zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 22 listopada 2024

relacja: Riverside, Łódź "Hala TV Toya" 17.05.2008

11.06.2008  autor: Maurycy Nowakowski
wystąpili: Riverside
miejsce, data: Łódź, Hala TV Toya, 17.05.2008

Spoglądając na półeczkę coraz gęściej wypełnioną wydawnictwami Riverside, do kalendarzy niemiłosiernie ukazujących upływający czas i na zbiór żółknących powoli biletów z minionych koncertów, chciałoby się powiedzieć - ależ ten czas leci. Dla warszawskiego zespołu Riverside, a także dla fanów tej grupy, przyszedł czas na pierwszą kulminację, pierwsze poważne podsumowanie. Na 17 maja 2008 roku zaplanowano koncert, który miał zamknąć pierwszy etap kariery najważniejszego w ostatnich latach zjawiska na polskiej scenie progresywnej. Koncert, który miał doczekać się rejestracji na potrzeby oficjalnego DVD. Koncert, prawdopodobnie najważniejszy w dotychczasowej historii zespołu, o którym będzie się mówić i pamiętać latami.

Riverside postanowili zorganizować tę imprezę w łódzkim studio "Toya", w którym gościli przy okazji nagrywania ostatniej studyjnej płyty "Rapid Eye Movement". "Toya", w odróżnieniu od większości polskich klubów tradycyjnie organizujących koncerty rockowe, gwarantowała nagłośnienia wysokiej jakości i możliwość rejestracji zarówno wizji i dźwięku na dobrym poziomie. Przestrzenna sala nie miała prawa mieć także problemu z przyjęciem licznej publiczności. Około ośmiusetosobowa grupa fanów Riverside bez trudu pomieściła się w łódzkim obiekcie. Jeśli więc chodzi o nagranie pierwszego profesjonalnego DVD, "Toya" była miejscem idealnym.

Występ rozpoczął się punktualnie. Już dwie minuty po godzinie dwudziestej Mariusz Duda (bas, wokal), Piotr Kozieradzki (perkusja), Michał Łapaj (klawisze, drugi głos) i Piotr Grudziński (gitara) pojawili się na scenie w otoczeniu pierwszych dźwięków kompozycji "The Same River". Koncert nie mógł rozpocząć się inaczej. Powrót do "tej samej rzeki" był w tym przypadku podróżą obowiązkową, emocjonalnie ze wszech miar uzasadnioną.

Na repertuar złożył się przekrój dorobku Riverside, z silnym naciskiem na utwory będące częścią trylogii "Reality Dream". W układaniu setlisty pominięty został tylko minialbum "Voices In My Head". Trudno oprzeć się wrażeniu, że muzycy wybrali swoje najlepsze utwory, konsekwentnie pomijając rzeczy słabsze i niewykonalne na żywo (vide "Rapid Eye Movement", "Schizophrenic Prayer" czy "Far From Understand").

W "Toyi" błyszczały wszystkie "długasy", począwszy od "The Same River", przez potężny, progmetalowy "Volte Face", mroczny "Dance With The Shadow", kojąco - hipnotyczny "The Curtain Falls", aż po blisko szesnastominutowy, kipiący od muzycznych pomysłów, "Second Life Syndrome". Nie będzie chyba przesadą stwierdzenie, że większość z utworów doczekało w Łodzi swoich najlepszych wykonań na żywo. Nieprawdopodobne wrażenie robiły szczególnie niezwykle szybkie (w kilku przypadkach chyba nieco szybsze niż w wersjach studyjnych) zawiłe partie instrumentalne. Trudno było nie zauważyć, że muzycy czują się w takim graniu bardzo pewnie. Swoboda, z jaką rozwijali skrzydła w niełatwych, często zagmatwanych rytmicznie fragmentach, mogła budzić podziw.

Jednak nie tylko "suity" robiły wrażenie. Zamknięte w piosenkowym formacie tematy "Out Of Myself", "Loose Heart", "Conceiving You", "Before" czy "Panic Room" dowodzą niezbicie, że Riverside na terenie szeroko rozumianej piosenki rockowej ma możliwości na tyle duże, żeby myśleć o popularności zdecydowanie wykraczającej poza artrockowe środowisko fanów. Przynajmniej połowa z tych cztero - pięciominutowych utworów to potencjalne przeboje, a ich wykonania na żywo tylko eksponowały mocne strony kompozycji, aranżacji, a także potencjał tkwiący w melodiach i czającej się dynamice.

Riverside jest zespołem, który słynie z umiejętnego poruszania się w szybkich tempach i dużej dynamice (vide cykl instrumentalnych utworów "Reality Dream"), ale nieobca jest mu także dobra, kojąca ballada. Tę stronę twórczości warszawskiego kwartetu podczas łódzkiego koncertu reprezentowały "Conceiving You", "I Turned You Down" i "I Believe". Szczególnie "I Believe" cieszy się dużym sentymentem słuchaczy Ten niemalże klasyk, pamiętający czasy pierwszych tras zespołu, nadal pojawia się w repertuarze koncertów w coraz to nowych aranżacjach.

Podstawowy set tradycyjnie kończył "The Curtain Falls". W czasie wyciszającej się, hipnotycznej części instrumentalnej tej kompozycji członkowie zespołu kolejno opuszczali scenę. Tym razem schowali się za kulisami tylko na moment. Sprawy w swoje ręce i gardła wzięła publiczność, która głośno skandując wywołała Riverside na pierwszy bis.

Grupa oficjalnie bisowała tego wieczoru dwukrotnie. Ostatnim utworem koncertu był "Ultimate Trip" - intensywny, spektakularny finał albumu "Rapid Eye Movement" i co za tym idzie całej trylogii "Reality Dream". I tu muzycy wykrzesali z trzynastominutowego utworu wszystkie jego zalety. Kompozycja na przemian bujała tłumem i hipnotyzowała. Od pierwszego rockowego fragmentu, przez ociężałą, zamyśloną część środkową, aż po potężne progmetalowe zamknięcie "Ultimate Trip" fascynował. Istny wulkan emocji (jak się później okazało, muzycy nie byli w pełni usatysfakcjonowani z tego wykonania).

Koncert zakończył się około godziny 22:30. W momencie, kiedy większość usatysfakcjonowanej publiczności zdążyła opuścić już salę, na scenie ponownie pojawił się Mariusz Duda ze słowami: "nie nagrało się!" Na szczęście żartował. Chwilę później poinformował setkę pozostałych, najwierniejszych fanów, że zespół nie jest do końca zadowolony z wykonania dwóch utworów i za moment Riverside ponownie pojawi się na scenie, żeby te utwory zagrać raz jeszcze. Tak też się stało. Muzycy wrócili by poprawić "Dance With The Shadow" i "Ultimate Trip". A w nagrodę dla tych, którzy zostali, już w formie bonusu, zagrali jeszcze nie wykonywaną tego wieczoru "Beyond The Eyelids". "Potraktujcie to jako after party z zespołem" - krzyknął ze sceny Mariusz Duda, który cały wieczór miał bardzo dobry kontakt z publiką. Występ definitywnie zakończył się parę minut po 23.

Po trzygodzinnej dawce Riverside w sali łódzkiej "Toyi" chyba nie było słuchacza, który mógłby czuć muzyczny niedosyt. Zapewne trudno byłoby też znaleźć fana czującego niedosyt wizualny, gdyż cały występ wzbogacony był bardzo dobrymi światłami (pierwsze tak dobre światła w historii koncertów Riverside), a także prostymi, ale klimatycznymi filmikami odtwarzanymi na niewielkich telebimach w tle sceny. Wszystko to doskonale komponowało się z muzyką. Jeśli dotychczas Riverside grali dobre i bardzo dobre klubowe koncerty, to tym razem mieliśmy do czynienia z rockowym spektaklem.

Wieczór 17 maja w łódzkim studio "Toya" niewątpliwie zasługuje na miano kulminacji pierwszego okresu kariery Riverside. Swoje zadanie spełnił obiekt, dopisali fani (zjechali się praktycznie z całej Polski, znalazło się też kilku reprezentantów z zagranicy). Na wysokości zadania stanął przede wszystkim sam zespół. Muzycy byli dobrze przygotowani technicznie (znikoma ilość potknięć i pomyłek), a także psychicznie (widoczna gołym okiem radość grania). Teraz pozostaje tylko czekać na DVD z zapisem tego koncertu. Jeśli realizatorom nagrania udało się uchwycić choć pięćdziesiąt procent zalet tej niecodziennej muzycznej uczty, to pierwsze w karierze zespołu oficjalne wydawnictwo "Live", będzie imponującym dokumentem.

Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołu

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?