zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku niedziela, 22 grudnia 2024

relacja: Sabaton, Vena Valley (Always Remember Tour 2009), Siemianowice Śląskie 4.09.2009

20.09.2009  autor: Winterstorm
wystąpili: Sabaton; Vena Valley
miejsce, data: Siemianowice Śląskie, Ośrodek Sportowy "Siemion", 4.09.2009

Nie jestem wielkim fanem Sabaton. Ot, lubię czasami posłuchać sobie którejś z płyt lub wybranych hitów. Zespół jest stosunkowo młody, ma jeszcze prawdopodobnie wiele przed sobą i jak na razie z podniesioną głową maszeruje przez pole bitewne, zwane muzyką metalową. No, ale do rzeczy. Jako że Siemianowice Śląskie niedaleko, a koncert za jedyne dwadzieścia złociszy, czyli przyzwoicie, jak na nasz kraj, postanowiłem się wybrać na owo wydarzenie, zwane Dniami Siemianowic Śląskich i przekonać się, jak sobie Szwedzi radzą nie tylko w studyjnych warunkach, ale także na scenie.

Jak to mam w zwyczaju, nie zdążyłem na prawie żaden support, usłyszałem jedynie parę ostatnich kawałków w wykonaniu gotycko-jakiegoś tam zespołu Vena Valley. Nie przepadam za takim graniem, toteż niespecjalnie mnie porwała końcówka ich występu. Niby wszystko brzmi nieźle, ale brak jakiegoś takiego ostatecznego rysu, czegoś, czego bliżej nie da się określić, a jest niezbędne, by zespół móc nazwać ponadprzeciętnym. Nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że wokalistka jest jakby nieco bardziej mroczną wersją Dody (mam nadzieję, że jeśli przypadkiem to czyta, nie obrazi się zbytnio), aczkolwiek myślę, że jednak ładniejsza. Takie trochę ni to emo, ni to gotyk. Zamilknę już, bo nie bardzo wiem, co o tym sądzić.

Koncert odbywał się w ramach Dni Siemianowic, nie mogło zabraknąć więc paru dodatkowych atrakcji. Grupka motocyklistów przejechała drogą obok miejsca występu, a prezydent Siemianowic podjechał na miejsce czołgiem czy jakimś tam innym wozem pancernym, niestety nie pamiętam, a wrodzony leń odradza mi weryfikowania tych informacji gdziekolwiek. Występ Sabaton miał zostać poprzedzony pięcioma salwami z działa. I jak to w naszym kraju bywa, zawsze coś musi się spieprzyć. Salwy padły trzy, po czym działo zamilkło. I już więcej się nie odezwało. Nie pomogło chóralnie skandowane przez publiczność "napierdalać" czy "ogień z dupy". Nie pozostało nic innego, jak rozpocząć występ w tradycyjny sposób.

Szwedzi zaserwowali nam porcję swoich największych hitów. Dostaliśmy więc takie killery, jak "Primo Victoria", "Attero Dominatus", "Ghost Division". Oczywiście nie mogło zabraknąć "polskiego" hitu - "40:1". Znalazło się też miejsce na utwory wolniejsze, bardziej nostalgiczne: "Purple Heart" z chwytającym za serce fragmentem "Once we were soldiers, once we were young..." oraz (jeden z moich ulubionych) "The Price of a Mile" ze świetną, marszową rytmiką. Miłym zaskoczeniem były utwory nieco rzadziej prezentowane (przynajmniej z tego, co mówił Joakim), czyli "A Light In the Black" oraz "Nuclear Attack". Na zakończenie zagrali, jeśli się nie mylę, "Metal Machine" płynnie przechodzący w "Metal Crue".

Atmosfera na koncercie była przednia. Widać, że zespół lubi występować w Polsce (co non stop podkreślał wokalista) i świetnie się tu bawi, a to udziela się także publiczności. Ludzie pogowali, wymachiwali bujniejszym lub mniej owłosieniem na głowie, skakali i klaskali, śpiewali wraz z kapelą. Deszcz nieco przeszkadzał, ale z drugiej strony przy tak dobrej zabawie prawie się tego nie odczuwa. Zresztą sam Joakim stwierdził, że podziwia nas za wytrwałość, gdyż u niego w kraju w taką pogodę połowa publiczności szybciutko ulatnia się z występu. Pozwolił sobie też określić ich jako "pussies". Regularnie skandowane przez tłum "jeszcze jedno piwo" spowodowało, że śpiewający Szwed kilkukrotnie został zmuszony do wypicia duszkiem złocistego płynu. W ogóle często zwracał się do fanów w naszym ojczystym języku i nie ograniczał się do standardowego "dzienchuja". Miło z jego strony, że chciało mu się łamać język nad naszą trudną, aczkolwiek piękną mową.

Mógłbym jeszcze pisać o stronie technicznej i organizacyjnej całego koncertu, ale w sumie po co? Nagłośnienie było, jakie było, nie zawsze wszystko słyszałem, ale zdarzały się gorsze brzmienia w moim życiu. Miejsca było dużo, obeszło się bez większego ścisku, telebim raczej przeciętny, piwo drogie.

Koncert na pewno mogę zaliczyć do udanych, bawiłem się świetnie, tylko czy będę go "Always Remember", jak głosiła nazwa całej trasy? Raczej wątpię. Z drugiej strony zespół na tyle mocno zadomowił się w naszym kraju, że pewnie jeszcze nie raz będzie dane mi zobaczyć ich na żywo, więc liczę, że kiedyś odstawią show na miarę moich ulubieńców z Iron Maiden czy Blind Guardian. Młodzi są, lotów nie obniżają, wszystko wskazuje na to, że - jeśli nie dadzą się ponieść - może wyrosnąć nam kolejny klasyk gatunku.

Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołów

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Czy abonament do muzycznego serwisu streamingowego to dobry prezent świąteczny?