zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 22 listopada 2024

relacja: Sisters Of Mercy, Praga 17.01.1998

20.01.1998  autor: Michal Korczycki
wystąpili: The Sisters Of Mercy
miejsce, data: Praga (Praha), 17.01.1998

(...)zaczne od konca, czyli od podsumowania:
Eldritch byl nacpany
Nie chcialo mu sie grac
Olal publike
Olal w ten sposob, ze calosc, lacznie z bisami trwala 1h 10 min
Sisters w nowym brzmieniu jest swietne i profesjonalne, i niech zyje nam.

A teraz krotkie sprawozdanko:

Na biletach bylo napisane, ze koncert zacznie sie o godz. 20.00. Ponury zart, zaiste. Hala sportowa w Pradze nie skonczyla sie jeszcze wypelniac o 20.40...

Kolo godz. 21.00 pogasly swiatla. Uciszylo to gwizdy wscieklych i zmarznietych ludzi. Niektorzy, ci bardziej zdesperowani, dawali rade przedrzec sie do stoiska z piwem. W powietrzu unosil sie mily aromat pewnego ziela, ktore ma okreslone specyficzne wlasciwosci (children, do not try this at home!). Pierwszy suppotr nie przedstawil sie albo nie zrozumialem, ale nic nie szkodzi, bo byla to taka ruina, ze szkoda slow... Jedyny kawalek, ktory zapamietalem, to cover Motorhead, zespolu, ktory osobiscie kocham. Bylo to "Kill by Death". I faktycznie, tego dnia zabito Motorhead. Syf, crap i ssanie na calego. A co dziwne, chwalili sie, ze wydaje ich Merciful Release... It's like a... joke?

Po tym, jak milosiernie panowie przestali grac, zapalily sie swiatla, by znowu zgasnac po ok. 30 min, kolo 21.50. Myslelismy, ze to juz Sisters, ale to byl drugi support. Dziwna kapela, misz-masz techno i trashu, dwie gitary, bas, perka (dwie stopy, centrala, dwie blachy), klawiszowiec, wokalista o stylu scenicznym goscia z Rage Against... Kontrowersyjny wystep, muzyka troche schematyczna i czasami nuzaca, ale tak energetyczna, ze hej! Przy czym bylo to swierze i naturalne, i swietnie wygladalo na scenie... A przeciez od niedawna juz wszyscy (..) wiemy, ze rock to wielkie orgiastyczne widowisko, ktore musi dobrze wygladac... Grali, grali, az przestali... Swiatla sie zapalily.

Czekamy. Czekamy. Szlag wszystkich trafia. 22.15... 22.30... 22.40... Co do kurwy nedzy sie dzieje - koncert mial sie zaczac o 20.00?!?!?!?! O 22.40 pogasly swiatla, troche przycichly gwizdy (jesli gwizdala co czwarta osoba, to bylo tysiac gwizdaczy - ogluszajace). Puscili nam na odczepnego Tangerine Dream.... Cool. Moim zdaniem w tym czasie cucili Eldritcha. Moze zreszta mu inna palma odbila - to, ze laduje amfe, wiadomo nie od dzis, nie stroni tez od innych uzywek.

Okolo 23.00... Ciemno. Potem - swiatla i ostry riff gitarowy. What the fuck is this?! Spodziewalem sie, ze zaczna od "First and Last and Always", jak we Wroclawiu czy na innych gigach, a tu... Okazalo sie, ze to BYLO "First...", ale w wersji extra-speed-amphetamine-contamineted-CGI-ultra-hiper-fast... Moim zdaniem gorsze od wersji wolnej.

Potem posypalo sie (moge cos przeoczyc):

Flood I i II
On the wire
Amphetamine :-) Logic
Givin' ground (The Sisterhood)
Jungle
Rosanne
Cos?!
This Corrosion
Dominion
Anakonda (swietna wersja)
Gimme something fast
no i Temple of Love, i jeszcze jedna dwie, ktorych nie pamietam...

Wiecie, jak standardowo zachowuje sie Andrew na koncercie? Wisi na mikorofonie i pali malborasa.... A w Pradze? Zachowywal sie dziwnie. Jak na Eldricza, oczywiscie. Biegal po scenie, mizdrzyl sie do ludzi, nawet... podskakiwal. Z tego wniosek, ze pan artysta przegial z fetom... Acha, on teraz jest blondynem, huh huh huh. Po niecalej godzinie swiatla przygasly, pan powiedzial Thank U i zespol zszedl ze sceny.

Tak troche glupio, nie? Gwizdy i wrzaski, ktore potem nastapily, to temat na inna prace. Wyszli znowu na scenie i zagrali dwa kawalki. Potem powtorzyli numer. Trzeci bis okazal sie ostatnim i tyle bylo koncertu, na ktory ludzie szykowali sie od dawna i dla ktorego jechali z Polski, Slowacji czy innych Chin. To ze Eldritch leje na swych fanow wiadomo nie od dzis, ale mimo, ze o tym wiedzialem poczulem sie... glupio.

Nowe Sisters gra na koncertach ostrzej. Nie ma brzdakajacych gitar a'la Marx&Hussey. Jest ostrzej niz na "Vision Thing". Ale dzieki dobremu naglosnieniu i temu, ze E. przyklada sie do spiewania, to ma swoj sens i moze sie podobac. Wykonanie "Anakondy" zwalilo mnie z nog, "Jungle" (pierwszy raz slyszalem) to rewelacja, "This Corrosion" w tej wersji to mega czad, jak i "Temple of Love".

Brzmialo to po prostu swietnie, tyle, ze bardziej metalowo niz gotycko. No i wlasnie - gdyby nie potraktowano nas jak frajerow, ktorym wpycha sie godzinke grania za ciezka kase, to byloby bez zarzutu. Ale i tak nie zaluje. Bylo bombowo (zwlaszcza noc w Pradze, b. zimna noc, a autobus dopiero o 07.30. Na szczescie tam piwo mozna kupic w pubie za 14 Kcs... W nastepnych wyborach glosuje na ich rzad...). Acha, jedna uwaga - Czesi nie umieja sie bawic. U nas przy takiej muzyce bylaby ruchawka, pogo... A tu nic z tego, pare podrygujacych osob pod scena... Inna rzecz - piwo na koncercie i nie ma zadym, zadnych, ludzie po 40 moga przyjsc... Inny kraj inni ludzie. Polakow bylo jak mrowkow, naprawde od groma. I to tyle...

Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołu

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?