zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku niedziela, 22 grudnia 2024

relacja: Rammstein, Combichrist, Łódź "Hala Arena" 12.03.2010

15.03.2010  autor: Verghityax
wystąpili: Rammstein; Combichrist
miejsce, data: Łódź, Hala Arena, 12.03.2010

Łódź to dziwne miasto, które zarazem świetnie pasuje do stylistyki pionierów Neue Deutsche Harte, jak i z drugiej strony wydaje się z nią kompletnie rozmijać. Wszakże stolica województwa łódzkiego to przemysłowy, betonowy moloch, nad którym miejscami unosi się fetor dobywający się z wszechobecnych zakładów tekstylnych. Metropolia ta jest również upstrzona mnóstwem obiektów sakralnych, zaś tutejsze władze miejskie od dawna wykazywały zdecydowanie prawicowe inklinacje. Jako że Łódź cieszy się raczej nienajlepszą opinią miasta, w którym wiele koncertów metalowych było już odwoływanych, dziwi fakt, iż firmie Live Nation udało się w nim zorganizować występ, jakby nie patrzeć, dość kontrowersyjnej formacji. Przejazd ulicami obwieszonymi flagami i transparentami kultu maryjnego stanowił swego rodzaju przewrotny, wręcz perwersyjny kontrast z industrialnym misterium, jakie o godzinie 20 miało się rozpocząć w hali sygnowanej logo czołowego producenta kleju do kafelków.

W zasadzie mógłbym napisać, że niniejsze show Rammstein było powtórką z rozrywki z katowickiego gigu z listopada i w dużej mierze stwierdzenie to byłoby prawdziwe. Pojawiło się jednakowoż kilka różnic i aby uniknąć zbędnego powtarzania, to na nich przede wszystkim mam zamiar się skupić.

"Arena Atlas" była praktycznie po brzegi wypełniona widzami, wśród których nie zabrakło i sąsiadów zza zachodniej granicy. Nie jestem pewien, czy impreza wyprzedała się do końca, ale nawet jeśli nie, to z pewnością i tak niewiele brakowało do osiągnięcia takiego stanu rzeczy. Zarówno miejsca siedzące, jak i płyta zalane były morzem ludzkich głów. Niestety, w moim odczuciu, pudło miało za niski pułap, wskutek czego dla fanów stojących nieco dalej widoczność była dość ograniczona. Mam również wrażenie, że infrastuktura techniczna i możliwości "Areny" do wybitnie rozbudowanych nie należą, bowiem znacznie więcej efekciarskich sprzętów udało się technicznym z R+ zainstalować w "Spodku". Jak na ten zespół, salę rozświetlało drastycznie mało płomieni, że dla porównania wspomnę choćby monumentalne, gorejące kolumny ognia z Katowic. Trzeba za to przyznać, że panowie z Rammstein zaprezentowali się w lepszej kondycji niż ostatnio, a i wokalnie Till pokazał wyższą klasę, gdyż w listopadzie pod koniec koncertu już niedomagał.

Nad wyraz zawiodła tym razem publika. Ludziska na płycie w znakomitej większości stali niczym słupy soli, miejscami okazjonalnie podrygując, zarówno podczas występu gwiazdy wieczoru, jak i supportującego ich Combichrist. Bo to właśnie Andy LaPlegua i jego projekt spod znaku aggrotech ponownie dostąpili zaszczytu otwarcia imprezy. Dla mnie rewelka, ponieważ od poprzedniego razu zdążyłem już zatęsknić za energetycznym frontmanem oraz podwójnym zestawem perkusyjnym i hipnotyzującym spektaklem, jaki odstawiali obaj pałkerzy. Szkoda, że w Łodzi Combichrist zagrało jedynie półgodzinny set, wykonując następujące kawałki: "Today I Woke to the Rain of Blood", "Scarred", "Get Your Body Beat", "Fuck That Shit", "What the Fuck Is Wrong with You?" i fenomenalny "Blut Royale", którego mógłbym słuchać w nieskończoność.

Wiadomo, u Niemców ordnung muss sein, toteż punktualnie o godzinie 21 na scenę przebili się za pomocą kilofów i innych narzędzi zniszczenia królowie industrialnego metalu. Zawartość setlisty Rammstein, jak i kolejność poszczególnych numerów, z jednym wyjątkiem, była identyczna z tym, co zaserwowano w Katowicach. Rozpoczęło się od "Rammlied", potem "B********", "Waidmanns Heil", "Keine Lust" i "Weisses Fleisch". "Feuer frei!" wypadło straszliwie ubogo w porównaniu do zeszłorocznego show - ognia buchało tyle, co kot napłakał, a i gorejące jęzory, jakie Lindemann, Kruspe i Landers wypluwali ze swych masek były kiepsko zsynchronizowane. Dalszy ciąg to "Wiener Blut" w towarzystwie nieszczęsnych, eksplodujących laleczek, "Fruhling in Paris", a także "Ich tu dir weh" - tutaj Till znów został wyniesiony w górę na specjalnym podnośniku, by z metalowej bańki na mleko oblać deszczem iskier i grzmiących petard, znajdującego się poniżej Flake'a. Po tej zagrywce, podobnie jak miało to miejsce w "Spodku", klawiszowiec powrócił w błyskającym tysiącami cekinów wdzianku. Dziesiąty punkt na rozpisce był jedyną nowością imprezy - zamiast "Liebe ist fur alle da" nastąpiło odbicie w stronę albumu "Herzeleid" w postaci wałka "Du riechst so gut". Niby mała rzecz, a cieszy. Kolejne etapy przedstawienia odbyły się już bez niespodzianek: "Benzin" z dystrybutorem ze stacji paliw i płonącym kaskaderem, "Links 2-3-4", "Du hast" oraz kończące właściwą część gigu "Pussy". W tym przypadku różowa, falliczna armatka spisała się znacznie lepiej niż w Katowicach, dokonując niezwykle obfitej i długotrwałej ejakulacji na pierwsze rzędy publiczności. Podczas obsługiwania zmechanizowanego instrumentu prokreacji na twarzy Tilla wykwitł pełen zadowolenia uśmiech, czyli można bezpiecznie założyć, że tej nocy działko zadziałało zgodnie z zamierzeniami R+. Przy finałowych akordach, na zgromadzonych w "Arenie" fanów posypała się lawina kolorowego konfetti w barwach niemieckiej flagi.

W charakterze bisu do menu trafiło "Sonne", "Haifisch" i "Ich will". Drugi z numerów, rzecz jasna, nie mógł się odbyć bez obowiązkowego pontonu. Tak, jak w listopadzie, pasażerem tego środka transportu został Flake, lecz jego rejs po łódzkiej hali był odrobinę dłuższy. Nie mam pojęcia, kto wpadł na towarzyszącą temu motywowi inicjatywę koncertową, ale tak genialny i zabawny koncept zasługuje na duże brawa - niczym w starych kreskówkach, część fanów wydobyła z czeluści swych kieszeni spore, dmuchane rekiny, którymi ciskali w podróżującego pontonem klawiszowca. Najwyraźniej Flake'owi pomysł przypadł do gustu, bowiem natychmiast podjął zabawę, udając, iż dzierży w dłoni wędkę i wrzucając cały połów na pokład kutra "Rammstein". Po "Ich will" germańscy muzycy zeszli ze sceny, a rozochocony tłum począł przyzywać ich z powrotem. Nie wiedzieć czemu, skandowanie nazwy kapeli brzmiało niczym na meczu piłki nożnej, a co więcej, każdy okrzyk okraszany był potrójnym oklaskiem. Po paru minutach teutońska formacja uderzyła z drugim bisem, grając "Engel". Z niekłamaną przyjemnością przyszło mi oglądać wykonanie tego utworu z prawdziwą wokalistką, zamiast puszczanego dotychczas z taśmy żeńskiego głosu. Lindemann ponownie przywdział strzelające strumieniami ognia metalowe skrzydła, które przygrzały o niebo lepiej niż w "Spodku".

Na poprzednich koncertach Rammstein, które miałem okazję oglądać, Till niewiele mówił po polsku, ale chyba ostatnio nadrobił braki, ponieważ w Łodzi kilka razy można było usłyszeć wypowiedziane z niezgorszym akcentem: "dziękuję bardzo". Gdy po "Engel" grupa żegnała się z ludźmi, Lindemann całkowicie mnie zaskoczył, rzucając hasło: "Rammstein kocha was" - takie sympatyczne zwieńczenie trwającego godzinę i czterdzieści minut równie sympatycznego występu.

Komentarze
Dodaj komentarz »
Zakład tekstylny
Łodzianin (gość, IP: 83.10.17.*), 2010-05-20 00:33:02 | odpowiedz | zgłoś
"Wszakże stolica województwa łódzkiego to przemysłowy, betonowy moloch, nad którym miejscami unosi się fetor dobywający się z wszechobecnych zakładów tekstylnych."
Tyś chyba w Łodzi nie był, a relacje napisał z opowiadań. Znajdź w Łodzi 1 czynny zakład tekstylny a stawiam piwo.
Znowu ogień...
bandrew78
bandrew78 (wyślij pw), 2010-03-22 16:19:32 | odpowiedz | zgłoś
Rammstein rzeczywiście zagrał fajniej niż w Spodku, zwłaszcza wokale wypadły lepiej. No i to "Du Riechst So Gut"! Efektów było mniej niż w Spodku, bo i scena nieco mniejsza, ale wszystko co najważniejsze przecież było, armatka na "Pussy" działała znacznie dłużej (no i byłem w jej zasięgu), ponton dłużej "popływał". Zresztą skoro już to wszystko widziałem, to tym razem skupiałem się na muzyce i dobrej zabawie. Co do publiki, to płyta w Spodku chyba rzeczywiście wypadła trochę lepiej, ale nie mogę tego do końca porównać, bo w Katowicach miałem zaburzoną percepcję z uwagi na zbyt duża ilość przedkoncertowego alkoholu (nie polecam, fatalnie działa na kondycję:)), a teraz stałem tak blisko sceny, że nie wiem, jak to do końca wyglądało z tyłu, bo z oczywistych względów w tamta stronę nie zerkałem, a filmiki nie do końca to oddają. Ale rzeczywiście w sektorze najbliższym sceny niektórzy zachowywali się, jakby ci bawiący im przeszkadzali (po co więc się pchali pod tę scenę?). Wrażenie ogólnie baaardzo pozytywne, ale tylko dzięki R+. Combichrist dla mnie zagrał tak jak w Katowicach - nudno, monotonnie, jedynie image mają interesujący.
Porównanie koncertów w Katowicach i Łodzi
jawa z Gdańska (gość, IP: 93.165.134.*), 2010-03-21 09:31:43 | odpowiedz | zgłoś
.... generalnie siedzieć na Rammstein, to znaczy być na koncercie przez przypadek, ale to raczej temat na nowy wątek. W porównaniu do Łodzi, w Spodku była lepsza atmosfera na płycie, gorsza w sektorach i lepsze efekty pirotechniczne. Sam Rammstein w Łodzi zagrał o niebo lepiej, czego nie można niestety powiedzieć o Combichrist, którego koncert nie był nawet w połowie tak dobry jak w Katowicach. Co do porównania z wczesniejszymi koncertami Rammstein w Polsce, to obowiązuje zasada taka jak w przypadku innych odwiedzajacych nasz kraj zespołów. Odbiór/spontan publiczności z roku na rok jest co raz mniej energetyzujący (porównywanie z koncertem R+ z 2005 roku nawet nie ma sensu). Pod tym względem, jako publiczność, niebezpiecznie blisko zbliżamy się do zblazowanej publiczności zachodniej. Na całe szczęście jeszcze nam do niej trochę brakuje. Kto był ostatnio na Marilyn Manson i pamięta tłumaczenie Briana dlaczego zespół przyjechał do Polski, to dokładniej wie o co chodzi:)
mosquito
Polak (gość, IP: 85.89.170.*), 2010-03-17 11:34:42 | odpowiedz | zgłoś
Relacja, prócz samego wątku muzycznego, nieadekwatna do rzeczywistej atmosfery. Mam wrażenie, że recenzent był na jakimś innym koncercie. Wszyscy bawili się świetnie i atmosfera była super. Co tu ma do rzeczy sposób klaskania? Nie rozumiem. Poza tym porównanie Łodzi do miasta kultu Maryjnego co najmniej śmieszne. Pozdrawiam tych, którzy byli ;)
re: mosquito
Verghityax (wyślij pw), 2010-03-17 11:50:42 | odpowiedz | zgłoś
Nie wiem, może fakt, że Rammsteina widziałem już parę razy, sprawił, iż nie przeżywałem tego z wypiekami na twarzy. Polecam dla porównania zobaczyć tą kapelę więcej niż raz. Gdybyś był w listopadzie w Katowicach albo w 2005 roku również w Spodku, odczułbyś tą atmosferę.
re: mosquito
filcze (gość, IP: 89.75.140.*), 2010-03-17 22:09:41 | odpowiedz | zgłoś
i ja się muszę z kolegą zgodzić. Jak widzę to nie tylko moje odczucie że w spodku pod względem efektów było lepiej... Co do zabawy... hmmm pierwszy raz płyta i ostatni. Poprzednie trzy koncerty spędzone na sektorach. Może nie jestem zbytnio zabawowy, ale na koncert R+ idę głównie by podziwiać show które chłopaki robią - a poskakać i posłuchać mogę sobie w domu czy w klubie. Niestety scena była trochę za niska i moją kobitę musiałem na barierkach posadzić żeby coś widziała. Arena to hala sportowa i niestety dało się to odczuć. Pozdro
Jakie słupy??
Laleczka (gość, IP: 217.98.13.*), 2010-03-17 07:45:58 | odpowiedz | zgłoś
Zgadzam się w 100%. Siedziałam w sektorze O i połowa skakała, śpiewała i skandowała. Sama nie wysiedziałam więcej niż Fruhling in Paris. Publiczność spisała się na medal :)
Jakie słupy soli?!
Zwierzkun (gość, IP: 89.72.80.*), 2010-03-16 23:01:22 | odpowiedz | zgłoś
Człowieku, ja byłam na sektorach i tam na 3-ciej piosence większość mojego sektoru i paru innych już się podniosła, skakała i tańczyła. Wszyscy pięknie darli mordy po nimiecku, inicjatywy wyszły super (karteczki, zapalniczki, trochę łódeczek i rekinki). Coś nie doceniach polskiej publiczności, którą docenił sam Rammstein ;>
re: Jakie słupy soli?!
Verghityax (wyślij pw), 2010-03-16 23:46:14 | odpowiedz | zgłoś
Z mojej perspektywy (a zaznaczam, że stałem na płycie), to ludzie na płycie byli mało ruchawi. Zauważyłem, że niektórzy na sektorach istotnie się podnosili, ale zasadniczo zawsze biorę bardziej pod uwagę to, co dzieje się bliżej sceny :)
Mein Teil Party w Gdyni
a13 (gość, IP: 94.78.190.*), 2010-03-16 21:00:46 | odpowiedz | zgłoś
W sobotę 20 marca w gdyńskim Rockz Klubie (ul. Warszawska 5) odbędzie się trzecia edycja Mein Teil Party - imprezy, w której w głównych rolach wystąpią grupy Rammstein, Nine Inch Nail i Marilyn Manson. Ponieważ odbędzie się ona tydzień po koncercie R+ w Łodzi, można spodziewać się nieco reminiscencji. Na początku imprezy zobaczyć bedzie można filmiki z owego koncertu. No i więcej muzyki Rammsteina się pojawi zapewne. Zaś poza Trzema Wielkimi również utwory w podobnym stylu, między innymi zespołów Oomph!, Das Ich, Farmer Boys, Dr.Zilch, Die Krupps, Laibach, Killing Joke, Pain, KMFDM, Garden Of Delight i innych.
Wjazd free
Początek godz. 20:00, koniec 4:00
« Nowsze
1

Materiały dotyczące zespołów

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Czy abonament do muzycznego serwisu streamingowego to dobry prezent świąteczny?