zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 21 listopada 2024

relacja: Ozzfest 2002, Katowice "Spodek" 29.05.2002

6.06.2002  autor: Marcin Pancho
wystąpili: Ozzy Osbourne; Tool; Slayer; Decapitated; Anti-Product
miejsce, data: Katowice, Spodek, 29.05.2002

Ozzfest - wielki festiwal, skupiający najmodniejsze ostatnio gwiazdy ciężkiego rocka, organizowany przez wielkiego Ozziego. Tak jest za Wielka Woda, my jednak mieszkamy w Europie i u nas wielki festiwal zamienił się w "zaledwie" duży koncert. Wiele słów padło na jego temat, że Ozzy nas olewa, że 150 zł to za drogo, że gwiazdy nie są najszczęśliwiej dobrane, itd.

Zanim się koncert odbył, można było mówić co się komu podobało i co czuł, teraz jednak, kiedy mamy go już za sobą, chyba nikt nie ośmieli się podważyć wielkości tego, co stało się w katowickim "Spodku" 29 maja 2002 roku. Był to ogromny, przeogromny show, o którym można mówić w nieskończoność - opowiadając o jednej rzeczy przypominamy sobie druga i trzecia, i tak gadamy, i gadamy, a nasi słuchacze zaczynają żałować, że tam nie byli. A maja czego. Hala "Spodka" to przeogromny obiekt, jeden z nielicznych w Polsce mieszczący takie tłumy. Na zewnątrz jest dość zakamarków, by pomieścić tysiące chowających się przed deszczem ludzi, dużo wejść, dużo szatni - jednym słowem obiekt z prawdziwego zdarzenia, żadnych przepychanek, żadnych kolejek, wszystko szybko i sprawnie. Od środka - wielka hala, stojąc na jednym końcu i patrząc na ludzi na przeciwko, ma się problemy z rozpoznaniem twarzy. W centrum wielka scena, pod nią bardzo dużo miejsca dla stojących ludzi - widok jak na teledyskach zagranicznych gwiazd.

Jeszcze piękniej to wszystko wygląda, gdy robi się ciemno. Gdy gasną światła odnosi się wrażenie, że patrzymy w niebo, dziesiątki małych lampek udają gwiazdy, w jednym miejscu więcej, w drugim mniej, centrum tego nieba jest oczywiście... Decapitated - polski zespół, porównywany do Vader. Troszkę się na nich spóźniłem, słyszałem zaledwie kilka utworów. Grali jednak bardzo ciężko, bardzo energetycznie, rozmawiali z fanami i naprawdę rozgrzali zebraną (jeszcze małą w porównaniu z tym, co się działo później) publikę. Wypadli naprawdę świetnie, jedyne, co nie wyszło, to fakt, że ostatni kawałek grali przy zapalonych światłach (czyżby jakiś VIP nie mógł znaleźć swojego wyśnionego miejsca?), a do takiej muzyki, jaką oni reprezentują, potrzeba jednak ciemności.

Polacy zeszli ze sceny, techniczni zaczęli ustawiać sprzęt dla pierwszej wielkiej gwiazdy - Slayer. Przyznam się szczerze, że nie jestem znawcą twórczości tego zespołu. Znam jedynie największe "hity", ale i tak byłem pewnien, że to, co pokażą, będzie czystą energią. Zaczęli krótkim intrem z nowej płyty, po czym nastąpił wybuch, tytułowe "God Hates Us All", wszyscy krzyczeli, wszyscy zdzierali sobie gardła, cały "Spodek" miotał się w przypływie adrenaliny. To, co działo się na płycie, można z czystym sumieniem nazwać "masakrą" - ludzie latali w górę, machali głowami, skakali, przewracali się, wstawali. Wokalista po każdym utworze prosił o cofniecie się, o troszkę więcej miejsca, widzowie jednak chcieli być jak najbliżej źródła dźwięku. Dwie gitary, bas i szalona, ogromna perkusja - kwintesencja ciężkiego i szybkiego grania. Były oczywiście "hity" - "Raining Blood", "South Of Heaven" i "Angel Of Death". Każdy docierający do mnie dźwięk odbierałem całym ciałem, chciało się robić szalone rzeczy. Macie czasem ze szczęścia chęć zrobienia czegoś, czego nigdy nie robicie? Taki właśnie był cały koncert Slayer, chciało się biec, rzucać się, skakać, schylać. Ten atak, a wręcz wojna energii, trwał troszkę ponad godzinę, po czym pałeczki perkusisty poleciały w publiczność i to był koniec szaleństwa. Jednym słowem - super energia, niczym nieskrępowana. Jedyne mankamenty to wiek wokalisty (słychać było, że ma już problemy z niektórymi końcówkami wyrazów) i co mnie bardzo dziwi - Slayer grał ciszej niż dwie pozostałe gwiazdy.

Tool - na to czekałem cały rok, chciałem porównać Kraków z Katowicami, chciałem zobaczyć, jakie będą różnice, bardziej skupić się na zespole, przyjrzeć się im bliżej, właściwie to głównie dla nich tu przyjechałem. Po tym co pokazała pierwsza gwiazda, wszyscy mieli adrenalinę w żyłach, wszyscy chcieli niszczyć, masakrować - Tool zawładną całym "Spodkiem" (no, może poza kilkoma fanami Slayera, którzy się jeszcze nie wybawili). Na początek zagrali "The Grudge" i "Parabole", żeby dać ludziom poszaleć, a potem zaczęli wszystkich hipnotyzować. Nie robili przerw miedzy utworami, grali jak zespół jazzowy - długo i ciągle. Mynard oczywiście miotał się na tle wielkiego telewizora. Nad nimi wisiały jeszcze dwa ogromne ekrany. Oprawa wizualna przebiła tę z Krakowa kilkukrotnie, gra świateł, wszystko zsynchronizowane z dźwiękiem, czysta, piękna sztuka - teraz wiem, że te dwa koncerty z zeszłego roku w małych halach były tylko namiastką piękna i prawdziwego Toola. Oni powinni grać i uspokajać dziesiątki tysięcy ludzi, a nie garstki. Mówię Wam: dla nich "władanie" 5 tys. osób jest jak bułka z masłem - to prawdziwi "misjonarze muzyki". Zespół bardzo sprytnie przeszedł z utworów szybkich do spokojnych, wprowadzając cała publiczność w stan letargu, ludzie stali z otwartymi ustami, patrząc w nicość i myśląc o całym swoim życiu. Czego ja nie przemyślałem? Całe życie miałem przed oczami, płakałem, myślałem, wspominałem, decydowałem... istna burza uczuć. Wygrał spokój... W pewnym momencie pojawił się drugi perkusista - Lombardo ze Slayera. Grali razem chyba dwadzieścia minut, katując niemiłosiernie zestawy perkusyjne. Wśród publiczności widać było szacunek, jaki wszyscy mają do tego zespołu, nikt nie krzyczał, nikt nie gadał, był tylko Tool. Gdy zeszli ze sceny, na sali panowała cisza, zapaliły się światła, a ludzie mówili do siebie szeptem, nie wstawali z miejsc, musieli wrócić na ziemię, wrócić do "Spodka". Jestem pewny, że niektórzy jeszcze dzisiaj powracają do rzeczywistości.

Przerwa miedzy Toolem a Ozzym Osbournem była bardzo krótka, co zaskoczyło wiele osób ciągle napływających na sektory. Publiczność w końcu wypełniła cały obiekt i zaczęła falować, poklaskiwać i krzyczeć do wielkiego twórcy ciężkiego grania. "Guru metalu" krzyknął parę zdań po angielsku, niekoniecznie zrozumiałych dla polskiej publiczności. Jednak nie o rozmowy tutaj chodziło. Koncert był prawdziwym show, kolorowe światła, błyskające stroboskopy, wszystko zaplanowane i doskonale zorganizowane, dobór utworów także świetny - i młodzi, i starzy fani Ozzy'ego znaleźli coś dla siebie. Mały człowieczek w czarnej szacie, biegał, skakał, krzyczał, przy czym robił to w taki sposób, że wyglądał jak małe dziecko. Tak chyba też się bawił, bo aż tryskała z niego radość i energia. "Malec" dwoił się i troił, aby zebranym ludziom nie było za gorąco, oblewał wodą pierwsze rzędy, a techniczni cały czas biegali do kranów. Zrobił również coś, za co dostał oklaski od całego "Spodka" - wylał całe wiadro wody na ochraniarza, który dość brutalnie traktował bawiących się ludzi. Już wiem, dlaczego Ozzy jest tak lubiany przez wszystkich, to prawdziwy rockandrollowiec i showman. Skoro mowa o rokendrolu, to trzeba tu wspomnieć również o gitarzyście, był naprawdę świetny, biegał, skakał i grał solówki, nad i za głową również. Miał swoje 5 minut, gdy został sam i bawił się z publika grając coraz to szybsze solówki. Duże brawa. Całość skończyła się około 23, nie było żadnego bisu, po prostu zeszli ze sceny i zapaliły się światła. Nie wiem jak w Stanach, ale w Polsce tak się nie robi - było troszkę gwizdów, troszkę wyzwisk, ale to nic nie dało, trzeba było się rozejść do domów.

Podsumowując to, co się działo w Katowicach trzeba, rozprawić się ze wszystkimi niedowiarkami i sceptykami. To był naprawdę dobry i super zorganizowany koncert, który wart był całych 150 zł. Mając trzy tak wielkie wydarzenia jednego wieczoru, nie sposób było się źle bawić lub znaleźć jakieś mankamenty, był to po prostu zastrzyk nowej energii, która wystarczy mi na długo... pewnie aż do kolejnego koncertu Tool.

Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołów

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?