- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: John Petrucci's Guitar Clinic, Warszawa "Torwar" (namiot koncertowy) 23.10.1999
miejsce, data: Warszawa, 23.10.1999
To było coś, czego nie spodziewałby się najbardziej nawet optymistycznie nastawiony fan zespołu Dream Theater. Jeden z mistrzów gitary solowej, członek progresywno-metalowego zespołu, którego nazwę wymieniłem wyżej, odwiedził nasz kochany kraj ze swoimi warsztatami gitarowymi. Ktoś niezorientowany zapytałby: i co w tym dziwnego? Ano to jest dziwne, że przy szczątkowym zainteresowaniu muzyką prog-metalową w Polsce, pojawia się nagle człowiek, ściśle związany z tą sceną i w dużej mierze tworzący ją. Już sobie wyobrażam ból organizatorów przed występem, którzy zapewne długo zastanawiali się, czy to przedsięwzięcie się opłaci i nie będzie znikomej liczby osób zainteresowanych. Tak się na szczęście nie stało, gdyż podczas występu cały namiot koncertowy był wypchany ludźmi.
Wszyscy zastanawiali się, co też Mr. Petrucci zagra i jak to wszystko będzie wyglądało, ale wszelkie wątpliwości, jak to zwykle bywa, zostały rozwiane już na początku występu, kiedy to John poinformował, że będzie grał materiał z płyt Dream Theater oraz Liquid Tension Experiment. Zaczęło się od fenomenalnego "Paradigm Shift" z pierwszej płyty LTE (moja recenzja na stronie www.rockmetal.pl), gdzie w całej okazałości można było podziwiać bajeczne umiejętności techniczne muzyka. Kawałek zaczyna się piekielnie szybkim akcentem, by następnie przejść do super finezyjnych zagrywek w środku i równie piekielnego jak początek finału. Przez prawie 10 minut człowiek zatapia się w tę muzykę bez reszty, nic innego się nie liczy, tylko atmosfera.
Ponieważ nie jestem gitarzystą, mogłem skupić się na samej muzyce i nie denerwować się, że jeszcze długa przede mną droga do osiągnięcia perfekcji w opanowaniu instrumentu. Po kawałku rozpoczynającym, Petrucci przeszedł do części praktycznej. Pokazał parę patentów granych w "Paradigm Shift", ku uciesze dużej grupy gitarzystów, uczestniczących w występie w roli widzów. Nawet padło zaproszenie ze sceny dla odważnego, by zagrał fragmenty, pokazywane przez Johna. I gdy wszyscy, w tym nawet sam Petrucci nie wierzyli, że ktoś chętny się znajdzie, niejaki Sławek (jeśli to czyta, proszę o kontakt) przebił się przez tłum i wylądował na scenie przy aplauzie zgromadzonych widzów. Po krótkiej lekcji "kazano" mu spróbować zagrać początkowy fragment "Paradigm Shift", co poszło nadzwyczaj dobrze jak na pierwszy raz (a może nie pierwszy), nawet coś zagrał od siebie ku zadowoleniu Johna i publiki. Ale co dobre szybko się kończy i Sławek opuścił scenę, zostawiając Petrucci'ego znów sam na sam z publiką.
Nadszedł czas na coś z twórczości Dream Theater, mianowicie kawałek "Hell's Kitchen" z płyty "Falling Into Infinity". To jest kawał pięknej muzyki, miejscami ostrej, miejscami refleksyjnej, pokazującej trochę inną stronę gitarowego grania, bardziej finezyjnego, ale równie perfekcyjnego technicznie. Dalej "Erotomania" z albumu "Awake". Ten numer zabija, jest wyznacznikiem gitarowego rzemiosła dla wielu muzyków. To, co dzieje się w tym kawałku, jest mistrzostwem świata: maksymalnie połamany rytmicznie, ultra trudny technicznie utwór wprowadził publiczność w trans. Nic oprócz muzyki się nie liczyło, ale tego należało się spodziewać. Wszyscy, którzy znają dokonania DT wiedzą o czym mowa. Ta muzyka uzależnia jak narkotyk, niesamowicie wchłania słuchacza, niejako ubezwłasnowalnia go. Na zakończenie kliniki znów kawałek z LTE - "Universal Mind". Sam miód dla spragnionych progresywnej muzyki gitarowej słuchaczy. W sumie, żeby opisać ten utwór, musiałbym jeszcze raz napisać to wszystko, co już napisałem, więc ograniczę się tylko do słów: wspaniały majstersztyk muzyczny i techniczny, po prostu rewelacja w każdym calu. Musicie mi wybaczyć wyższy stopień ekscytacji, ale jak pierwszy raz usłyszałem LTE z płyty, odpadłem, a na żywo to już jest naprawdę coś wielkiego.
Na koniec wypada tylko napisać, żę jak zwykle przy tego typu okazjach, wszystko trwało za krótko, bo coś około godziny. Po występie John podpisywał płyty, zdjęcia, plakaty i co tam kto chciał, przy asekuracji wszechmocnego Romka Rogowieckiego, który kreował się na mistrza gry. Ale, jak przypuszczam, o LTE nigdy nie słyszał, a DT zna może trochę, bo to tak z tymi dziennikarzami muzycznymi jest: najpierw lizną trochę materiał, a później wypisują jakieś bzdury na tej podstawie. Mimo wszystko było wspaniale i teraz tylko wypada czekać na koncert DT w Polsce, bo wydawało się trochę, że John przyjechał tu między innymi po to, aby wybadać grunt pod ewentualny występ DT. I mam nadzieję, że się nie zawiódł, czego sobie i wszystkim zainteresowanym życzę.