- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Ozzy Osbourne, Maqama, Sopot "Ergo Arena" 9.08.2011
miejsce, data: Sopot, Ergo Arena, 9.08.2011
Ozzy Osbourne, Sopot 9.08.2011, fot. Magda Pawełek
Bezsprzecznie było to wydarzenie muzyczne roku. W świecie heavy metalu, bo ci z kręgu tradycyjnego rocka pewnie 9 sierpnia umierali z radochy podczas koncertu Joe Cockera. Agencja Live Nation zorganizowała koncert w "Ergo Arenie" na granicy Sopotu i Gdańska. Pierwszy raz miałem okazję być w tym obiekcie, jak i w ogóle w Trójmieście, i muszę przyznać, że nareszcie mamy w Polsce obiekt na europejskim poziomie. "Ergo Arena" oddana została do użytku dokładnie rok temu, więc spełnia wymagania, jakie stawia się nowoczesnym obiektom sportowo-widowiskowym: ma duży teren przed wejściem, wiele miejsc parkingowych wokół, bankomat, kasę, w której można jeszcze było kupić ostatnie bilety, ładnie wykończoną elewację i wnętrze; w sali wysokiej na kilkanaście metrów podwieszono na środku pięć telebimów, które przed koncertem "reklamowały" "Arenę" i najbliższe wydarzenia muzyczne (m.in. koncert Rammstein). Po wejściu na teren obiektu można było się natknąć na piękne dziewczęta, które częstowały krówkami zawiniętymi w papierki z logo budynku. Odniosłem wrażenie, że koncert został profesjonalnie zorganizowany. Nawet ochrona była mniej skrupulatna podczas rutynowej rewizji.
Ozzy Osbourne, Sopot 9.08.2011, fot. Magda Pawełek
Wejście zaplanowano na 18:00 i rzeczywiście punktualnie otwarto bramy "Ergo Areny". Support rozpoczął grać dopiero o 20:00, więc przez dwie godziny trzeba było organizować sobie czas. W rolę przedskoczka wcielił się polski zespół Maqama. Wybór to dość dziwny, choć jak stwierdził wokalista Kamil Haidar, sam John Osbourne zaprosił ich do występu (za co zadedykował mu jedną ze swoich piosenek). Może i tak. W każdym razie mnie ich muzyka nie porwała, wykonywali coś z pogranicza grunge, nawet Haidar przypominał swą manierą wokalną Eddiego Veddera. Ponadto widać było, że zżerała ich trema, do czego frontman przyznał się po którymś z kolei kawałku. Występ nie był totalną porażką, grupę uratował przede wszystkim cover "Whole Lotta Love" Led Zeppelin oraz to, że widząc brak większego entuzjazmu, zwinęli się ze sprzętem po około pół godzinie grania.
Technicy szybko ustawili, co potrzeba, przetestowali działanie sprzętów, nie tylko muzycznych (ci, co dostali po głowach, wiedzą jakich). O godzinie 21:01 i siedemnaście sekund zrobiło się ciemno (he, he) i z głośników popłynęło intro - fragment "O Fortuna" z kantaty scenicznej Carla Orffa "Carmina Burana". W chwilę potem na deskach stał Książę Ciemności we własnej osobie, w czarnych łachmanach, z włosami opadającymi na ramiona. Przywitany został ogłuszającym wrzaskiem płynącym z cholernej tęsknoty, że tak długo nie był w Polsce. Ozzy przywitał się, wyraził radość ze swego przyjazdu do Polski i kazał obiecać, że będziemy bardzo "crazy". Wtedy da z siebie wszystko. No i się zaczęło: "I Don't Know", "Suicide Solution", "Mr. Crowley" - trzy megahity z płyty "Blizzard Of Ozz". To każdy zna i trudno oczekiwać, by otwarcie koncertu mogło być bardziej spektakularne.
Ozzy Osbourne, Sopot 9.08.2011, fot. Magda Pawełek
A potem Osbourne zapytał, czy pamiętamy i cenimy kawałki Black Sabbath. Kiedy oświadczył, że teraz poleci "War Pigs", to normalnie popłakałem się ze szczęścia. No, kurwa, tego jeszcze nie było, żebym ryczał podczas koncertu. Myślałem, że już nigdy nie usłyszę takiego wykonania, a tu taki prezent. Parę dni temu ukazała się na rockmetal.pl relacja Ani Oskierko na temat show Dream Theater i nie rozumiałem tych ckliwych peanów. A teraz ja sam... Następnie rozbrzmiał cudowny "Bark At The Moon", a potem kolejny nieśmiertelny klasyk Sabbathów, czyli "Fairies Wear Boots". Upał w "Arenie" stał się nie do zniesienia, wszyscy z wypiekami słuchali końcowej solówki tego wybitnego dzieła. Wyglądało na to, że kolejne kawałki swego pierwszego zespołu będzie przeplatał z własnymi: "Road To Nowhere", potem "Shot In The Dark", "Rat Salad".
W tym momencie Osbourne przedstawił pozostałych członków grupy: na gitarze od 2009 roku (po odejściu Zakka) Kostas Karamitroudis, na basie Rob Nicholson, na klawiszach Adam Wakeman oraz za bębnami "prawdopodobnie najlepszy perkusista świata" - zdaniem Ozzy'ego - Tommy Clufetos. Chwila na wytchnienie mistrza była jednocześnie chwilą na pokazanie tego, co potrafią jego kompani zrobić z instrumentami w dłoniach. Najpierw swoje pięć minut dostał Gus G. Nie znam się na tych wszystkich technikach gry na gitarze, ale wydaje mi się, że umiejętnościami dorównuje swym wielkim poprzednikom. Sam Ozzy zresztą podkreślił, że ma wielkie szczęście do dobrych gitarzystów. W pewnym momencie pojawił się motyw przewodni z "Diary Of A Madman" i już zacząłem klaskać z rozkoszy, ale to był tylko malutki fragmencik. A szkoda, bo to byłaby petarda jak nie wiem. Potem przez chwilę instrumentaliści grali wspólnie, by na koniec zostawić samego Tommy'ego Clufetosa. Myślałem, że lepszej solówki od Mickey'a Dee nie da się zagrać, a jednak. Finezja, maestria i co tam jeszcze jest w słownikach na określenie tego. Stałem i przecierałem oczy ze zdumienia. Niech ktoś prędko pisze do wytwórni płytowej, jak ma kontakt, że potrzebne jest na gwałtu rety DVD z tej trasy.
Ozzy Osbourne, Sopot 9.08.2011, fot. Magda Pawełek
Te wybryki jakoś płynnie przeszły w początek następnego utworu z repertuaru Black Sabbath. Oto "Iron Man"... cholera, nie mogę tak ciągle rozpływać się w zachwytach, to nieprofesjonalne. Ale, wierzcie, było to niezwykłe doznanie - taki kawałek, w dodatku zaśpiewany przez Ozzy'ego. Potem ciut spokojniejszy "I Don't Want To Change The World". Ale w tym jest trochę przekory - Ozzy, ty luju, zmieniłeś świat i musisz się z tym pogodzić. Przy "Crazy Train" szaleństwo sięgnęło sufitu, tzn. zenitu. Nie było chyba nikogo, kto nie krzyczałby refrenu. No i to był koniec podstawowego setu.
Bis musiał być. Po cichu liczyłem, że będą dwa za to, że byliśmy tacy "crazy", ale nie. Najpierw wybrzmiała piękna ballada o tytule "Mama, I'm Coming Home". A potem największy z największych - "Paranoid". Jakimi słowami oddać to, co się działo? Jak opisać radość, która wypełniła wówczas serca tysięcy fanów? Ale czy muszę? Nikt, kto był na koncercie, nie wyszedł rozczarowany, a przynajmniej nie zauważyłem takiego osobnika. To było widowisko marzeń, idealny koncert charyzmatycznego Ojca heavy metalu, swoisty "the best of" z jego kariery. Zaskakujący był brak jakiegokolwiek kawałka z płyty "Scream", ale chyba nikomu to nie wadziło. Scena była prościutka: żadnych banerów, dekoracji, projekcji multimedialnych, bo i po co. Takiej muzyki na pewno nie uczyniłyby bardziej atrakcyjną. Bez takich bajerów to koncert Rammsteina byłby do dupy, ale nie Ozzy'ego. Trudno się dziwić, że wciąż chcą go oglądać miliony.
Ozzy Osbourne, Sopot 9.08.2011, fot. Magda Pawełek
Osobny temat to forma Ozzy'ego. Na pewno był w wybornym humorze, bo nie przestawał zabawiać publiczności swymi powiedzeniami. Jak było za cicho, to wołał "I can't fuckin' hear you", jak był zadowolony, to krzyczał "I love you all" bądź "you are the number one!". Nie były to, chciałbym w to wierzyć, jedynie puste frazesy. Mam nadzieję, że naprawdę zaskoczyło go to, co w nas zobaczył tego wieczoru. Śpiewał głosem mocnym, pewnie, bez spóźnień i pomyłek. Często skakał, klaskał, machał do nas, regularnie polewał ludzi wodą ze strażackiego węża i z wiader, wypełniając każdą chwilę podczas solowych popisów swojej drużyny. Tylko kiedy schodził w chwale ze sceny, to ciapał jak sześćdziesięcioczteroletni dziadzia, dając do zrozumienia, że dalsze bisy nie nastąpią, że zrobił wszystko, na co było go stać. Koncert trwał 85 minut. Krótko? Krótko, ale intensywnością przebił niejedno dwugodzinne widowisko.
Przeczytaj: relacja Tomka.
I forma Ozzy'iego, zaskakująco dobra, zresztą mam bootlegi dvd z tej trasy,więc wiedziałem, że śpiewa lepiej niż z 10 lat temu.
Czy kolekcjonuje ktoś bootlegi na dvd i wymienia się?
Materiały dotyczące zespołów
- Ozzy Osbourne
- Maqama
Zobacz inną relację
Ozzy Osbourne, Sopot "Ergo Arena" 9.08.2011
autor: Tomek