- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: "Thrashfest Classic Tour 2011" (Sepultura, Exodus, Destruction), Katowice "Mega Club" 9.12.2011
miejsce, data: Katowice, Mega Club, 9.12.2011
Całkiem niedawno opisywałem "The Decimation Of Europe Tour" - określiłem ten konert mianem małego święta death metalu. Tym razem przychodzi mi skrobać relację z kolejnej uroczystości, którą tym razem nazwę wielką. Tak, to było wielkie, thrashmetalowe wydarzenie! Szkoda tylko, że nie obyło się bez kontrowersji - o tym, że "Thrashfest Classics Tour 2011" na pewno zatrzyma się w katowickim "Mega Clubie" dowiedzieliśmy się dopiero nieco ponad tydzień przed koncertem, a zawirowania wokół polskiego promotora wcale na sukces imprezy nie wskazywały. Ale do rzeczy, 9 grudnia 2011 r. fani thrashu na pewno nie myśleli o tych kłopotach, bo wszystkie zespoły trasy zameldowały się na Górnym Śląsku.
Pierwsze grupy - Mortal Sin oraz Heathen - niestety opuściłem. Do klubu wszedłem w momencie, kiedy ci drudzy opuszczali scenę. Opinie zebranych były różne, chociaż nieco przeważało zdanie o lepszym wrażeniu, jakie pozostawił po sobie Mortal Sin. Musieli zostać dobrze przyjęci przez katowicką publiczność, bo na swoim facebookowym profilu członkowie zespołu napisali "You guys are freaking crazy. Best crowd of the tour so far". Jako że nie mogę się do tego odnieść, przedstawię tylko zdobytą setlistę Heathen - Amerykanie zaprezentowali: "Goblins Blade", "Pray For Death", "Open The Grave", "Opiate Of The Masses", "Hipnotized", "Mercy Is No Virtue" oraz "Death By Hanging".
A teraz już ta część koncertu, w której brałem udział. Rozpoczęła ją legenda - jedna trzecia wielkiej trójcy niemieckiego thrashmetalu: Destruction. Występ formacji był doskonałym przykładem tego, że nie trzeba na scenie tłumu, żeby narobić sporego zamieszania. Tutaj już od pierwszego kawałka ochroniarze przypomnieli sobie, za co im płacą - szalejącym thrasherom ani na chwilę nie brakowało sił na stage diving. "Total Desaster", "Satan's Vengeance" oraz "Mad Butcher" - tymi kawałkami zespół przywitał się z Polakami. Polska miała szczególne znaczenie dla perkusisty Wawrzyńca Dramowicza, który dwukrotnie zabrał głos w trakcie występu. Padło między innymi stwierdzenie, może nie do końca spontaniczne, "jesteście najlepszą publicznością na tej pieprzonej trasie" i nastąpił ciąg dalszy destrukcji przy pomocy "The Ritual", "Thrash Attack" czy "Invincible Force". Miły akcent - z publiczności w stronę zespołu powędrowało logo kapeli przygotowane na polskiej fladze, która pod koniec występu trafiła w ręce Mike'a Sifringera i reszty składu. Na koniec poczęstowano nas kawałkami "Eternal Ban" oraz dwoma hymnami zespołu: "Bestial Invasion" i "Curse The Gods". W powietrzu czuć było starą szkołę grania i dzięki temu około godzinnemu setowi, Destruction plasuje się tego wieczora na drugim stopniu podium.
Przyszedł czas na Exodus, którego setlista na tej trasie składa się z utworów z "Bonded By Blood", z którego zaprezentowano aż 7 pozycji, "Pleasures Of The Flesh" oraz "Fabulous Disaster", mających po trzech reprezentantów. Mija intro, Dukes krzyczy "The Last Act...", parę setek gardeł odpowiada "...Of Defiance" i rozpoczyna się kilkudziesięciominutowe piekło. Już pod koniec tego (lub na początku drugiego?) kawałka Rob dał znać ochronie, że na najbliższą godzinę ma wolne, dzięki czemu koncert obfitował w kilka niezapomnianych - dla jego uczestników na pewno! - momentów. Jeden farciarz mógł odśpiewać kawałek utworu, był to bodajże "Bonded By Blood", jedna z przedstawicielek dość licznie reprezentowanej tego wieczoru płci pięknej mogła zagrać na gitarze Lee Altusa, a cała reszta po prostu przybić pionę i skoczyć ze sceny. A z głośników otrzymaliśmy kolejno - "A Lesson In Violence", "Fabulous Disaster" i "Brain Dead". Pod pudłem spora liczba niezbyt chyba rozpowszechnionych w Polsce circle-pitów, do których zespół nie musiał nawet specjalnie zachęcać. Było parę haseł, które w innych warunkach uznałbym za rzucone pod publiczkę, ale nie tego wieczoru. Nazwa grupy skandowana była chyba w każdej przerwie między utworami, a w moshu nikt się nie oszczędzał. Zespół faktycznie bawił się dobrze i zaserwował nam "Deranged", "Pleasures Of The Flesh", żegnając tym samym krążek o tej samej nazwie, "Piranha", "Metal Command", "And Then There Were None", wspomniany tytułowy kawałek z pierwszej płyty, poprzedzony sporą ścianą śmierci "The Toxic Waltz" oraz obowiązkowy "Strike Of The Beast". Srebrny medal przyznałem w poprzednim akapicie, złoty zawieszam na szyi metal heads z Kalifornii. Ci dali bowiem potężny, dynamiczny koncert i śmiem twierdzić, że bez Exodus impreza spod znaku "Thrashfest Classic Tour" straciłaby sporo. A tak i Exodus zdobył pewnie sporą rzeszę nowych fanów, i Polska zostawiła po sobie co najmniej bardzo dobre wrażenie. Gig kompletny. Exodus dopisuję do listy koncertowych życzeń na przyszły rok, piątkowym występem zostałem kupiony.
Uzupełnienie płynów i kilkunastominutowe oczekiwanie na Sepulturę, już skromniej wywoływaną przez fanów. Co od razu rzuciło się w oczy w trakcie otwierającego "Beneath The Remains"? To Eloy Casagrande - młody, nadzwyczaj dobrze radzący sobie nabytek zespołu, w Sepulturze chyba od jakiegoś miesiąca. Tymczasem z głośników słychać "Territory" i widać, że publika jest jeszcze w miarę dynamiczna. W ogóle zauważyłem nieco większe poruszenie w trakcie odgrywania kawałków z krążka "Chaos A.D.". A mieliśmy ich jeszcze trzy: "Amen" zagrany jako szósty z kolei, "We Who Are Not As Others" jako ósmy oraz przedostatnie, kultowe "Refuse/Resist". Większość koncertu była jednak nieco ospała, wdarło się trochę zmęczenia po kapitalnym Exodusie, a w dodatku sama Sepultura sprawiała wrażenie czegoś na wzór uśpionego wulkanu. My czekaliśmy na jego wybuch, a miały w tym pomóc kolejne hity Brazylijczyków - "Dead Embryonic Cells", "Desperate Cry", "Mass Hypnosis" czy "Altered State". Sięgnięto nawet po ciężką amunicję i na scenie gościnnie, na jeden utwór, pojawił się Gary Holt. Pomogło? Na zwieńczenie trzynastoutworowej setlisty otrzymaliśmy jeszcze "the fucking 'Arise'", poprzedzone "dobranoc Polska!". Dla publiczności, teraz już dość mocno przerzedzonej, na co pewnie wpływ miała późna pora, Sepultura skończyła grać kilkanaście minut przed godziną pierwszą. Teraz odpowiedź na pytanie o obecność Holta: chyba nie do końca pomogła. Choć nie był to występ zły, bo już sama możliwość usłyszenia na żywo kawałków z lat świetności powinna dodawać energii, to na pewno daleko było do tego, czego mogliśmy doświadczyć w trakcie setu Destruction czy perfekcyjnego Exodus. Głupio mi to pisać, bo Sepa to jeden z tych zespołów, od których zaczynałem przygodę z tą właśnie muzyką, ale dzisiaj dla spadkobierców braci Cavalera tylko medal brązowy. I słowo "tylko" niech będzie słowem kluczowym, bo pewnie nie tylko ja ostrzyłem sobie zęby na złoto.
Polski przystanek "Thrashfest Classics Tour 2011" to jedna z ostatnich większych imprez z muzyką metalową w 2011 roku. Przyznać trzeba, że miała sporo mocnych punktów w plebiscycie na tę "naj". I nawet jeśli tego konkursu nie wygra, to będzie w jego czołówce. Całe szczęście, że polskiemu promotorowi udało się ją zorganizować. Było naprawdę thrashFEST!
Materiały dotyczące zespołów
- Sepultura
- Exodus
- Destruction
- Heathen
- Mortal Sin