zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 22 listopada 2024

relacja: Slayer, Warszawa "Stodoła" 12.06.2002

21.06.2002  autor: m00n
wystąpili: Slayer
miejsce, data: Warszawa, Stodoła, 12.06.2002

Mimo iż do "Stodoły" wpuszczano od godziny 19:00, warto było zjawić się tam kilkadziesiąt minut wcześniej, by ustawić się grzecznie w kolejce i bez problemu znaleźć się w środku jeszcze przed rozpoczęciem koncertu, który zaplanowano na 20:30. O tej godzinie na wejście do klubu wciąż jednak oczekiwało mnóstwo osób i to prawdopodobnie było przyczyną blisko półgodzinnego opóźnienia, chociaż nikt o takowym nie poinformował.

Parę minut przed 21 zgasły światła, a gdy scenę spowił dym, ponownie w ciągu ostatnich dwóch tygodni usłyszałem rozpoczynające koncert Slayer "Darkness Of Christ". Wolnym krokiem weszła cała czwórka, a Dave Lombardo, tym razem bez czapeczki, zajął miejsce za umieszczonym na podeście zestawie perkusyjnym. Chwilę potem w zatłoczonej i dusznej "Stodole" rozpoczęło się szaleństwo przy dźwiękach "Disciple". Dalszy ciąg należał do Toma drącego się w "War Ensemble", "Stain Of Mind" i niezbyt szybkim "Threshold". Kolejne kilkanaście minut to po prostu miód dla uszu, a to za przyczyną takich klasyków, jak "Postmortem", "Raining Blood", "Hell Awaits" i "Die By The Sword". Nie sposób przy nich stać bezczynnie. Zdarzały się czasem dłuższe przerwy między utworami, podczas których muzycy znikali za sceną, by chwilę odetchnąć, ale trudno im się dziwić w takim zaduchu, szczególnie gdy gra się takie numery, jak oni. A przecież wykonany za moment "Born Of Fire" też do zbyt wolnych nie należy. Mile zaskoczyło mnie oświetlenie, przy pomocy czerwonych, niebieskich i białych reflektorów udało się stworzyć ciekawy efekt, jak chociażby spływająca czerwienią sala przy następnym w kolejności "Bloodline". Jeszcze jeden utwór z nowego krążka - "God Send Death" - i już rozpoczęła się muzyczna wędrówka po zawartości "Seasons In The Abyss": "Spirit In Black", a także śpiewane wspólnie "Dead Skin Mask" (aż mi ciarki chodziły po plecach) oraz numer tytułowy. Właściwie pomijając warunki cieplarniane tego wieczoru w "Stodole" koncert miał tylko jeden słabszy moment, było nim umieszczenie w setliście dość marnego utworu "Payback", reszta nowszych kawałków na koncercie broni się bardzo dobrze. Kiepskie wrażenie poprawiły sztandarowe "Mandatory Suicide" oraz "Chemical Warfare", szaleństwo.

I na tym koniec, pożegnanie z publicznością i zejście ze sceny. Ale przecież tak skończyć się nie mogło. Zespół postanowił sprawdzić cierpliwość polskich fanów, kazał na siebie czekać ponad pięć minut. Bis był pięknym ukoronowaniem tych dziewięćdziesięciu minut w pocie i tłoku, warunki wynagrodziły dwa zabójcze numery: "South Of Heaven" i "Angel Of Death". Teraz jednak już był to naprawdę koniec. Fantastyczny koncert, zdecydowanie lepszy niż kilkanaście dni wcześniej w "Spodku". Tym razem Slayer zabrzmiał z kopem, potężnie i czytelnie, czego niewątpliwie brakowało katowickiego występowi. Znowu jednak zabrakło "Black Magic", szkoda. Niech żałują ci, którzy odpuścili sobie ten koncert.

Komentarze
Dodaj komentarz »
to był gig
Marcin Kutera (wyślij pw), 2012-09-17 19:20:39 | odpowiedz | zgłoś
Byłem na tym koncercie. Od kumpeli wtedy 100 zł na bilet pożyczyłem.
Tak było jak autor pisze. Stałem przy barierce, Slayer miałem jak na dłoni.
faktycznie te kawałki zagrali (kurna wtedy sporo grali z SITA i tak powinno być!!!).
Na drugi dzień miałęm totalną chrypę. pamiętam jak klienci mi się pytali co mi jest a ja im. Chrypa po koncercie Slayer. Co niektórzy klienci fajnie mówili: "Dobrze, że młodzież interesuje się sztuką i chodzi na koncerty do kina czy teatru".

Materiały dotyczące zespołu

- Slayer

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?