- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Roadrunner Roadrage Tour 2005 (Trivium, 3 Inches Of Blood i Still Remains), Warszawa "Proxima" 24.05.2005
miejsce, data: Warszawa, Proxima, 24.05.2005
Zespoły, które odwiedziły Warszawę w ramach "Roadrage Tour 2005", patronowanej przez nasz serwis, to świeża krew w wytwórni Roadrunner. Wszystkie trzy grupy działają najwyżej od kilku lat, a średnia wieku muzyków nie wynosi zapewne więcej niż nieco ponad dwadzieścia lat. Niewykluczone jednak, że już niedługo to o nich zrobi się głośniej na scenie metalowej. Dlatego też warto było wybrać się tego wieczora do "Proximy", aby zobaczyć jak hartuje się stal.
Frekwencja w klubie może nie była porażająca, ale trudno powiedzieć, czy bardziej to świadczy o braku zainteresowania taką muzyką, czy może raczej o tym, że potencjalni nabywcy biletów wydali już swoje pieniądze na inne, licznie nadchodzące koncerty. Tak czy inaczej widać było, że obecni dobrze zdawali sobie sprawę z tego, po co i dla kogo znaleźli się w klubie.
Jako pierwszy na scenie pojawił się Still Remains z Grand Rapids w stanie Michigan. Ten sześcioosobowy skład zagrał porywającą mieszankę hardcore, melodyjnego death oraz klasycznego heavy metalu, czym od razu zaskarbił sobie sympatię publiczności. Każdej piosence towarzyszyła entuzjastyczna reakcja zgromadzonych, pomimo że zapewne przeważająca większość widzów nie miała jeszcze okazji zapoznać się z, dopiero wydaną, debiutancką płytą zespołu "Of Love and Lunacy". Nie przeszkodziło to jednak we wspólnym szaleństwie pod sceną i chóralnym odśpiewywaniu refrenów. Zespół też nie pozostawał dłużny i dał bardzo energiczny koncert. W pewnej chwili wokalista Still Remains znalazł się nad głowami zgromadzonych pod sceną widzów, niesiony przez publiczność na rękach. Oczywiście, nawet na moment nie przestał śpiewać.
Jako następny zagrał kanadyjski 3 Inches of Blood. Ta grupa pozostawiła jednak, przynajmniej u mnie, pewien niedosyt. Zaprezentowali muzykę inspirowaną dokonaniami takich grup jak Testament, czy Judas Priest, ale można było odnieść wrażenie, że w ich wykonaniu dźwięki te nie nabierają szczególnej świeżości. Zastanawia mnie też fakt, dlaczego w składzie zespołu jest dwóch wokalistów. Może samo w sobie nie jest to bardzo dziwne, bo pozostałe grupy też często korzystały z dwugłosów. Różnica polega jednak na tym, że tam najczęściej jeden wokalista śpiewał growlem, a drugi zajmował się czystym śpiewem, co urozmaicało linie wokalne. W przypadku 3 Inches of Blood obydwaj wokaliści śpiewali tak samo - nie do końca udanie imitując manierę Roba Halforda.
Nie da się ukryć, że gwiazdą wieczoru był Trivium. Grupa promuje swój drugi krążek "Ascendancy" i to właśnie z niego pochodziła większość zaprezentowanych na koncercie utworów. Był agresywny "Rain", który podobnie jak na płycie, wybrzmiał na początku, poprzedzony intrem "The End of Everything". Był też porywający "Suffocating Sight", a także "A Gunshot to the Head of Trepidation", w którym doskonale sprawdziły się skandowane chórki, odśpiewane przez publiczność "Proximy". Były też, najcieplej przyjęte (być może dlatego, że dostępne za darmo na oficjalnej stronie grupy) utwory "Like Light to the Flies" i "Pull Harder on the Strings of Your Martyr". A wszystko to zagrane sprawnie i z impetem. Podczas koncertu nie zabrakło także "mini-hołdu", jaki Trivium złożył swoim mistrzom, grając wiązankę znanych utworów metalowych, w której znalazło się miejsce dla "The Trooper" Iron Maiden i "Master of Puppets" z repertuaru Metalliki.
Schodząc ze sceny wokalista Trivium zapewnił zgromadzonych, że zespół odwiedzi nas ponownie jeszcze przed końcem tego roku. Wypada mieć nadzieję, że tak się stanie, i że publiczność równie entuzjastycznie przyjmie grupę. Dobrze by tylko było, gdyby następnym razem frekwencja była przynajmniej ze dwa razy większa.