- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Paradise Lost, Samael, Carnal, Warszawa "Stodoła" 1.12.2009
miejsce, data: Warszawa, Stodoła, 1.12.2009
Pomimo tego, że okazji do zobaczenia Samaela i Paradise Lost w naszym kraju było do tej pory całe mnóstwo, bilety na warszawski koncert tych kapel zostały niemal całkowicie wyprzedane. Trudno powiedzieć, czy fanami kierował bardziej sentyment, czy rzeczywista sympatia i uwielbienie. Dla mnie czynnikiem motywującym do przejścia się 1 grudnia 2009 r. do "Stodoły" były ostatnie płyty tych dwóch zespołów - Samael nagrał płytę dobrą, ale mocno kontrowersyjną, a Paradise Lost całkiem udanie powrócił do korzeni, nagrywając swój najlepszy album od co najmniej dobrych kilku lat. Chciałem się więc przekonać, jak te "wynalazki" wypadną na żywo.
Paradise Lost, Warszawa 'Stodoła' 2009, fot. W. Dobrogojski
Przed "gwiazdami" na scenie miał przyjemność zaprezentować się jeszcze rodzimy Carnal, promując wydaną we wrześniu płytę "Re Creation". Z tej też płyty pochodziły wszystkie, poza bodajże jednym, zagrane tego wieczoru numery. Było singlowe "Insolence", był (już chyba obowiązkowy) cover The Sisters of Mercy "More", było odegrane na koniec "Between Greed And Fear". Okazało się, że postawienie na "Re Creation" było strzałem w dziesiątkę - Carnal zaprezentował się naprawdę profesjonalnie. Nie dość, że materiał obronił się sam, to muzycy byli naprawdę rewelacyjne nagłośnieni i nie okazali ani cienia tremy, pozwalając zaprocentować zdobytemu do tej pory bogatemu doświadczeniu. Na dodatek wybrali bardzo dobry moment na zakończenie koncertu, zostawiając fanów (a przynamniej mnie) w naprawdę sporym niedosycie.
Carnal, Warszawa 'Stodoła' 2009, fot. W. Dobrogojski
Po dosyć krótkiej przerwie na scenie pojawił się Samael. Zaczęli bardzo ambitnie, bo od numeru, który spokojnie mógłby znaleźć się na samym końcu setu - od pochodzącego z albumu "Passage" utworu "Rain". Przy takim repertuarze dosyć trudno wybrzydzać, ale uwagę zwróciły dwie sprawy. Po pierwsze - brzmienie, które było nieczytelne i przy którym dosyć często ginął tak ważny przecież i charakterystyczny dla muzyki Szwajcarów wokal. Po drugie - perkusja, której większość partii została odegrana z syntezatorów. Niestety, o ile w produkcjach studyjnych są momenty, kiedy się ten patent sprawdza, tak koncertowo wypada to zdecydowanie słabiej. Owszem, Xy miał do dyspozycji mały, prawdziwy zestaw perkusyjny, za którym dwoił się i troił, czasami skacząc wysoko do góry tuż przed uderzeniem (co nota bene wyglądało dosyć efektownie), ale i tak brakowało dźwięków perkusji z prawdziwego zdarzenia.
Samael, Warszawa 'Stodoła' 2009, fot. W. Dobrogojski
Szwajcarzy na szczęście zagrali dosyć przekrojowy materiał - od "Into The Pentagram" i "Baphomet's Throne" do "Solar Soul", "Reign of Light" czy chociażby "Slavocracy". Na nieszczęście (przynajmniej moje) z "Above" było jedynie "Black Hole". Trudno oceniać, jak wypada na żywo ostatnia płyta Samaela przez pryzmat jednego numeru, ale biorąc pod uwagę nie najlepsze brzmienie i masę dźwięków emanującą z "Black Hole", to ten akurat utwór dobrze nie wypadł. Może dlatego też zabrakło innych z "Above"? Trudno powiedzieć, ale szkoda, że warszawiakom nie było dane się o tym przekonać osobiście.
Szwajcarzy przywieźli ze sobą skromny telebim, na którym prezentowali różnego rodzaju wizualizacje - dodatek na pewno ciekawy, lecz na pewno nie tego kalibru, co chociażby wizualizacje i filmiki, które można było zobaczyć na koncertach np. Ministry. Samael, tak jak i Carnal, również dobrze wybrał moment zakończenia koncertu, zostawiając u fanów niedosyt. Szkoda, że tak słabe było nagłośnienie - przez to było "tylko" dobrze, a mogło być przecież bardzo dobrze.
Paradise Lost, Warszawa 'Stodoła' 2009, fot. W. Dobrogojski
Po przerwie, tym razem nieco dłuższej, na scenie pojawili się smutasy z Paradise Lost. Ostatnio ich forma koncertowa pozostawiała wiele do życzenia, liczyłem jednak na to, że za nagraniem porządnej płyty pójdzie również porządna sceniczna prezencja. Wybiegając nieco do przodu - na pewno jest lepiej, choć do ideału nadal wiele brakuje. Brzmienie było przyzwoite, Holmes nie fałszował aż tak, jak to czasami miał w zwyczaju, a i repertuar był niczego sobie (chociaż na zapytanie rzucone z tłumu fanów o coś z "Gothic", wokalista odpowiedział, że nie ma na to najmniejszych szans). Podobnie jak na Samael za sceną zawisł telebim, na którym od czasu do czasu pojawiały się minimalistyczne, bardzo skromne wizualizacje.
Jak wypadły na żywo utwory z niezłej "Faith Divides Us - Death Unites Us"? Całkiem nieźle, lecz zadziwiająco nie miały startu do starszych klasyków, takich jak "Pity The Sadness", "Erased", "Enchantment" czy "One Second". Co ciekawe, tak jak Samael zaczął od "Rain", tak Paradajsi swój najbardziej rozpoznawalny kawałek "As I Die" zagrali gdzieś w jednej trzeciej swojego koncertu. Na bis usłyszeć jeszcze można było tytułowy numer z ostatniej płyty, "Last Time" i "Say Just Words".
Milly Evan spisał się wzorowo dzielnie zastępując nieobecnego Grega Mackintosha, a w kilku utworach zespół wspomogły gardła licznie zgromadzonych fanów. Wprawdzie nie obyło się bez małych wpadek (takich jak np. zbliżenie statywu mikrofonu w stronę śpiewającej publiki przez Holmesa, który najwidoczniej zapomniał, że sam mikrofon trzyma w drugiej ręce), a publika była dość statyczna, ale mimo wszystko miło było popatrzeć na Paradise Lost, który ponownie zaczął prezentować w miarę przyzwoity poziom sceniczny.
Wieczór pierwszego grudnia można spokojnie uznać za udany. Zastanawia fakt, dlaczego to akurat Carnal miał najlepsze brzmienie, a nie np. Samael, przy którego muzyce powinna to być przecież sprawa mocno priorytetowa i który z nieco lepszym nagłośnieniem zostawiłby daleko w tyle swoją, było nie było, konkurencję. Mam również wrażenie, że obie "gwiazdy" potraktowały swoje sztuki nieco rutynowo. Ale może to i dobrze, bo dzięki temu Polacy z Carnal wcale nie pozostali w tyle za mocno renomowanymi gośćmi, prezentując świeżość, której również trochę zabrakło ich kolegom po fachu. A samo brzmienie nie popsuło przecież na tyle ogólnego wrażenia, aby nie móc stwierdzić, że publika zgromadzona tego dnia w "Stodole" miała okazję uczestniczyć w trzech naprawdę dobrych koncertach trzech uznanych zespołów.
Materiały dotyczące zespołów
- Paradise Lost
- Samael
- Carnal
Ja nie wiem czy z piwem przesadziłem czy jakiś inny czynnik wpłynął ujemnie na moje wrażenia słuchowe ale ja tam słyszałem hałas a nie muzykę. Paradise Lost ujęło mnie ostatnim albumem i słuchając go w domu na bardzo przyzwoitym sprzęcie naprawdę cieszyłem się z każdego dźwięku a w Stodole no cóż klimatu nie poczułem dźwięki ciężkie do odróżnienia granie typowo siłowe. Po wyjściu z klubu jeszcze długo miałem przysłowiową "watę w uszach". Jestem zawiedziony i to bardzo mam nadzieję że jeszcze uda mi się usłyszeć PL na dobrze nagłośnionym koncercie.