- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Slayer, Megadeth, Vader, Łódź "Hala Arena" 11.04.2011
miejsce, data: Łódź, Hala Arena, 11.04.2011
Slayer nigdy nie zawodzi, a Megadethu nigdy za wiele - z tym oto założeniem wybierałem się 11 kwietnia 2011 do łódzkiej "Atlas Areny". Tego bowiem dnia miał tam miejsce przystanek "European Carnage Tour" - europejskiej trasy tych dwóch thrashmetalowych kapel.
Slayer, Łódź 11.04.2011, fot. W. Dobrogojski
Informacje prasowe sugerowały jasno - impreza startuje o godzinie 18. Pomimo wielu przeciwności (masakryczne korki!) do Łodzi udało mi się przybyć kilkanaście minut przed czasem. Jak się na miejscu okazało, start imprezy można rozumieć bardzo różnie - głównodowodzący ochroniarz (nazwany przyjacielsko przez mocno zniecierpliwionych, stojących na deszczu fanów "Łysym") zapowiedział, że o 18 rozpocznie się dopiero wpuszczanie publiki na teren hali. Na pocieszenie dodał (choć nie wiem, kogo to tak naprawdę pocieszyło), że nie ma się co spieszyć, ponieważ kapele i tak nie zaczną grać przed godziną 20.
Najwidoczniej ochrona nie wiedziała, że do składu dokoptowany został nasz rodzimy Vader, który rozpoczął swój koncert tak gdzieś w okolicach godziny 19:15. Na pierwszy ogień poleciały "This Is The War" i "Devilizer". Niestety całość wypadła słabiutko - cicho, skromnie (biedne oświetlenie) i przede wszystkim nieczytelnie. Cóż - taka najwidoczniej rola supportu, że gdzie się da, to się mu podcina skrzydła. Bo Peter z kolegami naprawdę starali się, jak mogli. W ramach swojego krótkiego setu zagrali jeszcze "Rise of The Undead", "Sothis", Dark Age" i "Impure". Peter wspomniał o tym, że nowa płyta już się robi i że w związku z jej wydaniem Vader uderzy w trasę klubową po Polsce. I bardzo dobrze, bo tam na pewno wypadną znacznie lepiej. Nikt nie będzie im przecież wtedy sabotował nagłośnienia i wyłączał światła. A tak, pomimo starań, z przyczyn nie do końca od nich zależnych, wypadli tak, jakby zapewne wypadła większość supportujących tego formatu kapele, czyli co najwyżej przeciętnie. Co mogli zrobić, to zrobili. Na koniec warto odnotować jeszcze fakt, że był to pierwszy koncert Vadera z nowym basistą Tomaszem Halickim (m.in. Abused Majesty, Hermh), który został bardzo zgrabnie ("pewnie ma pełne portki") przedstawiony fanom.
Megadeth, Łódź 11.04.2011, fot. W. Dobrogojski
Po chwili przerwy (jedyne 15 - 20 minut!) na scenie pojawili się muzycy Megadeth. Nie zaskoczyli - bez żadnego "dzień dobry" czy "jak się macie" zaczęli grać "Trust". Jak się okazało, oświetlenie tego dnia w "Atlas Arenie" działało wzorowo, a i z brzmienia można było wyciągnąć naprawdę sporo. Podkręcono też znacznie głośność, ale że tak będzie, wiadomo było już w przerwie - techniczny testujący zestaw perkusyjny Drovera potrafił wygenerować więcej hałasu niż cała czwórka Vadera. Mustaine i spółka dali spokój "Rust In Peace" (którą, ze względu na 20 lat od jej wydania, mocno akcentowali na ubiegłorocznym "Sonisphere") i zaprezentowali dosyć przekrojowy materiał. Był "Hangar 18", obowiązkowe "Symphony of Destruction" i "Peace Sells", ale również "Sweating Bullets", "She-Wolf", "Head Crusher" czy wyśpiewane przez fanów "A Tout Le Monde". Na koniec Rudy ponarzekał trochę na obecną ogólnoświatową sytuację (kataklizmy, wojny itp.) i wraz z kolegami zagrał "Holy Wars... The Punishment Due", w które sprytnie wplótł fragmenty "Mechanix". Już tradycyjnie kontakt zespołu z publiką był naprawdę znikomy - ot, taka uroda Amerykanów. Do pełni szczęścia zabrakło również trochę spontaniczności i tego charakterystycznego, diabelsko zadziornego thrashmetalowego klimatu - utwierdziło mnie to tylko w przekonaniu, że Megadeth lepiej wypada słuchany w zaciszu własnych czterech kątów, niż w dużych halach koncertowych.
Megadeth, Łódź 11.04.2011, fot. W. Dobrogojski
Diabła, tradycyjnie, nie zabrakło na ostatnim koncercie tego dnia. Slayer bezlitośnie udowodnił (choć czy oni muszą cokolwiek udowadniać?), że pomimo upływu lat wciąż nie ma sobie równych w tym gatunku. Udowodnił nie tylko bardzo dobrym brzmieniem, ale przede wszystkim brutalną precyzją i klimatem przed wielkie "K". Nie wiem, jak oni to robią, ale nie widziałem i nie słyszałem, aby kiedykolwiek byli w słabej formie. A może, tak najzwyczajniej w świecie, tej formy wystarczająco broni wciąż bardzo dobry repertuar? Może i tak, chociaż trudno wyobrazić sobie Zabójcę bez charakterystycznego uśmiechu Arayi, bez łysego i obwieszonego łańcuchami Kinga czy bez akrobacji perkusyjnych (wielokrotnie zastępowanego, ale wciąż najlepszego) Lombardo. W kategorii thrash metal - mistrzostwo świata. Tym bardziej, że Pat O'Brien całkiem godnie zastąpił chorowitego Hannemana, a problemów wokalnych Arayi nikt z obecnych nie odnotował (co się ostatnio zdarzało). Repertuarowo było przekrojowo, chociaż jednak z naciskiem na ostatnią płytę, z której można było usłyszeć utwór tytułowy (na początek koncertu), "Hate Worldwide", "Americon" i "Snuff". Nie obyło się bez "War Ensemble", "Dead Skin Mask", "Silent Scream", "Seasons In The Abyss", "South of Heaven" czy "Raining Blood". A na koniec, często występujący w tej roli, poleciał "Angel of Death".
Slayer, Łódź 11.04.2011, fot. W. Dobrogojski
Trzeba się cieszyć, że takie imprezy jak "European Carnage Tour" nawiedzają Polskę. Gorzej, że wybór lokalizacji nie zawsze jest do końca trafiony. "Atlas Arena" wypełniona była jedynie do połowy, a totalnym nieporozumieniem był brak jakichkolwiek telebimów, wydawałoby się że oczywistych w tego typu obiektach. Już z połowy hali widać było jedynie niewielkie sylwetki muzyków. Może to dlatego pod sceną był nieludzki tłok, a druga strona płyty świeciła pustkami. Inna sprawa, że strefa "golden circle" stanowiła aż około jedną trzecią całej "Atlas Areny". Dorzućmy do tego horrendalne opłaty za parking oraz oczywisty brak napojów chmielowych i jasne staje się, że o typowo metalowy klimat było dosyć trudno. Na szczęście nie zawiodło to, co najważniejsze, czyli kapele. To dzięki nim wieczór 11 kwietnia był niezapomnianą przygodą. Dla mnie niezapomnianą tym bardziej, że zakończoną przebiciem opony równe 66 kilometrów od Warszawy.
Zobacz:
- zdjęcia z koncertu w Łodzi 11.04.2011: Slayer, Megadeth,
- zdjęcia z koncertu w Pradze 10.04.2011: Slayer, Megadeth.
- relacja: Slayer, Megadeth, Vader 11.04.2011, autorka: Katarzyna "KTM" Bujas,
- relacja: Slayer, Megadeth 11.04.2011, autorka: Ania Oskierko.
A "Poison was the cure"?
Kompletnie nie rozumiem jak prowadzony jest ten zespół. 20 lat tras po całym świecie plus etykieta legendy, a tu takie gówno. Inaczej niestety nie da się tego nazwać.
Zobacz inne relacje
Slayer, Megadeth, Vader, Łódź "Hala Arena" 11.04.2011
autor: Katarzyna "KTM" Bujas
Slayer, Megadeth, Vader, Łódź "Hala Arena" 11.04.2011
autor: Ania Oskierko