zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku środa, 30 października 2024

relacja: "Obscene Extreme Festival 2023", Trutnov 5-8.07.2023

13.11.2023  autor: Marcin Całka
wystąpili: Exciter; Holy Moses; Hellripper; Death Strike; Vulture; Hellionight; Lucifuge; Hellfuck; Laid to Waste; Morghuul
miejsce, data: Trutnov, Na Bojisti, 5.07.2023
wystąpili: Diploid; Amoclen; Gorgatron; Sick Sinus Syndrome; Brujeria; Carcass; Vomitory; Vader; Total Chaos; Gadget; Capital Scum; Nekromantheon; Rottenness; Controlled Existence; Boneyard; Shitbrains; Obliteration; Entrapped; Depraved; Pure; Evasor; Refore; Prescription Death
miejsce, data: Trutnov, Na Bojisti, 6.07.2023
wystąpili: Murder Rape Amputate; Guineapig; Pandemia; Antigama; Fuck on the Beach; Pyrexia; Bulldozer; Internal Bleeding; Ingrowing; Cytotoxin; Disgorge; Gutslit; Serrabulho; Animals Killing People; Into Sickness; Hyperdontia; Unidad Trauma; Cahnalet; Bastard Royalty; Inculter; Travolta; Aargh Fuck Kill; Mordloch; Belly Error
miejsce, data: Trutnov, Na Bojisti, 7.07.2023
wystąpili: Golem of Gore; Teething; Thorwald; Abaddon Incarnate; Defleshed; Massacre; Rotten Sound; Raw Power; Blockheads; Hiatus; Mastic Scum; M:40; Excrementory Grindfuckers; Incarceration; Speed!! Noise!! Hell!!; Haggus; Systemik Violence; Endless Swarm; Avernal; Delayed Ejaculation; Terminator X; Ixias; Illvilja; Exorbitant Prices Must Diminish
miejsce, data: Trutnov, Na Bojisti, 8.07.2023

Początek lipca oznacza kolejną edycję "Obscene Extreme Festival". W tym 2023 roku przyleciałem trochę wcześniej do Polski, zaliczając w Krakowie pierwszy gig Owls Woods Graves. Później droga do Trutnova upłynęła bezstresowo, potem powitalny Fernet w hotelu i można rzucić się w wir festynu.

Na dobry początek udaliśmy się na występ polskiego Hellfuck i co tu ukrywać, koncert naszych kumpli był ze wszech miar udany. Jadowity thrash znakomicie się sprawdził na polu walki, numery z debiutanckiej płyty waliły równo po mordach i nawet siekący deszcz nie przeszkadzał w zabawuni i publice, i samemu zespołowi. Weteran Paul Speckmann to znana i lubiana persona, a jego bandy mają status kultowych. Death Strike poczęstował nas staroszkolnym thrash - death metalem i na pewno nie brakowało wigoru "starszemu panu". Następnymi wiarusami, których nie zabrakło na "OEF", byli Niemcy z Holy Moses. Sabina z kolegami od wielu lat zdziera gardło na scenach całego świata i z założenia dupy nie dają. Thrashyk na starą, dobrą modłę, charakterystyczny krzyk pani Classen, klasyki jak "Finished with the Dogs" czy "Current of Death" mogły się podobać i tak też było.

Oldschoolowy wieczór mieli przyjemność zakończyć Kanadyjczycy z Exciter. Ich gig odbywał się w ramach "40 Years of Heavy Metal Maniac" i większość setlisty stanowiły hiciory z tego ponadczasowego albumu. Trio pod wodzą Dana Beehlera udowodniło gawiedzi, że mimo wielu lat na karku (chociaż jeden to młodziak) nadal potrafi dać do pieca i dali naprawę energetyczny koncercik. Na zakończenie tradycyjne występy z cyklu podwieszanie, sadomaso i inne tego typu atrakcje. Więcej grzechów nie pamiętam.

Czwartek, poza obowiązkowym klinem, rozpocząłem norweskim Obliteration. Wyśmienity death metal, gruzowaty ale i niebanalny, wgniatał w glebę. Wypada tylko czekać aż nagrają coś nowego, bo od pięciu lat niejako cisza (mowa o
pełniakach). Mocno skoligacony personalnie z Obliteration jest Nekromantheon, który mieliśmy okazję zobaczyć jako następny (naturalnie kilka godzin później). Tutaj już panowie zamiast death metalu jadą z thrash metalem, ale takim na pełnej k..., nie biorąc jeńców. Moc i siła, zęby do wstawienia, o taki thrash nic nie robiłem. Niestety z line-upu wypadł The Crown, ale wynagrodzili nam to inni Szwedzi. Grindcorowy Gadget rozwalił dechy bojisti w puch swymi krótkimi, mocarnymi wybuchami wściekłości. Idealna muza na koncerty, szybko i treściwie.

Jeden z najlepszych recitali festiwalu dał obchodzący w tym roku 40-lecie Vader. Zaczęli od "Dark Age", a potem napięcie tylko rosło. Peter z kolegami pokazali po raz wtóry, że są prawdziwą machiną koncertową, a numery takie, jak "The Crucified Ones", "Vicious Circle" czy "Blood of Kingu" ścinały łby przy samej dupie. Po naszym towarze ekspertowym zainstalował się reaktywowany parę lat temu Vomitory. Szwedzi niedawno wydali pierwszy od bagatela 12 lat album, "All Heads Are Gonna Roll", który jest świetnym materiałem i właśnie z niego zagrali parę kawałków, które wchodzą koncertowo bez popity, jak również szlagiery typu "Terrorize Sodomize Brutalize" czy "Redemption". Fajny koncert, a z racji tego, że widziałem ich potem jeszcze na "Stonehenge Festival" i "Alcatraz Open Air", mogę powiedzieć, że z gigu na gig się rozkręcają i już cieszę się na kolejne spotkanie na trasie z... Vader. Gwiazdą wieczoru i całej imprezy był Carcass, którego płyty po powrocie nie bardzo mi wchodzą, ale obiecali oldschoolowy set i tak właśnie było. "Reek of Putefaction", "Exhume to Consume", "Pyosified" czy zagrany pierwszy raz od 30 lat "Foeticide" niszczyły po prostu obiekty, Walker i spółka udowodnili, że są prawdziwymi ojcami gore grindu. Nie zabrakło też kawałków z "Necroticism" czy hiciarskiego tytułowego "Heartwork". Curby spełnił jedno ze swoich marzeń, ściągając ich i chwała mu za to. Na Brujerię łypnałem jednym zmęczonym okiem i jak zwykle była "Marijuana", 1500 osób na scenie i zabawunia.

Piątunio i Hyperdontia na scenie. Cudny gruzowaty death metal w wydaniu tych młodych Duńczyków daje radę jak nie wiem co, a i live potrafili odegrać go nielicho, więc miska mi się cieszyła. Meksykański Disgorge bez Antimo nie do
końca mnie przekonuje, ale typy potrafią przyjebać z laćka i mocarny gore death - grind w ich wydaniu poczynił nieliche spustoszenie wśród zgromadzonej publiki. Amerykańscy luzacy z Internal Bleeding rozbujali widownię niczym jebaniutki Eminem czy inny 50 Cent. Ich slamowaty decior pełny groove powodował, że główka sama chodziła, a na scenie odbywały się dzikie harce zespołu i ludzi, którzy co i rusz się na niej meldowali "tańcząc" przy "Driven to Conquer", "Falling Down" czy "Anointed in Servitude". Koniecznie muszę ich jeszcze raz trafić, ale tym razem w klubie.

Zdecydowana zmiana klimatu i przed nami włoski, kultowy Bulldozer. Charyzmatyczny AC Wild, dyrygujący kolegami i fanami, którzy mu jedli z ręki. "The Exorcism", "Fallen Angel", "The Final Separation" czy cover "Overkill" z
repertuaru Motorhead powodowały, że tzw. kult sączył się ze ścian. Co klasa to klasa. Pyrexia nie dotarła w zeszłym roku, ale tym razem już nic nie stanęło im na przeszkodzie. Koledzy z Internal Bleeding świętowali 25-lecie ponownie
nagranego "System of the Animal" i właśnie z niego poleciały numery jak "Confrontation". Był też totalny klasyk zespołu, czyli "Sermon of Mockery". Luz, spontan, energia, jakie tylko mogą wykrzesać z siebie jankeskie grupy tej
właśnie odnogi brutalnego death metalu z nielichymi wpływami hardcore'a. Chris Basile i reszta dowalili do pieca. Muszę też wspomnieć, że bardzo dobry koncert zagrała nasza Antigama.

Ostatni dzień był bardziej lajtowy, jeśli chodzi o doznania muzyczne, i dobrze, bo zmęczenie materiału już dawało o sobie znać. Warto na pewno odnotować francuski grindowy Blockheads, który zawsze zostawiają na scenie mnóstwo potu, bo ich normalnie na niej rozsadza. Kapitalny występ dali (jakże by mogło być inaczej) Finowie z zabójczego Rotten Sound. To stali bywalcy "Obscene Extreme" i kto jak kto, ale oni nie zawodzą. Wydali niedawno następny niszczący materiał, a wraz z wcześniejszą dyskografią ich "piosenki" były w Trutnovie totalnymi lepami na mordy. To lepsze niż szynka, ja wolę. Massacre to kolejni weterani death metalu zaproszeni w tym roku na czeski festiwal. Szkoda, że już nie w oryginalnym składzie (brakowało Ricka Rozza), ale i tak było co najmniej dobrze. Odegrali większość kawałków ze wspaniałej "From Beyond", w tym "Chamber of Ages", tytułowy czy "The Dunwich Horror". Wpletli też w set medley z hitów Metalliki, Slayer i Maiden. Kam Lee niezrażony paradował w koszulce z Pikachu i wyrykiwał kolejne wersy. Moim zdaniem udany koncercik. Podobnie, jak następny w kolejce do golenia. Szwedzki Defleshed nigdy nie osiągnął takiego statusu, jak choćby Dismember czy Grave, ale to solidna druga liga i posiadam chyba wszystkie albo przynajmniej większość ich wydawnictw. Stara szkoła death metalu wymieszana z dozą thrashu, zapiaszczone gitarki, przepisowy wokal Gustafa. Czy potrzeba czegoś więcej na zwieńczenie (jak dla mnie) pięknego festiwalu?

Ostatnie pogaduchy, piwka i pora złożyć swe zwłoki w hotelu. W przyszłym roku 25-lecie "OEF" i już ostrze sobie zębiska na zajebisty skład. Póki co Curby już potwierdził Wolfbrigade i Protector. Do zobaczenia zatem!

Komentarze
Dodaj komentarz »