- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: "Prog In Park 2017", Warszawa 20.08.2017
miejsce, data: Warszawa, Park Sowińskiego, 20.08.2017
Trudno jest uznać "Prog In Park" w warszawskim "Parku Sowińskiego" za typowy letni festiwal, bo było to wydarzenie jednodniowe z tylko jedną sceną. Miałem już okazję być na dwóch koncertach w amfiteatrze na Woli i do tej pory miło je wspominam. Za pierwszym razem był to Serj Tankian z orkiestrą symfoniczną w 2010 roku, a za drugim bezpłatny koncert kilku polskich rockowych kapel, na którym było zaledwie kilkadziesiąt osób.
Opeth, Warszawa 20.08.2017, fot. Justyna Kamińska
Nasze lato bywa kapryśne - dzień przed koncertem nastąpiło załamanie pogody. Całą niedzielę padało, co nie nastrajało pozytywnie. Z drugiej strony aura dostosowała się do tego, jaki styl muzyczny prezentowały grające tego dnia zespoły, czyli spodziewałem się, że ze sceny dolecą dźwięki pochmurne i melancholijne z domieszką metalowego wykopu. Nie zawiodłem się, bo tak właśnie było. Przypomniałem sobie, że amfiteatr jest częściowo wbudowany w ziemię i zadaszony, dzięki czemu nawet duża ulewa nie przeszkadza w delektowaniu się muzyką, co rozjaśniło moje myśli.
Bilet na festiwal z autografami Sólstafir, Warszawa 20.08.2017, fot. Wolrad
W planach miałem przyjazd do Warszawy prosto na koncert Blindead. Po załatwieniu różnych spraw udało mi się wreszcie wyruszyć samochodem w drogę. W okolicach Iłży dopadła mnie ściana deszczu, co skutkowało tym, że musiałem jechać wolniej. Dodatkowo trzeba tam uważać na stojące, a niekiedy nawet tańczące przy drodze panie, które zbierają jagody w lasach państwowych i zapewne dzielą się nimi z kierowcami na ustronnych parkingach leśnych.
Solstafir, Warszawa 20.08.2017, fot. Justyna Kamińska
Ostatecznie do Warszawy dotarłem dopiero na występ Sólstafir. Nie można było łatwo znaleźć miejsca do zaparkowania, bo obok amfiteatru przewidziano ich jedynie na kilkadziesiąt samochodów. Ale deszcz już tylko lekko kropił, a popołudnie było dosyć ciepłe.
Koncert Islandczyków, których widziałem na żywo po raz pierwszy, bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Znałem ich twórczość dosyć wybiórczo, bo głownie trzy ostatnie albumy. Szczupli i wysocy brodacze świetnie prezentowali się na scenie ubrani w stylu kowbojskim, przypominającym członków zespołu Fields Of The Nephilim.
Solstafir, Warszawa 20.08.2017, fot. Justyna Kamińska
Mimo ze muzyka Sólstafir jest melancholijna, muzycy zachowywali się na scenie dosyć energicznie. Wokalista nawiązał świetny kontakt z publicznością. Jak zresztą zażartował - chciał, żeby zespół dostał owacje niczym Iron Maiden. I otrzymał je od zebranych fanów. Wspomniał również o problemie depresji, a sztuka, jaką prezentuje, sugeruje, że taka tematyka nie jest mu zupełnie obca. Jeżeli chodzi o muzykę, to dużo w niej było przestrzeni. Gitarowe pinkfloydowe plamy dźwięków były zmieszane z post-metalowym zgiełkiem i energiczną sekcją rytmiczną. Zagrali m.in. utwory "Fjara", "Otta" oraz mój ulubiony "Nattmal". Bardzo udany koncert będzie dla mnie zachętą do lepszego zapoznania się z dyskografią wyspiarzy. Fani bandu, którzy nie mogli zobaczyć tego gigu, wcale nie muszą się tym martwić, bo już niedługo Sólstafir powróci do Polski na kolejne koncerty.
W przerwie poszedłem po kawę, a w kolejce dowiedziałem się, że panowie z Opeth oraz Riverside zakończyli już rozdawanie autografów, co mnie trochę zirytowało. Jednakże sam jestem sobie winien, że wcześniej nie sprawdziłem dokładnie programu. Przy okazji przesyłam pozdrowienia dla kolegi z Włocławka, od którego dowiedziałem się o sesjach z autografami. Porozmawialiśmy o Opeth i Riverside oraz o kondycji współczesnego metalu progresywnego, wspominając również o Soen i Tool.
Riverside, Warszawa 20.08.2017, fot. Justyna Kamińska
Nie miałem wątpliwości, że występujący po Sólstafir warszawski Riverside był jedną z gwiazd imprezy. Wśród publiczności można było zauważyć wielu fanów w koszulkach zespołu. Byłem ciekawy, jak grupa zagra z nowym gitarzystą Maciejem Mellerem, bo nie udało mi się jej zobaczyć podczas lutowych koncertów w "Progresji". W pamięci miałem koncert z 2011 r., który odbył się w dawnej w siedzibie tego klubu, jako najbardziej udany występ Riverside, który udało mi się dotychczas zobaczyć. Podczas występu na "Prog In Park" formacja zaprezentowała bardziej romantyczną i melancholijną stronę swojej twórczości, kosztem dynamicznej i metalowej. Zebrani widzowie usłyszeli głownie klasyczny repertuar z takimi utworami, jak "Conceiving You" czy "02 Panic Room". Niespodzianką zapowiedzianą przez Mariusza Dudę było wykonanie pierwszy raz na żywo "#Addicted". Nowy gitarzysta dobrze wkomponował się w zespół, chociaż gra Macieja Mellera jest trochę inna niż Piotra Grudzińskiego. Z koncertów klubowych pamiętam, że Piotr grał dynamiczniej i lubił uzupełniać muzykę improwizacjami. Ale oczywiście festiwal rządzi się trochę innymi prawami, a występ w amfiteatrze był krótszy. Podczas "Prog In Park" duży wpływ na aranżacje zaprezentowanych utworów miały podkłady elektroniczne i gra klawiszowca Michała Łapaja. Brzmienie zespołu nie zawsze było doskonałe, ale nie mam dobrego punktu odniesienia, bo wszystkie trzy koncerty oglądałem z różnych miejsc, a to też ma wpływ na odbiór dźwięków.
Riverside, Warszawa 20.08.2017, fot. Justyna Kamińska
Pod koniec występu Riverside udałem się zdobyć autografy Sólstafir. Przy okazji przesyłam pozdrowienia dla młodych ludzi, których spotkałem czekając w kolejce. Przyjechali tylko na Sólstafir, a dzielnie zostali na pozostałe zespoły, których może to trochę dziwne, ale za bardzo nie znali.
W pamięci miałem rewelacyjny koncert Opeth zagrany w "Progresji" w 2014 r. Gwiazda wieczoru wyszła po godz. 22:00 i zaczęła od utworów z ostatniej płyty, "Sorceress", co nie było dużym zaskoczeniem. Strojenie instrumentów oraz nagłośnienie były tak ustawione, że tytułowy utwór i "The Wilde Flowers" zabrzmiały dosyć ciężko, szczególnie sekcja rytmiczna. Dzięki temu zabiegowi nowe kompozycje dobrze dopasowały się do pozostałych, pochodzących z wcześniejszych, bardziej metalowych albumów. Pamiętam, że w "Progresji" materiał z płyt "Heritage" i "Pale Communion" brzmiał wyraźnie lżej, bardziej rockowo niż metalowo. Na "Prog In Park" Opeth zagrał przekrojowo, pojawiły się takie klasyki, jak "Demon Of The Fall", "Heir Apparent" czy "The Drapery Falls". Zespół w tych numerach zaprezentował charakterystyczną dla swojego stylu progmetalową ścianę dźwięku. Koncert zakończył się jednym z moich ulubionych kawałków - "Deliverance".
Opeth, Warszawa 20.08.2017, fot. Justyna Kamińska
Nie zabrakło słynnej już konferansjerki Michaela Akerfeldta. Pojawiły się obowiązkowe żarty z basisty Martina Mendeza. Momentami Michael plątał się w swoim angielskim, co zresztą sam pod koniec koncertu przyznał. Mogło nawet się wydawać, że to nie ten spokojny biedak Mendez był kiedyś pod wpływem, ale właśnie lider Opeth wypił kilka kieliszków za dużo. Dla mnie trochę dziwne jest takie nękanie członka własnego zespołu i zapewne dobrego kolegi, bo chyba nikt inny na koncertach tego nie robi. Ale teksty Michaela warto usłyszeć, bo może tylko Mike Patton potrafi lepiej oczarować publiczność. Publika próbowała rozmawiać z Michaelem, co również często zdarza się na koncertach formacji. W przerwach pomiędzy utworami pewien fan wykrzykiwał "Michael" growlem słyszalnym przez połowę amfiteatru. W końcu zapracował sobie na odpowiedź lidera Opeth, czy czegoś nie wypił i na tym zakończył swoje występy.
Opeth, Warszawa 20.08.2017, fot. Justyna Kamińska
Wyszedłem z festiwalu bardzo zadowolony i czekam na ogłoszenie terminu oraz składu przyszłorocznej edycji.
Materiały dotyczące zespołów
- Opeth
- Blindead
- Sólstafir
- Riverside
- Lion Shepherd