zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 22 listopada 2024

relacja: Rammstein, Clawfinger, Katowice "Spodek" 13.11.2001

15.11.2001  autor: Darkeye dE Tereasee
wystąpili: Rammstein; Clawfinger
miejsce, data: Katowice, Spodek, 13.11.2001

Zespoły muzyczne można podzielić na kilka kategorii. Niektóre kapele zdobywają popularność poprzez kontrowersyjność swoich poczynań, którymi nadrabiają brak dostatecznych uzdolnień muzycznych. Inne natomiast prezentują bardzo wysoki poziom muzyczny, ale nie potrafią go sprzedać na scenie. Jest jeszcze trzecia, najmniej liczna kategoria, w której znajdują się zespoły potrafiące i jedno, i drugie. Taki właśnie jest Rammstein, o czym mogłem się przekonać podczas jednego z najbardziej widowiskowych spektakli muzycznych roku 2001 w Polsce.

Występ rozpoczął się, o dziwo, w miarę punktualnie. Mniej więcej około godziny 20:15 na scenę z wielkim hukiem wkroczył Clawfinger. Widać było, że to jest ich żywioł. Nawiązanie kontaktu z publicznością, skakanie po scenie, pozowanie do zdjęć to tylko niektóre z elementów na to wskazujących. Wokalista Zak Tell wie, jak zwrócić na siebie uwagę. Już od pierwszego utworu rozgrzał publiczność do czerwoności. Jedno apogeum miało miejsce już podczas trzeciego kawałka, którym był głoszący antyrasistowskie hasła - "Nigger" - utwór, który pozwolił wybić się Clawfingerowi. Niestety nie dane mi było obejrzeć całego występu, gdyż za sprawą organizatora ochrona "wyprowadziła" (dziennikarzy - red.) nas z sali, ale już nie wpuściła z powrotem. Na szczęście taka sytuacja nie powtórzyła się podczas występu gwiazdy wieczoru.

Nadeszła godzina zero. Po kilkunastominutowej przerwie ponownie zgasły światła. Po bokach scen zaświeciły zielonkawe inkubatory z płodami nienarodzonych dzieci. Na scenę wszedł pan Lorenz w przebraniu stukniętego doktora. Podszedł do swoich klawiszy i... w tym momencie zaczęło się przedstawienie, na które czekało ponad 5000 fanów z całej Polski. Rozbrzmiały psychodeliczne dźwięki... pojawił się Christoph. Na głowie miał maskę, która sprawiała wrażenie jakby muzyk przeszedł szereg eksperymentów medycznych... powłóczystym krokiem przemieszczał się po scenie, by w końcu dotrzeć do swojego instrumentu. Rozbrzmiała perkusja. W ciągu kolejnych 2-3 minut na deski "Spodka" w równie teatralny sposób wkroczyła reszta zespołu. Zawieszone nad sceną punktowe światła oświetlały dokładnie każdego z muzyków. Zapanowała atmosfera grozy i niepewności. Wszystko miało się zaraz wyjaśnić, właśnie skończyło się intro.

Dzień przed całym wydarzeniem TVP2 wyemitowała koncert Rammstein z Berlina - "Live Aus Berlin". Ci, którzy go obejrzeli, wiedzieli czego mogą się spodziewać. Reszta publiczności pozostawała w wielkim szoku (włącznie z ochroną "Spodka"), gdy buchnęły pierwsze płomienie. Podczas wykonywania "Mein Herz brennt" wokalista Till Lindemann stanął na środku sceny i spektakularnie wyrwał sobie fikcyjne, migające na czerwono serce, które następnie trzymał w dłoni do końca utworu. Rammstein zagrał swoje najlepsze utwory ze wszystkich płyt. Nie zabrakło takich piosenek jak "Asche zu Asche", podczas którego w płomieniach stanęły mikrofony, "Sehnsucht", czy "Engel".

W jednym z utworów Rammstein zaprezentował bardzo kontrowersyjne zachowanie. Lindemann podszedł do klawiszowca i na smyczy wyciągnął go na środek sceny. Następnie zmusił do klęknięcia, po czym dawał mu klapsy w pupę oraz wykonywał ruchy jednoznacznie wskazujące na chęć kopulowania... na tym się jednak nie skończyło. Lider Rammstein puścił smycz, rozpiął sobie rozporek i wsadził prawą rękę w spodnie, z których wyjął penisa... pomarańczowego i do tego z gumy. Równolegle ze śpiewem, wykonywał ręką dzierżącą w dłoni sztuczne przyrodzenie pusuwisto-zwrotne ruchy. Po pewnym czasie nastąpiła kulminacja całej scenki i z gumowego fallusa trysnął strumień wody, który Lindemann kierował na publiczność, resztę kapeli, własną jamę ustną (był spragniony) i pare innych miejsc.

W katowickim "Spodku" nie zabrakło osławionego pontonu, do którego w pewnym momencie wsiadł Lorenz i popłynął po "morzu" publiczności. Ciekawostką jest, że na jednym z brzegów "pojazdu" widniał napis "KURSK". Niestety polscy fani nie wykazali sie zrozumieniem wobec zamiarów i znaków migowych dawanych przez Lindemanna oraz głównego zainteresowanego, znajdującego się w pontonie. Zamiast kierować go jak najdalej od sceny, zatrzymali ponton mniej więcej po 10-15 metrach. Zdezorientowany muzyk nie wiedział co robić, na jego twarzy pojawił się odcień strachu, gdy morze rąk zaczęło kołysać "łódeczką". W rezultacie ponton został "zatopiony" wśród publiczności, a Lorenz przy pomocy ochroniarzy ponownie stanął na scenie.

Moim marzeniem było zobaczyć show prezentowane przez niemiecką grupę Rammstein. Miałem w stosunku do nich duże wymagania, szczególnie po obejrzeniu "Live Aus Berlin". Myślę, że nie tylko ja muszę przyznać, że dostałem dwa razy więcej niż się spodziewałem. Pokaz, który dane mi było zobaczyć, będę przeżywał jeszcze długo. Był to jeden z najlepszych koncertów, jakie widziałem. Jeśli ktoś miał możliwość pojechać, a nie zrobił tego - niech teraz żałuje, bo jest czego.

Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołów

Zobacz inną relację

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?