- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: RPWL, Strawberry Fields, Warszawa, "Progresja", 20.09.2009
miejsce, data: Warszawa, Progresja, 20.09.2009
Impreza nie rozpoczęła się punktualnie, zapewne ze względu na kiepską frekwencję. Organizatorzy czekali, aż przybędą wszyscy, którzy mieli przyjść. Jednak już o 19:30 nie było sensu dłużej zwlekać i na małą scenę "Progresji" wszedł zespół pełniący rolę supportu. Gitarzysta grupy Sarhan Kubeisi zapowiedział: "nazywamy się Strawberry Fields i nie będziemy grać Beatlesów". Formacja ta jest kolejnym projektem bardzo pracowitego perkusisty Wojtka Szadkowskiego (Collage, Satellite, Peter Pan). W skrócie można powiedzieć, że to Satellite tylko na wokalu zamiast Roberta Amiriana dziewczyna zwana Robin. Klimatycznie inaczej, bo bardziej piosenkowo. W czterdziestominutowym programie kapela przedstawiła nam przede wszystkim utwory z jedynej jak dotąd wydanej płyty - "Rivers Gone Dry" - oraz jeden kawałek premierowy.
RPWL, Warszawa "Progresja" 2009, fot. Meloman
Niemiecka grupa RPWL powstała w 1997 roku. Początkowo wykonywali tylko covery Pink Floyd. Lecz później zaczęli tworzyć własne kompozycje i do tej pory wydali pięć albumów ze swoim autorskim materiałem. Na plakatach oraz w informacjach zapowiadających występy grupy w Polsce widniało, że będą grać cały album Floydów "Animals". W zasadzie na to byłem przygotowany, ale okazało się, że czasami niepełna informacja może być także bardzo przyjemną niespodzianką, bo usłyszeliśmy dużo więcej, niż można było się spodziewać. Ale o tym w dalszej części.
Najpierw krótka zapowiedź przedstawiciela organizatorów, że to nie będzie zwykły koncert. Bo poświęcony zmarłemu 15 sierpnia 2008 Rickowi Wrightowi - klawiszowcowi legendarnego zespołu - i że nie należy oczekiwać wiernych wersji oryginalnych kompozycji.
RPWL, Warszawa "Progresja" 2009, fot. W. Dobrogojski
Na małej scenie pięciu ubranych w ciemne koszulki młodych ludzi, nastrojowe światła, a w głośnikach beczenie owiec i charakterystyczne klawiszowe intro. To właśnie "Sheeps", czyli inna kolejność niż na "Animals". Z tyłu sceny wizualizacje, a na ekranie białe, kreskowe niewinnie wyglądające owieczki. Lider zespołu Yogi Lang wstał od zestawu klawiszowego Mooga, podszedł do głównego mikrofonu i zabrzmiał mocny długi wokal, poparty dalej gitarowymi uderzeniami Karlheinza Wallnera. No i tak to właśnie się zaczęło. Nieźle, ale można było wyczuć, że nie wszyscy z wykonawców grają z należytą swobodą. Od początku jednak rej wodził basista Christian Postl. Na luzie i z uśmiechem wygrywał swoje partie. Natomiast gitarzysta był trochę za bardzo spięty. Ale jak się okazało - tylko do czasu, bo już dalej pokazał co potrafi. Wersja pierwszej propozycji była zbliżona do oryginału. Później gitarzyści chwycili za instrumenty akustyczne, wokalista podszedł do mikrofonu i popłynęło krótkie "Pigs on the Wings" część 1.
Utwór "Dogs" to świetna gra wszystkich instrumentalistów. Gitarzysta już wyraźnie lepiej zaaklimatyzowany, zagrywał soczyste solówki. Trzeba wspomnieć, że w tych momentach, w których śpiewał wokalista, klawisze nie milczały. Na drugim zestawie, trochę w cieniu (taka była jego rola) grał Markus Jehle. Natomiast w zupełnym kąciku, gdzieś tam z tyłu ze względu na warunki "lokalowe", pozostawał perkusista Manni Mueller.
RPWL, Warszawa "Progresja" 2009, fot. W. Dobrogojski
Gdy podszedłem w pewnym momencie trochę bliżej sceny, rzucił mnie się w oczy saksofon, stojący gdzieś na podłodze w okolicach perkusji. Szybko, z prędkością światła, przebiegły mi przez głowę wszystkie znane utwory RPWL, ale nigdzie nie usłyszałem instrumentu dętego. Czyżby nie tylko "Animals"?
Jeszcze pozostały nam z tego albumu dwie kompozycje. Najpierw zaprezentowali nam drugą część akustycznego "Pigs on the Wing" i wreszcie wydłużona nieco wersja "Pigs" według RPWL. A wśród instrumentarium także vocoder, przez którego wokalizę wykonał Wallner. Tu już nie było żadnych wątpliwości, że ta grupa autentycznie czuje Floydów, a jednocześnie wprowadza do tej muzyki swoje świeże pomysły i pierwiastki. Wielkie brawa i jedziemy dalej. Wstęp do następnego kawałka rozpoznaliśmy bez trudu. To "Shine on You Crazy Diamond". No i teraz wszystko skojarzyłem i zrozumiałem, na co czeka wspomniany saksofon. Na końcową solówkę w tym numerze. Zza kulis wyszedł młody chłopaczek i zagrał, jak z nut. Ten muzyk to Amerykanin - Joachim Goldstein. Cały utwór zresztą został wykonany rewelacyjnie. I co dalej? Jak to co? "Welcome to the Machine". Tylko w wersji z przeważającymi riffami gitarowymi zamiast klawiszowych, malowniczych pasaży. A gdy obydwaj gitarzyści sięgnęli ponownie po instrumenty akustyczne, nie było wątpliwości że zabrzmi w całości jeszcze jedna płyta Pink Floyd, czyli "Wish You Where Here". I tak się też stało. Utwór tytułowy poszedł z chóralnym śpiewem publiczności w refrenie.
Mija dziewięćdziesiąta minuta koncertu i mamy za sobą dwa klasyczne albumy. Lecz idziemy dalej tym tropem, bowiem lider zapowiedział jeszcze dwie piosenki. Na ekranie monety, a my słyszymy dźwięk maszynki do produkcji pieniędzy. W "Money" estradę opanowało dwóch ludzi, czyli gitarzysta i saksofonista. Pięknie wymieniali się dynamicznymi solówkami. Przed ostatnim utworem zasadniczej części występu Yogi Lang podziękował wszystkim za gorące przyjęcie, wspomniał także, że "Us and Them", który usłyszymy za chwilę, zadedykowany jest pamięci Ricka Wrighta.
RPWL, Warszawa "Progresja" 2009, fot. W. Dobrogojski
Bisowali dwa razy, ale już nie grali kompozycji Pink Floyd. Najpierw typowy blues z udziałem także sekcji dętej. Sporo tu było improwizacji gitarowo - saksofonowych, a Christian ponownie zabłysnął niezwykłym humorem. W końcu na estradę wszedł Yogi oraz dwóch gitarzystów z instrumentami akustycznymi i usłyszeliśmy fantastyczną wersję "Roses". Tylko przy refrenie Lang miał liczną rzeszę wokalnych pomocników z widowni. Szczególnie głośno wyśpiewywali słowo "Roses" stojący najbliżej, a wśród nich niżej podpisany. Moment ten został wychwycony przez Wojtka Dobrogojskiego w ostatnim zdjęciu galerii z tego koncertu, ale Melomana zasłonił młody człowiek w czerwonej koszulce. Czyli jak na razie udało mnie się pozostać incognito.
Zespół Pink Floyd już nie zagra w swoim oryginalnym składzie, bo taki scenariusz napisało życie. Jednak dzięki takim formacjom jak RPWL możemy na żywo słuchać nagrań z płyt, które już dawno weszły do kanonu muzyki rockowej. Ja wyszedłem z tego trwającego w sumie dwie godziny i dwadzieścia minut koncertu niezwykle natchniony. Przyczyniła się do tego również ciepła i wręcz przyjacielska atmosfera spotkania artystów z fanami tuż po występie.
Lista utworów:
1. Sheeps
2. Pigs on the Wing cz. 1
3. Dogs
4. Pigs on the Wing cz. 2
5. Pigs (Three Different Ones)
6. Shine on You Crazy Diamond cz. 1-5
7. Welcome to the Machine
9. Have a Cigar
10. Wish You Where Here
11. Shine on You Crazy Diamond cz. 6-9
12. Money
13. Us and Them
14. Bis nr 1: Blues for the Perfect Day
15. Bis nr 2: Roses
Zobacz zdjęcia z koncertu RPWL.