zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 22 listopada 2024

relacja: Riverside, Lavender, "Diabolique" 13.10.2004

7.11.2004  autor: Maurycy
wystąpili: Riverside; Lavender
miejsce, data: Wrocław, Diabolique, 13.10.2004

Z majowego koncertu Riverside we wrocławskim Kolorze wychodziłem kompletnie zszokowany, z trudnym do zmazania uśmiechem na twarzy. Zupełnie nieznany mi wtedy zespół zaprezentował tak świeżą, bezpretensjonalną muzykę progresywną, że polubiłem ich po tym jednym występie. Wiedziałem, że muszę zapoznać się z ich debiutanckim krążkiem i czekać na kolejny koncert. Pięć miesięcy później, 13 października do klubu Diabolique, na Riverside szedłem znając "Out Of Myself" na pamięć. Apetyt miałem jeszcze bardziej wyostrzony, bo zawartość tej płyty sprawiła, że przez kilka tygodni nie wyciągałem jej z odtwarzacza. Możliwość usłyszenia znanych i lubianych kawałków z albumu, spowodowała że szedłem na ten koncert z jeszcze większymi nadziejami.

Trasa "Progressive Tour II", w ramach której Riverside koncertuje tej jesieni, charakteryzuje się tym, że obok gwiazdy wieczoru występuje także zespół gościnny. W przypadku występu we Wrocławiu,warszawianom towarzyszył Lavender. Ten miejscowy, bardzo obiecujący, młody zespół progresywny od dłuższego czasu konsekwentnie pracuje na debiut płytowy. Występ u boku Riverside na pewno wyjdzie młodym wrocławianom na dobre. Krótki set Lavendera potwierdził spore możliwości zespołu i rozgrzał publiczność przed występem głównej atrakcji.

Riverside zaczęli parę minut przed 21 i od pierwszych sekund było gorąco. Płynęły kolejne dźwięki z albumu "Out Of Myself", przeplatane nowymi kompozycjami, szykowanymi na kolejny krążek. Moją uwagę zwróciła trzecia część "Reality Dream", która zabrzmiała bardzo obiecująco. Warto zaznaczyć pojawienie się w secie koncertowym riversajdowskiej wersji "Radioactive Toy" z repertuaru Porcupine Tree. Dodam, wersji bardzo udanej, której wykonanie rozbudziło jeszcze bardziej, i tak przecież żywą publiczność. Z kolei tytułowy kawałek z "Out Of Myself" wyrósł chyba na ulubiony utwór koncertowy. Zespół wykonał go dwukrotnie, a publiczność nie szczędziła gardeł krzycząc "voices in my head".

O tym, że koncert był bardzo udany niech świadczy fakt, że muzycy "musieli" cztery razy bisować i gdyby to zależało tylko od publiczności, to bisowaliby po raz piąty. W pewnym momencie jednak zmęczenie i ograniczenia repertuarowe wzięły górę. Występ musiał dobiec końca. Wśród widowni (na moje oko jakieś 200 osób) nie było chyba niezadowolonych. Twórczość Dudy, Kozieradzkiego, Łapaja, Grudzińskiego i Melnickiego (nie ma go już w zespole) powinna być ukojeniem dla każdego fana muzyki progresywnej. Możliwość obcowania z tymi dźwiękami w tak kameralnej, przytulnej atmosferze jeszcze potęguje wrażenia i uczucia zawarte w muzyce. Zespół obiecał powrót do Wrocławia po wydaniu drugiej płyty. Ma to nastąpić na początku przyszłego roku. Już zacząłem czekać...

Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołów

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?