej okazji zobaczenia swego ulubionego zespołu. Niestety. Iha mówi: "Naprawdę chcielibyśmy zostać tu całą noc, zagrać tysiące piosenek, ale musimy już iść". Billy wnosi na scenę kamerę i filmuje widzów, którzy szaleją nie do opisania. Póżniej długo jeszcze chodzi wzdłuż sceny, macha rękami, kłania się, aż Iha przedrzeżnia go naśladując papieski gest pozdrowienia rozłożonymi rękami. Po kilku minutach Corgan schodzi ze sceny, znika za wzmacniaczami. Koniec. Ludzie powoli rozchodzą się, po chwili przez główne wejście wjeżdzają dwie ciężarówki (nic dziwnego - "Arena" była kiedyś zwykłą fabryką), na które ekipa techniczna władowuje sprzęt.
Siedzę sobie na dworcu, na krzesłach rozwiesiłem mokre wciąż na maksa ubrania. Zimno jak cholera, a one nie schną tylko sztywnieją. W dodatku okazuje się, że i McDonalda zamykają o drugiej w nocy. Nic nie zostało mi oszczędzone... Ale warto było, nie wybaczyłbym sobie, gdybym nie skorzystał z ostatniej szansy zobaczenia najlepszego zespołu lat dziewięćdziesiątych, mojej ulubionej grupy. To było naprawdę wielkie przeżycie i zaraz po rozpoczęciu koncertu zapomniałem, że jestem mokry i wściekły. Gdybym miał przez to wszystko przejść jeszcze raz, zgodziłbym się z radością. Niestety, nikt nie da mi już takiej szansy...
Pełna lista piosenek z koncertu (kolejność na ogół orientacyjna):
Glass and the Ghost Children
Today
Stand Inside Your Love
Thirty-Three
To Sheila
Blue Skies Bring Tears
Glass' Theme
The Everlasting Gaze
Bullet With Butterfly Wings
Tonight, Tonight
Heavy Metal Machine
Dross
Cash Car Star
Disarm
Speed Kills
Try, Try, Try
This Time
Porcelina Of The Vast Oceans
I Of The Mourning
Blank Page
Cherub Rock
1979