- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Nile, Krisiun, Grave, Ulcerate, Corpus Mortale, Wrocław "W-Z" 18.11.2009
miejsce, data: Wrocław, W-Z, 18.11.2009
Rozrzut stylistyczny kapel, które amerykański Nile zabrał ze sobą na kolejną trasę, gwarantował coś miłego dla każdego miłośnika death metalu, więc nie zastanawiając się długo zarezerwowałem sobie wolny wieczór na spotkanie z tą ekipą. Tej klasy specjaliści rzadko sprawiają zawód, więc jak łatwo się domyślić, kilka kolejnych godzin, które dzieliły początek koncertu od północy, upłynęło nader szybko. Biorąc pod uwagę, jakie tempa rozwijali niektórzy pałkerzy, to zdecydowanie nacisk tego dnia należało położyć na słowo "szybko". Ponadto należy jeszcze dodać "selektywnie", bo nagłośnienie występów wszystkich grup było zaskakująco równe i nie zamierzam na nie narzekać. Irytująca była niestety, jak to zwykle, dyscyplina nie pozostawiająca miejsca na żadne bisy. A niektórym zdecydowanie by się przydały, choćby Grave i Ulcarate, których sety pozostawiły u mnie spory niedosyt.
Corpus Mortale, Wrocław 'W-Z' 2009, fot. K. Zatycki
Wcześniej jednak wystąpił duński Corpus Mortale, którego wokalista mocno przypominał mi Karla Sandersa - przynajmniej ze zdjęć, bo ten ostatniego na żywo wyglądał o wiele bardziej imponująco. Duńczycy zaserwowali krótki zestaw złożony z utworów z obu swoich wydanych przez Neurotic Records płyt. Ich oldskullowy death metal po linii amerykańskiej nie wyróżniał się niczym szczególnym, ale panowie w roli rozgrzewacza sprawdzili się bardzo dobrze, pozytywnie nastrajając mnie na dalszą część koncertu.
Ulcerate, Wrocław 'W-Z' 2009, fot. K. Zatycki
O nowozelandzkim Ulcerate niewiele było mi wcześniej wiadomo, ale dość entuzjastyczne recenzje sprawiły, że jadąc na koncert słuchałem ich ostatniej płyty - "Everything Is Fire". I im dalej słuchałem, tym większe robili na mnie wrażenie. Na żywo potwierdzili swoją klasę, choć zagrali, jeśli dobrze liczyłem, ledwie pięć utworów. W ich wersji death metalu wiele jest hipnotycznych brzmień bliskich kręgom postmetalowym, w szczególności Minsk. Dziwnie to brzmi, ale w potężne, acz dość wolne utwory, potrafili wpleść wiele z plemiennych wręcz brzmień i pod tym względem byli chyba najbliższą headlinerowi stylistycznie formacją na tej trasie. Wkręcałem się dość mocno, choć postawili na moc muzyki i byli raczej statyczni. Zdecydowanie za szybko skończyli.
Grave, Wrocław 'W-Z' 2009, fot. K. Zatycki
Jeszcze większy niedosyt czułem po występie Grave - tym bardziej, że nieco się na niego spóźniłem, zagadawszy się z wokalistą Corpus Mortale i słuchając o tym, dlaczego nie należy podpisywać kontraktu z Neurotic Records. Wedle zgodnych poglądów bardzo dobrze prezentowały się w wykonaniu Grave utwory stare, zwłaszcza z pierwszych dwóch płyt, co zresztą później dobitnie potwierdzili we wspaniały sposób mierząc się z własnym klasykiem w postaci zagranego na zakończenie "Into The Grave". Ale bardzo interesująco zabrzmiał też thrashujący utwór tytułowy z ostatniego krążka, czyli "8th Dominion". Grave był dla mnie zawsze zespołem koncertowym, bo o ile płyty zaliczałem raczej do drugoligowych średniaków (pewnie się tym mocno narażam, he, he), o tyle na koncertach zawsze potrafili do tych samych dźwięków dorzucić jeszcze garść energii, dzięki której wciąż mnie do siebie przekonują.
Krisiun, Wrocław 'W-Z' 2009, fot. K. Zatycki
Po bardzo krótkiej przerwie zainstalowali się Brazylijczycy z Krisun, których nie miałem jeszcze okazji widzieć na żywo. I okazało się aż nadto dobitnie dlaczego skład trzyosobowy nazywa się czasem mianem power trio, bo wygrzew był fenomenalny. Nie na darmo niektórzy uznają ich za najszybszy zespół deathmetalowy. Już w czasie króciutkiej próby dźwięku perkusista pokazał, na co go stać. A potem przez kolejnych osiem utworów tylko udowadniał, że to nie przypadek. Wściekłe thrashujące riffy sprawiały, że chwilami czułem się, jakbym był obecny podczas nagrywania "Live Undead" Slayer, bo intensywność seta Krisun była zdecydowanie tej samej próby. Mam nadzieję, że kiedyś będą dzielić scenę ze Slayer i choć Tomy, Kerry, Jeffi Dave są obecnie w doskonałej formie, to nawet dla nich będzie to niezłe wyzwanie. Alex świetnie trzymał kontakt z widownią, która aż się zakotłowała. Nic dziwnego, potężne kanonady bębnów, ekstatyczne riffy i fantastyczne sola, także te orientalizujące, nie pozwalały na inna reakcję. Zresztą doceniał on wysiłki publiczności i zaraz dodawał, że wcale nie mówi tego przez uprzejmość. Zresztą utwór "Minotaur" zadedykował Mariuszowi Kmiołkowi, a później okazało się też, że udało mu się już opanować podstawy poprawnej polszczyzny, zwłaszcza tak użyteczne na deathmetalowych koncertach słowo "napierdalać". Widzów nie trzeba było zachęcać. Duże wrażenie robiły też utwory z "AssassiNation", szczególnie "Vivious Wrath" i "Suicidal Savagery". Jak dla mnie był to najmocniejszy punkt wieczoru. Tym bardziej, że w bardzo ładnym stylu nakręcali publiczność przed występem gwiazdy wieczoru.
Nile, Wrocław 'W-Z' 2009, fot. K. Zatycki
Po nieco dłuższej przerwie, wypełnionej długim intrem w odpowiednim, podniosłym klimacie, scenę opanowali Karl Sanders i s-ka, czyli oczywiście Nile. Choć ten skromnie stał z boku, zajmując się tylko growlingiem, konferansjerkę pozostawiając Dallasowi. Wprawdzie ja zdecydowanie wolę pierwotną siłę Krisiun, niemniej jednak trzeba przyznać, że było czego posłuchać, a moc uderzenia bez trudu pozwalała zrozumieć, dlaczego to dzięki tej kapeli mógł się odrodzić death metal.
Oczywiście koncert był mocno przekrojowy i praktycznie z każdej płyty można było znaleźć co lepsze utwory - na czele z tytułowym kawałkiem z "Black Seeds Of Vengeance". Może określenie "na czele" jest tu nieco mylące, bo reagując na częste skandowanie tego tytułu Karl obiecał, że na pewno go zagrają. I zagrali, na zakończenie. Wcześniej były m.in. sztandarowe utwory z "In Their Darkened Shrines". Jak nietrudno się domyślić, padło na "Execration Text" i "Sarcophagus". Zwłaszcza ten drugi dzięki swej monumentalności zrobił na mnie spore wrażenie. Były też oczywiście rzeczy nowsze, choćby z "Annihilation Of The Wicked" czy nowego, dopiero co wydanego "Those Whom The Gods Detest". I tu najlepszym kandydatem był równie potężny "4th Arra of Dagon", który mocą przywodził mi na myśl najlepsze chwile Morbid Angel.
Nile, Wrocław 'W-Z' 2009, fot. K. Zatycki
Było dużo świetnych solówek, a czasem do śpiewania dołączał się także basista, Chris. Ten ostatni świetnie dogadywał się z Dallasem. Nic w tym dziwnego, bo są kumplami z innego zespołu, Lecherous Nocturne. Razem więc pozowali z gitarami aż miło, dobrze tworząc klimat wieczoru. Oczywiście nie obyło bez wezwań do wspierania prawdziwego metalu, ale tego wieczoru nikogo nie trzeba było do tego namawiać, co widać było po zakończeniu koncertu, kiedy to zebrani dość długo skandowali nazwę zespołu, mając nadzieję na bisy. Ale logistyka była nieubłagana, pozostaje czekać na kolejne koncerty.
Materiały dotyczące zespołów
- Nile
- Krisiun
- Grave
- Ulcerate
- Corpus Mortale