zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 21 listopada 2024

relacja: Riverside, The Pineapple Thief, Paatos (10. urodziny Riverside), Warszawa "Stodoła" 29.05.2011

30.05.2011  autor: Jakub "Rajmund" Gańko
wystąpili: Riverside; The Pineapple Thief; Paatos
miejsce, data: Warszawa, Stodoła, 29.05.2011

Ten wieczór od początku zapowiadał się wyjątkowo. Pomijając to, że był to ostatni występ jubileuszowej trasy Riverside oraz fakt, że będzie grał jeden z najlepszych zespołów, jakie mamy w tym kraju (co już samo w sobie jest wyjątkowe), był to jego pierwszy koncert w warszawskiej "Stodole". Wreszcie, po 10 latach grania, Duda i spółka trafili do klubu na Batorego. A gdy się jeszcze do tego wszystkiego doda, że w roli supportu miały się pojawić Paatos i The Pineapple Thief, szykowało się prawdziwe progresywne święto.

Riverside, Warszawa 29.05.2011, fot. W. Dobrogojski
Riverside, Warszawa 29.05.2011, fot. W. Dobrogojski

Najpierw Paatos, czyli szwedzki kwartet z panią na wokalu, którego drugi krążek - "Kallocain" z 2004 roku - wyprodukował sam Steven Wilson. Zespół jednak skupił się na materiale z zeszłorocznej płyty, nagranej po przetasowaniach w składzie. Występ może rozpoczął się nieco zbyt smętnie ("Gone"), do tego z drobnymi problemami technicznymi, ale już przy drugim kawałku, "No More Rollercoaster", muzycy nabrali energii. Petronella Nettermalm robiła wrażenie swoją skalą głosu, zwłaszcza gdy trzeba było pokrzyczeć. Muzycznie zaś - choć progresywnie - często dawały się w znaki klimaty trip-hopowe, np. przy "Breathing" czy kończącym występ "Over & Out". Ogólnie rzecz biorąc Paatos sprawdził się w roli rozgrzewacza bardzo dobrze i nie mogło być mowy o nudzie.

Drugą atrakcją wieczoru byli The Pineapple Thief - zespół, który spokojnie mógł przyjechać na samodzielny koncert i też cieszyć się niezłą frekwencją. Przyznam jednak, że sam bym się na taki występ nie wybrał. Gdy trzy lata temu zapoznawałem się z ich albumem "Tightly Unwound", nie zrobił na mnie większego wrażenia. W trakcie koncertu jednak zupełnie nie mogłem sobie przypomnieć, co mi się u nich nie podobało - już od otwierającego "Wake Up the Dead", z powolnie narastającym klimatem i syntetycznym beatem, byłem pozytywnie nastawiony do tego zespołu. Potężne brzmienie "3000 Days" tylko utwierdziło mnie w tym nastawieniu. Kolejne utwory z "Someone Here is Missing" złożyły się na niezwykle energetyczny koncert, który już przekraczał poziom zwykłego supportu (zresztą Duda podkreśla, że zaproszone zespoły to ich goście specjalni, a nie supporty). I nawet jak w najbardziej klimatycznych momentach - gdy The Pineapple Thief zagrali "My Debt to You" i "Too Much to Lose" z "Tightly Unwound" - przypomniałem sobie, że tym, co mnie dotąd odstraszało od ich twórczości, była maniera wokalisty, bez problemu dalej dawałem się muzykom prowadzić przez kreowane przez nich nastroje. I ostatecznie żałowałem, że ich występ trwał tak krótko (podobnie jak Szwedzi z Paatos, Brytyjczycy grali niespełna godzinę).

Riverside, Warszawa 29.05.2011, fot. W. Dobrogojski
Riverside, Warszawa 29.05.2011, fot. W. Dobrogojski

A skoro już przy czasie jesteśmy, trzeba pochwalić oddzielnym akapitem organizację koncertu. Dawno nie spotkałem się na tego typu imprezie z taką punktualnością - rozpiska podana przed koncertem na stronie internetowej i drzwiach "Stodoły" zgadzała się co do minuty. I nawet jeśli przerwa techniczna po The Pineapple Thief trwała znacznie dłużej, niż ta po pierwszym supporcie, nie ma co narzekać, bo dokładnie o 21:10 neonowe krzyżyki nad sceną rozświetliły publikę czerwoną łuną (tak, oprawa wizualna to kolejna rzecz, którą tego wieczoru należy zaliczyć do rzeczy wyjątkowych), a płynące z głośników ambienty zaczęły cichnąć...

Zawsze uważałem, że najlepszym otwarciem dla wieczoru z Riverside - nieważne, czy z płyty, czy na żywo - jest połączenie "The Same River" z "Out of Myself". Panowie jednak postanowili, że podczas swojej jubileuszowej trasy będą rozpoczynać od otwieracza swojej trzeciej płyty. Tak więc na powitanie usłyszeliśmy "Beyond the Eyelids". Druga pozycja już się za to zgadzała z moim ideałem, bo był nią "Out of Myself", który bezproblemowo rozruszał całą publiczność. Potem jeszcze "Reality Dream III" oraz "Egoist Hedonist" i gdy już każda z czterech pełnowymiarowych płyt warszawiaków została przedstawiona publice, Mariusz Duda pozwolił sobie na chwilę przerwy, by do niej zagadać. Przede wszystkim o tym, że wreszcie udało im się zagrać w "Stodole" i że to ostatni występ jubileuszowej trasy na 10. urodziny zespołu. Publiczność odśpiewała z tej okazji "sto lat", które Duda określił jako "wyjątkowo progresywne wykonanie". A potem już występ trwał dalej...

Riverside, Warszawa 29.05.2011, fot. W. Dobrogojski
Riverside, Warszawa 29.05.2011, fot. W. Dobrogojski

Z okazji urodzin Riverside wydaje w tym roku EPkę "Memories in My Head". Choć oficjalnie na rynku ukaże się dopiero 20 czerwca, można ją było dostać na koncertach jubileuszowej trasy. Jeśli ktoś nie był przekonany do zakupu, na warszawskim koncercie usłyszeliśmy dwa z trzech zawartych na niej utworów. Jednym z nich był "Living in the Past" - dwunastominutowa, zakręcona suita, która spotkała się z bardzo ciepłym przyjęciem w "Stodole". A zaraz po niej "jeden z tych dwóch czy trzech utworów, które mamy w repertuarze, gdzie są normalne zwrotki i refreny" - jak to określił Mariusz Duda. Przy okazji poprosił, aby prosty refren tej kompozycji pomogli mu odśpiewać fani. O jaką piosenkę chodziło? Oczywiście o "Conceiving You". Ci, którzy nie lubią tej "prostej, popowej piosenki", dostali na pocieszenie "Ultimate Trip" - najdłuższy utwór tego wieczoru. A zaraz potem moment kulminacyjny koncertu: genialny "Left Out" z "Anno Domini High Definition". Kolejny moment odśpiewany z publicznością - i tym razem poradziła z tym sobie o wiele lepiej. Może dlatego, że zamiast śpiewania refrenów, robiła tylko wokalizę w końcowej części utworu. Całość zrobiła jednak piorunujące wrażenie, mimo że nagłośnienie nie dało sobie w pełni rady z thereminem Michała Łapaja z początkowej części kompozycji.

Po tych progresywnych wyczynach przyszła pora na "hiciory". I tak "Left Out" przeszedł płynnie w jedno z najpiękniejszych dokonań Riverside: "Loose Heart" z debiutanckiej płyty. Następny w kolejce był "02 Panic Room" - tutaj już publika nie miała problemów z refrenem, mimo że zawierał tekst. Na zakończenie podstawowego setu utwór tytułowy z drugiej płyty - na poprzedniej trasie wplatano weń "Schizophrenic Prayer", teraz wplata się fragment "Parasomni". Pisałem, że usłyszeliśmy tego wieczora dwa utwory z "Memories in My Head". Drugi z nich otworzył pierwszy bis. Wcześniej Duda opowiedział jego historię, ale jakby jeszcze ktoś nie wiedział: "Forgotten Land" powstał z inspiracji Pink Floydami i promuje grę "Wiedźmin 2: Zabójcy królów". Trzeba przyznać, że te nowe kawałki sprawdzają się bardzo dobrze na żywo. Końcówka koncertu to już powrót pełną gębą do okresu pierwszej płyty. Drugim utworem na bis była pierwsza część "Reality Dream". A gdy już kurtyna miała za chwilę opaść, panowie zagrali najlepszy zamykacz, jaki mają w dorobku, czyli nieśmiertelne "The Curtain Falls"...

Riverside, Warszawa 29.05.2011, fot. W. Dobrogojski
Riverside, Warszawa 29.05.2011, fot. W. Dobrogojski

Po takim koncercie (i takim jego zwieńczeniu) ciężko mieć uczucie niedosytu, do jednej rzeczy jednak się w setliście przyczepię. Skoro zespół zrobił taką ładną, przekrojową składankę i znalazło się w niej miejsce dla nowej EPki "Memories in My Head", to wypadało zagrać też coś z "Voices in My Head". Wiem, że Riverside bardzo rzadko sięga na żywo po utwory z tego wydawnictwa, ale na poprzedniej trasie grali regularnie "Stuck Between", więc szkoda, że płytę tę zupełnie w "Stodole" pominięto. Niemniej był to naprawdę udany koncert. Muzycy Riverside kolejny raz pokazali, że zasłużyli na swój sukces. Do tego zadbali o świetną oprawę wizualną i sprowadzili interesujących gości. Z całego serca życzę im kolejnej dekady w takiej formie!

Zobacz zdjęcia: Riverside, Warszawa 29.05.2011.
Przeczytaj: relacja Melomana.

Komentarze
Dodaj komentarz »
paatos
nevamarja (gość, IP: 79.163.56.*), 2011-05-30 23:45:16 | odpowiedz | zgłoś
jeśli czegoś jestem pewna, to tego, że występ Paatos otwierał utwór "In That Room". "Gone" było piąte. :)
świetny koncert :)
Jeżozwierz (gość, IP: 217.17.38.*), 2011-05-30 21:37:24 | odpowiedz | zgłoś
Złodzieje Ananasów też zaskoczyli mnie na plus, bo w wersji studyjnej jakoś nie zachwycali... Jeśli chodzi o Riverside to jedynym minusem było to, że jeszcze dłużej nie zagrali ;-), doskonały koncert...
Hmm
Narcos
Narcos (wyślij pw), 2011-05-30 19:57:57 | odpowiedz | zgłoś
ja byłem w krakowie w 2009 i na Metal Hammer Fest 2010 i nie pamiętam aby na tych archiwalnych już koncertach zagrane było "Stuck Between".
re: Hmm
Nekro (gość, IP: 109.95.2.*), 2011-05-30 21:19:49 | odpowiedz | zgłoś
W Gdańsku na trasie po ADHD Stuck..., ku mojej wielkiej uciesze, zagrali.
przyjemne urodziny
pik (gość, IP: 95.49.168.*), 2011-05-30 18:25:58 | odpowiedz | zgłoś
świetny gig, tylko RD III było przed The Curtain Falls.. nie było RD z debiutu, a jak dla mnie mogliby zagrać instr. REM, choć jakby pojawil się Stuck Between też bym nie narzekał;) jeśli chodzi o TPT- tak samo mnie nie przekonywali.. do wczoraj;) 'na żywca' wypadli znakomicie, wiec trzeba jeszcze raz sięgnąć po ich nagrania..
re: przyjemne urodziny
rajmund
rajmund (wyślij pw), 2011-05-30 21:51:58 | odpowiedz | zgłoś
Racja, pokręciłem z tymi "Reality Dreamami"...

Materiały dotyczące zespołów

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?