- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Over The Rainbow, Stari Psi, Zlin (Czechy) "Masters Of Rock Cafe" 16.04.2010
miejsce, data: Zlin, Masters Of Rock Cafe, 16.04.2010
Ritchie Blackmore zawsze był wolnym duchem robiącym to, na co ma ochotę. Jak na prawdziwego artystę przystało, dawał upust grającym mu w duszy emocjom ilekroć naszła go wena, co widać zwłaszcza po fantazyjnych, improwizowanych na koncertach solówkach. Ritchie czuł się coraz bardziej ograniczany przez swoich kolegów z Deep Purple, którzy dążyli do tego, by w występach na żywo wszystko było idealnie dograne i podopinane. To, rzecz jasna, nie pozostawiało Blackmore'owi wystarczającej, tak potrzebnej mu swobody. W 1974 roku w trakcie nagrywania albumu "Stormbringer" gitarzysta zapragnął zrobić cover piosenki "Black Sheep of the Family" Steve'a Hammonda - byłego muzyka Chris Barber Band. Piosenkę tę zarejestrował w swojej wersji progresywny zespół Quatermass zaledwie kilka lat wcześniej. Pomysł Ritchiego nie spotkał się pozytywnym przyjęciem w jego formacji, co tylko dodatkowo zaogniło i tak już napięte w kapeli stosunki. Wówczas na horyzoncie pojawił się Ronnie James Dio, który wraz z grupą Elf supportował Deep Purple na ich poprzedniej trasie w Stanach Zjednoczonych. Obaj panowie dogadywali się na tyle dobrze, że wkrótce napisali materiał na pełną płytę. Ujrzała ona światło dzienne w 1975 roku jako Ritchie Blackmore's Rainbow.
Over The Rainbow, Zlin (Czechy) 16.04.2010, fot. Verghityax
Od tamtego momentu Tęcza miała kilka inkarnacji, a jej line-up zmieniał się niczym w kalejdoskopie. Pomijając Dio, dawni członkowie Elfa wylecieli już po pierwszym krążku, a w końcu i sam wokalista odszedł, poróżniony z Blackmorem na tle muzycznym. Po Ronniem stanowisko gardłowego piastowali Graham Bonnet, Joe Lynn Turner i Doogie White, na którym to historia Rainbow zakończyła się definitywnie w 1997 roku. Ostatnia próba resurekcji Tęczy miała miejsce jeszcze w tym samym roku, kiedy to perkusista Cozy Powell zaproponował powrót do składu z czasów albumu "Rising". Niestety, wszelkim planom położyła kres tragiczna śmierć Powella w wypadku samochodowym.
W 2009 roku zielone światło i błogosławieństwo samego Ritchiego Blackmore'a otrzymał nowy koncept - Over The Rainbow. Nie wiem, czy to ślepy traf, czy może celowy zabieg, lecz takie samo miano nosi kalifornijski klub mieszczący się nad restauracją "Rainbow Bar and Grill", od której z kolei nazwę swą wzięło oryginalne Rainbow. W szeregi Over The Rainbow wchodzą niemal wyłącznie byli muzycy Tęczy - wokalista Joe Lynn Turner, pałker Bobby Rondinelli, basista Greg Smith i klawiszowiec Paul Morris (pierwotnie instrument ten miał obsługiwać Tony Carey, ale ze względu na chorobę musiał zrezygnować z udziału w tym przedsięwzięciu). Wyjątkiem jest nowy gitarzysta. Zważywszy jednak na fakt, iż jest nim Jurgen Richard Blackmore, syn Ritchiego z pierwszego małżeństwa, można powiedzieć, iż pewna ciągłość została zachowana. Co prawda czterej panowie działali w Rainbow w różnych epokach istnienia formacji (Rondinelli za czasów Turnera, a Smith i Morris w erze White'a), lecz przedtem znali się już dość długo, a i mieli okazję uczestniczyć razem w rozmaitych, pobocznych projektach.
Over The Rainbow, Zlin (Czechy) 16.04.2010, fot. Verghityax
Jak to zwykle bywa, gros dobrych tras koncertowych omija Polskę, a jeśli już coś dostajemy, to zwykle w zbastardyzowanej w stosunku do innych krajów wersji, jak jest choćby w przypadku "Sonisphere Festival". Na szczęście od czego są niezawodni Czesi? Do Zlina, "Masters of Rock Cafe" oraz czeskiej kuchni i piwa zawsze wracam z dużą chęcią i niejakim rozrzewnieniem.
Impreza rozpoczęła się o godzinie 20 i już o tej porze klub był praktycznie pełen. Frekwencja zdecydowanie dopisała. Na 900 osób, jakie standardowo wchodzą do "Masters of Rock Cafe", w ten piątek ściany przybytku gościły ponad 800 - czyli tendencja utrzymująca się na tym tournee na mniej więcej równym poziomie, bowiem gig w Pradze poprzedniego dnia wyprzedał się zupełnie.
W roli jedynego supportu wystąpili lokalni weterani bluesa i rocka - Stari Psi, którzy prezentowali się przed takimi kapelami, jak Uriah Heep czy nasze rodzime SBB. Twórczość Starych Psów znam bardzo, ale to bardzo słabo, toteż ciężko mi się wypowiedzieć na temat ich repertuaru, lecz trzeba przyznać, że zagrali porządnie i z sercem. Ze sceny zeszli po godzinie i jakieś dwadzieścia minut po 21 podium zajęła gwiazda wieczoru.
Over The Rainbow, Zlin (Czechy) 16.04.2010, fot. Verghityax
Debiutancki koncert Na Drugim Końcu Tęczy widziałem w zeszłym roku na "Sweden Rock Festival", gdzie zespół zafundował zgromadzonym całkiem niezły pokaz swoich umiejętności. Miło mi zakomunikować, że obecnie jego członkowie są bardziej zwarci, rozegrani i zaprawieni w boju. Joe Lynn Turner dał świadectwo wyśmienitej formy wokalnej, jak również zdrowego podejścia do muzykowania - rewelacyjny kontakt z publiką, przybijanie piątek z fanami i zero gwiazdorzenia. Jurgen Blackmore, wzorem ojca, wycinał po drodze zacne solówki - chwała mu jednak za to, że stara się wypracować własny styl, a nie bezmyślnie kopiować seniora. Pozostali panowie nie zostawali w tyle za swymi towarzyszami broni, wkładając w swą grę maksimum wysiłku. Fajnie popatrzeć na dinozaurów rocka, wciąż potrafiących zaszaleć z werwą, zapałem i radością dzieciaków. Jakby tego było mało, formacja wykonała nad wyraz przekrojową i rozbudowaną setlistę, wskutek czego ich występ trwał prawie dwie godziny. W menu znalazły się kawałki: "Tarot Woman", "Kill the King", "Street of Dreams", jam "All Night Long", "Death Alley Driver", "Eyes of the World" (z wplecionymi weń solowymi popisami Blackmore'a i Morrisa), "Ariel", "Wolf to the Moon", "I Surrender", "Man on the Silver Mountain" (podczas którego Turnerowi fantastycznie udało się zbliżyć głosem do pierwowzoru), "Jealous Lover", perkusyjne solo Rondinelliego, nieśmiertelny "Stargazer" i "Long Live Rock 'n' Roll". W ramach pierwszego bisu poszło "Gates of Babylon", "Since You've Been Gone" i jam "Can't Happen Here". Ukoronowaniem tego mocarnego gigu był drugi bis w postaci niespodziewanego "Spotlight Kid". Szkoda, że zamiast ostatniego numeru nie pojawiło się "Catch the Rainbow" albo "Stone Cold", ale to już jedynie moje narzekanie.
Piątkowe spotkanie z Over The Rainbow to jeden z lepszych rockowych koncertów, jakie w życiu widziałem - warte każdego przejechanego w drodze do Zlina kilometra. Z niekłamaną przyjemnością dowiedziałem się też, że panowie mają ambicję być czymś więcej, niż tylko coverbandem Rainbow i zainicjowali już prace nad własnymi kompozycjami. Wydanie albumu pod swym szyldem planują jeszcze na 2010 rok, toteż z niecierpliwością czekam na kolejne wieści z ich obozu.