- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Robinson Bass Clement, Olsztyn "Sowa" 4.06.2008
miejsce, data: Olsztyn, Sowa, 4.06.2008
Robinson Bass Clement, Olsztyn 'Sowa' 4.06.2008, fot. Meloman
Miejsce koncertu
Występ odbył się na wolnym powietrzu, wśród pięknej zieleni drzew, na terenie Pubu Sowa w urokliwym otoczeniu olsztyńskiego Zamku. Towarzyszył mu śpiew ptaków oraz szemranie płynącej niedaleko Łyny. Publiczności mało, zebrało się może pięćdziesiąt osób. Siedzieliśmy sobie wygodnie przy stoliku naprzeciw sceny.
Muzycy
Trzej panowie, którzy utworzyli trio RBC Project i wyruszyli w trasę po Polsce:
Prince Robinson - gitara, wokal: w kapeluszu, szczupły, o śniadej cerze, pod szyją szalik, na szyi różne wisiorki, w tym krzyże. Przypominał postać Włóczykija z bajki dla dzieci o rodzinie Muminków (czy ktoś to jeszcze pamięta?). W czasie gry używał różnych przystawek do gitary, śpiewał, dużo mówił zapowiadając poszczególne kawałki. Opowiedział nawet dowcip. Grał niesamowicie, a mówiąc dokładniej - wywijał na gitarze.
Colin Bass - gitara basowa, wokal: już piąty raz oglądałem go na scenie. Do tej pory dwukrotnie w formacji Camel, dwa razy na solowych koncertach akustycznych. Ten sam niepowtarzalny, o ciepłej barwie głos, jak zawsze z uśmiechem.
Denis Clement - perkusja: sympatyczny i pogodny człowiek w krótkich spodenkach. Gdy w przerwie koncertu powiedziałem mu, że widziałem go w podobnym stroju osiem lat temu na koncercie Camela, odpowiedział mi, że zawsze w takich gra.
Repertuar
Występ zdominowany został osobowością gitarzysty. Najwięcej było utworów jego kompozycji, będących kompilacją bluesrockowego brzmienia. On też najbardziej udzielał się wokalnie. Muzyk ten posiada barwę głosu charakterystyczną dla czarnoskórych pieśniarzy.
Z twórczości grupy Camel usłyszeliśmy zaledwie cztery kompozycje, ale naznaczone piętnem gitary Princa: "Fingertips", "Drafted" z fantastyczną solówka, inną niż w oryginale, "Cloak And Dagger Man" oraz na pierwszy bis "Never Let Go". Solowe dokonania Colina Bassa reprezentowały trzy numery, w tym przebojowy "No Way Back", a także spokojny "So Hard To Say Goodbye". Pozostała część koncertu to soczyste bluesrockowe lub czysto bluesowe granie z niespotykanym brzmieniem gitary. Były też dwa długie utwory instrumentalne, przy których nie można się było nudzić. Siła dźwięku, melodyjne frazy, ciekawe solówki, dynamiczna sekcja rytmiczna. Działo się wiele. Robinson przedstawił utwory ze swojej autorskiej płyty wydanej w 2007 roku, zatytułowanej "Burning Desire", a także kilka bluesowych standardów. Usłyszeliśmy także klimaty niemalże jazz fusion. Drugi bis to popisowe solo Clementa na perkusji oraz odlotowe solówki gitarowe.
Niespodzianki
Warto wspomnieć, że podczas koncertu na scenie pojawił się Maciek Meller z zespołu Quidam - zagrał gościnnie na gitarze w utworze zatytułowanym "As Far As I Can See" (kompozycja Colina). Natomiast drugi członek tego zespołu, klawiszowiec Zbyszek Florek, był obecny na widowni, co spostrzegłem dopiero po zakończeniu występu. Muzycy tej grupy przyjaźnią się z Bassem i wspólnie nagrywają płyty, które zresztą można było nabyć tego wieczoru.
Do niespodzianek zaliczyłbym też fakt, że w zasadzie jechałem na ten koncert, aby posłuchać innych wersji dokonań Wielbłąda, a zostałem mocno poturbowany przez bluesa.
Atrakcje pozamuzyczne i pamiątki
W tym miejscu wymienię przede wszystkim rozmowy z muzykami RBC. Wspólne zdjęcia, autografy na płytach. Oprócz tego kilka zamienionych słów z gitarzystą Quidam o ich występach, które widziałem. Atmosfera przesympatyczna, prawie rodzinna. Zapomnieć można było o codzienności. Poczułem, że przekroczyłem jakieś drzwi, za którymi nie ma tego, co będzie jutro. Liczyła się tylko ta chwila, spokój duszy i odprężenie. To właśnie sprawia muzyka, tak działa. Coś jest w tym niebywałego, że twórca układa dźwięki, a słuchacz natychmiast je odbiera i rozumie. Zachwyca się lub wzrusza. Fenomen małych koncertów polega na tym, że wszyscy, to znaczy aktorzy i widzowie, są blisko siebie. A potem można podejść do artysty, podziękować mu, podać rękę. Podzielić się na gorąco wrażeniami. Do pamiątek, oprócz płyt trzeba zaliczyć setlistę koncertu, którą otrzymałem od Colina po zakończeniu imprezy. Czarnym flamastrem wypisane na kartce skróty tytułów (bez bisów).
Podsumowanie, czyli bilans zysków i strat(?)
- Bilety: 2 x 25 zł = 50 zł
- Wydatki na wydawnictwa płytowe: 2 x 40 zł = 80 zł
- Wrażenia i odczucia estetyczne, które zostaną ze mną oraz to, że po raz kolejny byłem na koncercie ze swoją córką - bezcenne.