- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Jimmy Page i Robert Plant, Katowice Spodek, 26.02.1998
miejsce, data: Katowice, Spodek, 26.02.1998
Wraz z debiutem Led Zeppelin w 1968 roku, rozpoczęła się w muzyce pewna era. To grupa, która jest dziś czymś wiecej niż legendą. Przez 12 lat swego istnienia odcisnęla swymi dokonaniami wyraziste i trwałe piętno na obrazie ówczesnej i współczesnej muzyki rockowej. Tworzyło ją czterech wybitnych artystów, obdarzonych ogromnym indywidualnym talentem, a jednocześnie potrafiących razem zgrać się w idealny zespół. I to właśnie stanowiło i stanowi o sile Led Zeppelin.
Era Led Zeppelin bynajmniej się nie przeminęła wraz z końcem istnienia zespołu. Dziś niewiele grup może z czystym sumieniem stwierdzić, że pozostali wolni od ich wpływu. Samemu zaś duchowi Led Zeppelin wciąż nie pozwalają ulecieć w zaświaty pewni dwaj starsi panowie, których szlachetne osoby mieliśmy zaszczyt gościć w Katowicach 26 lutego 1998 r...
Jak można się było spodziewać, katowicki "Spodek" został tego wieczora wypełniony wyjątkowo szczelnie. Pozostaje żałować, że brakuje w naszym kraju naprawdę pojemnej hali widowiskowej, gdyż gościć gwiazdy podobnego formatu w sali przewidzianej na zaledwie 10 tysięcy widzów to przede wszystkim krzywda dla fanów, którym nie udało się zdobyć biletów.
Mało kogo obchodził występ grupy, która jako tzw. support zagrała przed słynną dwójką (Abraxas - red.). Sami muzycy przedgrupy chyba też zdawali sobie z tego sprawę, dlatego nie przedłużali swojego występu, kończąc go po około 30 minutach. Wszyscy czekaliśmy na wielkich...
To był niesamowity moment, kiedy wreszcie pojawili się na scenie. Całą salę wypełniła jakaś niezwykła aura megalegendy, mieszając się z ogłuszającym rykiem widowni. Muzycy rozpoczęli koncert od "The Wanton Song" z "Physical Grafitti" - porwali publiczność i sprawili, że płyta "Spodka" od samego początku zaczęła przypominać wzburzony ocean. Szał publiczności był naprawdę ogromny, ale myślę, że jest to jak najbardziej zrozumiałe. Swych emocji nie ukrywali nawet fani w sędziwszym wieku 30, 40 i więcej lat, stanowiący wśród publiczności spory odsetek, skacząc po płycie wespół z nastolatkami niczym młode koźlęta.
Page i Plant po udanym wstępie przeszli do czegoś o wiele starszego. Usłyszeliśmy stary, zapomniany niemal "Bring It on Home" z drugiej płyty Led Zeppelin, który dotąd gościł na koncertach bardzo sporadycznie i raczej w formach krótkich cytatów. Później w podobnym stylu zagrali "Heartbreaker", wypełniony w środkowej części samodzielną solówką Jimmiego. Niesamowite... Czy widzieliście te stare, czarno-białe koncerty Zeppelinów na wideo, z chudym jak patyk Jimmym i przeważnie półnagim Robertem, 69 - 70 rok? To był właśnie ten klimat... Potęgował sie niemal w każdym granym w Katowicach utworze.
Kiedy zabrzmiało "Baby, I'm Gonna Leave You" rozbłysły zapalniczki, a tłum na sali rozkołysał się w ekstazie... gitara brzmiała równie przejmująco jak przed niemal 30 laty, równie dramatycznie brzmiał śpiew Planta... w samej końcówce tłum fanów znów omal nie oszalał, gdy Jimmy zakończył utwór jakże znajomym motywem ze "Stairway to Heaven".
Plant zdecydował się przedstawić nam wszystkich członków zespołu, zrobił to, a jakże, podczas rozbrzmiewajacego znajomego miarowego motywu na basie, zwiastującego "How Many More Times" - znów jak przed laty...
I tak było już cały czas - bardzo staro, bardzo zeppelinowsko, bardzo sentymentalnie... Porywający i też trochę zapomniany "Ramble On"; dynamiczny, choć całkowicie akustyczny "Gallows Pole"; znów niespodziewany, choć zarazem niezwykle piękny, mistrzowski "Going to California"... Pojawiła się także dobrze znana, niezwykle smutna kompozycja z trzeciel płyty Sterowca - "Tangerine", a także, jak zwykle nastrojowy, "No Quarter". W tym ostatnim na pewno niejednemu brakowało obecności Johna Paula Jonesa, choć klawiszowiec, towarzyszący połowie Led Zeppelin na koncercie, wywiązał się ze swego zadania bez zarzutu. Usłyszeliśmy jeszcze trzy utwory z nowego albumu Page'a i Planta, pasujące jednak bez zarzutu klimatem do starych kompozycji.
Na koniec czekała nas jeszcze prawdziwa muzyczna uczta. Choć z twarzy muzyków pot lał się strumieniami, przed zejściem ze sceny porwano nas raz jeszcze do szaleńczego podrygu. Nieśmiertelny riff megaklasycznego hitu "Whole Lotta Love" niczym sztorm rozkołysał płytą katowickiego Spodka. Jak przed laty Jimmy bawił się dźwiękiem, wydobywając ze swego Les Paula niesamowite, wręcz kosmiczne brzmienia. Prawdziwy popis prawdziwego mistrza, po którym artyści opuścili scenę.
Nie do pomyślenia było, że nie wrócą... na bis Robert Plant oznajmił, że pragną nam jeszcze raz serdecznie podziękować... i zagrali "Thank You" - jeszcze jeden stary, niezapomniany klasyk.
Po drugim zejściu ze sceny muzycy długo kazali na siebie czekać, jednak miarowe, donośne skandowanie nie słabło ani o decybel. W końcu powrócili raz jeszcze... Tym razem Plant na wstępie jeszcze raz gorąco podziękował oraz poprosił o wyrozumiałość, jako że grają już z Jimmym razem od 29 lat i muszą czasem odpocząć. Postanowili odejść w jak najbardziej żywiołowym nastroju, serwując nam na koniec koncertu swój słynny "Rock'n'Roll". W totalnym szaleństwie spędzaliśmy ostatnie minuty z dwójką wielkich muzyków...
Niesamowity koncert, niesamowite przeżycie. Dla każdego zapamiętałego fana tych dwóch panów już samo ujrzenie ich na żywo byłoby czymś niezwykłym, ekscytującym. Tego wieczora w Spodku doświadczyliśmy jednak czegoś wiecej, niż tylko spotkania z wielkimi, podziwianymi przez nas artystami. Czegoś więcej nawet, niż dobrego koncertu tychże artystów. Choć nic już nie zdoła wskrzesić wielkich Led Zeppelin, tam, pod kopułą Spodka, udało się wskrzesić ich ducha. Bo było tam to, co zawsze wyróżniało koncerty Led Zeppelin od występów innych, większych lub mniejszych, rockowych legend. Tam była Magia.
Materiały dotyczące zespołów
Zobacz inną relację
Jimmy Page i Robert Plant, Katowice "Spodek" 26.02.1998
autor: Roman Milowski