- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Skinny Puppy, Warszawa "Progresja" 18.08.2010
miejsce, data: Warszawa, Progresja, 18.08.2010
Przez wiele lat najważniejsze zespoły z kręgu rocka industrialnego konsekwentnie omijały nasz kraj. Teraz, gdy gatunek ten lata swojej największej popularności ma dawno za sobą, zdają sobie o biednych Polakach przypominać. Dwa lata temu do stolicy zawitało Ministry, w tamtym roku w Poznaniu grało Nine Inch Nails, natomiast w tym tygodniu na dwa koncerty do Polski przyjechali Skinny Puppy: electro-industrialna legenda z Kanady. Mieli przyjechać do Krakowa już trzy lata temu, ale coś nie wyszło. Teraz trafili do Krakowa i Warszawy.
Skinny Puppy, Warszawa 2010, fot. Lazarroni
Wrażenia z krakowskiego koncertu, które słyszałem przed warszawskim, nie nastrajały zbyt optymistycznie. Zespół ponoć spóźnił się 40 minut, występ wyraźnie odwalił, do tego miał fatalne nagłośnienie i ledwo można było rozpoznać grane numery. Na szczęście gdy tylko parę minut po 20 wszedłem do "Progresji", wiedziałem, że nic z tych rzeczy nie będzie miało miejsca tego wieczoru. Zespół wyszedł na scenę punktualnie i zaczął od cudownego "Love In Vein". Zdziwiło mnie jedynie, że wyszedł na małą scenę... Bez problemu jednak pomieścili się na niej trzej muzycy i zasłonięta jeszcze białą płachtą, szklana klatka. Warto zwrócić uwagę na wygląd Nivka, wokalisty Skinny Puppy: przez cały koncert chodził w białej, stożkowej masce stylizowanej na Ku Klux Klan. Gdy w pewnym momencie ją zdjął i wszyscy liczyli w końcu ujrzeć jego twarz, okazało się, że pod białym kapturem ma jeszcze maskę obrzydliwego mutanta. Oprócz demonicznego wokalisty, na scenie można było obserwować drugą najważniejszą postać w zespole, czyli Cevina Keya, który przesiedział cały występ za swoimi keyboardami, oraz perkusistę Justina Bennetta.
Skinny Puppy, Warszawa 2010, fot. Lazarroni
To już druga trasa koncertowa Skinny Puppy, która pierwotnie miała promować nowy materiał. Niestety (a może właśnie: "stety"), premiera nowego krążka znowu się opóźniła i tym samym nie usłyszeliśmy żadnych nowych kawałków, lecz przekrojowy set, obejmujący najlepsze utwory zespołu. I wspaniale! Ministry dwa lata temu ograniczyli się do grania utworów z ostatnich płyt, które wypadają bardzo słabo na tle ich dyskografii. Dwa ostatnie krążki Skinny Puppy, wydane po reaktywacji zespołu, "The Greater Wrong of the Right" z 2004 roku i "Mythmaker" sprzed trzech lat, też prezentują już zupełnie inne oblicze kapeli, dlatego bardzo dobrze, że Cevin i spółka zdecydowali się zagrać taki, a nie inny zestaw utworów. Najbogatsza była reprezentacja płyty "Too Dark Park", często uznawanej za w ogóle najlepsze dzieło Kanadyjczyków, i ostatniego krążka, "Mythmaker". Z tej pierwszej usłyszeliśmy zabójcze "Tormentor", "Morpheus Laughing" i "Shore Lined Poison". Nie zabrakło "Rodent" i oczywiście "Worlocka" z "Rabies", czy "Addiction" ("Cleanse Fold And Manipulate" - tutaj jednak odegrany w wersji "Dog House Mix") oraz "Dogshit" ("VIVIsectVI"). Prawdziwą perełką była zagrana na zakończenie podstawowego setu "Assimilate": pierwszy "przebój" zespołu. Nawet nowsze utwory, zagrane pośród takich klasyków, zabrzmiały rewelacyjnie. Faktem jest, że największe pogo rozpętało się dopiero przy "Politikil" i "Pedafly" z ostatniego krążka. Szaleństwo wywołał też singiel z poprzedniej płyty, "Pro-Test". Z "Mythmakera" zagrano jeszcze "ugLi", czyli piosenkę o wybitnie chwytliwym refrenie "Jesus wants to be ugly", odśpiewanym przez całą salę. W trakcie tego utworu Nivek wyciągnął też prowizoryczny krzyż z dwóch prętów i zaczął nim wymachiwać przed publiką. Wywołało to jej błyskawiczną reakcję w postaci krzyków "GDZIE JEST KRZYŻ?!", które rozbrzmiewały między utworami już do końca koncertu.
Skinny Puppy, Warszawa 2010, fot. Lazarroni
Akcja z krzyżem to jednak zaledwie wycinek szaleństw, jakie wokalista Skinny Puppy odstawiał na scenie. Po odsłonięciu wspomnianej już szklanej klatki, Nivek wszedł do środka i przez kilka kawałków podrygiwał wewnątrz w swoim dziwnym przebraniu. Jego zakrytą twarz mogliśmy wtedy obserwować na umieszczonym nad klatką panelu LCD. Przydatna sprawa, zwłaszcza gdy na początku "Rodent" szyba klatki została zalana krwią. Nieraz też Nivek korzystał z balkonu dla niepełnosprawnych, by jeszcze pogłębić swój psychodeliczny wizerunek. Pochwalić trzeba też VJa, który rzucał na scenę przez cały koncert niepokojące, kolorowe wizualizacje. Do nagłośnienia też nie można się było przyczepić: czasem może tylko dźwięki syntezatorów Cevina trochę niknęły w ogólnym hałasie, ale nie było to nic szczególnie bolesnego. Samego Cevina zaś należy pochwalić za liczne improwizacje i dodawanie dźwięków, które nie pojawiały się w oryginalnych wersjach utworów.
Skinny Puppy, Warszawa 2010, fot. Lazarroni
Koncert trwał łącznie około półtorej godziny. Niby standard, ale jednak miało się ochotę na jeszcze (mimo rewelacyjnej setlisty, chciałoby się upchnąć do niej np. "Tin Omen"). Po odegraniu "Assimilate" zespół zszedł ze sceny, ale oczywiście nie był to jeszcze koniec. Już po chwili panowie wrócili na swoje miejsca i tutaj dopiero mogliśmy ujrzeć prawdziwe oblicze Nivka, który pozbył się swoich cudacznych strojów. Wokalista podziękował nam za przybycie w ten zimny i deszczowy wieczór, a następnie usłyszeliśmy jeden z najsłynniejszych utworów kapeli: dramatycznego "Worlocka". Szczęśliwcy mieli okazję podać rękę Nivkowi. Zagrali jeszcze "Shore Lined Poison", po czym znów zniknęli. Na szczęście doczekaliśmy się jeszcze jednego bisu w postaci wiekowego "Far Too Frail". I tak występ zakończył się już na dobre.
Starałem się nie nastawiać specjalnie na ten koncert, choć Skinny Puppy to jedni z moich największych faworytów. Okazało się, że wszelkie moje obawy były bezpodstawne i otrzymałem wymarzony koncert, który jeszcze na długo zostanie w mojej pamięci. Fajnie, jakby jeszcze kiedyś do Polski zawitali.
Setlista:
Love In Vein
Hatekill
Addiction (Dog House Mix)
Dogshit
Deadlines
Tormentor
Politikil
Pedafly
Rodent (DDT Mix)
Pro-Test
Morpheus Laughing
Ugli
Assimilate
Worlock
Shore Lined Poison
Far Too Frail
Zobacz zdjęcia:
- Skinny Puppy, Warszawa "Progresja" 18.08.2010,
- Skinny Puppy, Kraków "Rotunda" 17.08.2010