- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Nazareth, Tri State Corner, Leash Eye, Warszawa "Progresja" 27.05.2012
miejsce, data: Warszawa, Progresja, 27.05.2012
Trasa zespołu Nazareth po Polsce pierwotnie miała się odbyć od 12 do 17 kwietnia. Jednak z powodu choroby wokalisty została przesunięta na maj. Jest ona częścią światowego tournee kapeli w 2012 roku. W naszym kraju muzycy mieli wystąpić w pięciu miastach (Poznań, Warszawa, Gdynia, Lublin i Katowice).
Nazareth, Warszawa 27.05.2012, fot. Lazarroni
W klubie tym razem bardzo tłoczno. Kilkaset osób przed wejściem do sali. To ja rozumiem. Wszyscy zapewne wyszli z założenia, że legendę rocka obejrzeć można, a nawet trzeba. Dawno nie oczekiwałem na koncert w takim zagęszczeniu. Drzwi na teren ze sceną otwarte zostały o 19:00. Jak się okazało, mieliśmy sporo czasu do wyjścia pierwszego z supportów, w związku z tym odwiedziłem stoisko handlowe. Tutaj zawiodłem się materiałami dotyczącymi Nazareth. Do kupienia tylko jedna płyta "Expect No Mercy" ze schyłku lat siedemdziesiątych oraz koszulki z trasy, zresztą bardzo ładne. Nabyłem jedną sztukę, ale ile za nią zapłaciłem (oj, dużo!), dowiedzą się tylko niektórzy.
Leash Eye, Warszawa 27.05.2012, fot. Lazarroni
O grupach rozgrzewających atmosferę przed występem gwiazdy - nie jestem specjalnym fanem tego zjawiska. Szczególnie, gdy ma być ich kilka. Rozumiem jednak sytuację w tej branży. Suporty były, są i będą. Na początku swojej kariery Nazareth też pełnił taką rolę - przed zespołem Deep Purple. I co z tego wynikło, możemy obserwować do dnia dzisiejszego. Ale o ekipach otwierających imprezę będzie w telegraficznym skrócie. Najpierw nasz rodzimy Leash Eye, czyli mieszanka rocka i metalu w trzydziestopięciominutowym secie. Następnie niemiecko - grecko - polski Tri State Corner w podobnych klimatach przez pół godziny. W składzie niespotykany zbyt często instrument strunowy zwany bouzouki.
Tri State Corner, Warszawa 27.05.2012, fot. Lazarroni
Przed i po supportach w głośnikach cały czas Fish z "Fields Of Crows". Już drugi raz w okresie kilku dni słyszę tutaj te nagrania. Na scenę wjeżdżają wzmacniacze Marshalla, z tyłu za perkusją naszym oczom ukazuje się olbrzymi biały napis: logo zespołu. Technicy przygotowują instrumenty. Temperatura na widowni bardzo wysoka. Zarówno w przenośni, jak i dosłownie. Wreszcie około 21:45, przy pustej jeszcze estradzie, brzmi długie intro na dudach. Tak właśnie Szkoci z Nazareth rozpoczynają swoje występy.
Nazareth, Warszawa 27.05.2012, fot. Lazarroni
Na pierwszy ogień poszło "Silver Dollar Forger" z krążka "Rampant". Potem kolejna starsza kompozycja, czyli "Telegram" w wersji nieznacznie skróconej. Wokalista Dan McCafferty w wybornej formie. Jego głos nie stracił charakterystycznej mocy i drapieżności. Wysokie rejestry też wyciągał bez problemu. Repertuar opierał się głównie na wydawnictwach powstałych w latach siedemdziesiątych. Przykładem były następne utwory, a wśród nich ballada "Dream On" i jeden z pierwszych przebojów - "This Flight Tonight". Z ostatniego albumu "Big Dogz" zaprezentowali nam tylko jeden kawałek, "Radio" - bardzo melodyjny, który mógłby stać się radiowych hitem. Pod warunkiem, że radio by go nadawało.
Nazareth, Warszawa 27.05.2012, fot. Lazarroni
Aż trzy kawałki pochodziły z legendarnego i najlepszego albumu w karierze Nazareth. Były to kolejno: "Whisky Drinkin' Woman" z nadprogramowym w stosunku do oryginału gitarowym wstępem Jimmy Murrisona, dalej fantastycznie wykonana przez cały zespół ze wskazaniem na wokal i gitarę kompozycja "Changin' Time", i wreszcie numer tytułowy, czyli "Hair Of The Dog" ze wstawką na dudach szkockich. McCafferty zagrał na nich tylko jeden takt i oddał instrument technikowi. Coś mu nie stroiło. Nagranie zostało natomiast wzbogacone o gitarowe improwizacje. W tym zabrzmiał fragment pieśni "Amazing Grace". Minęło sześćdziesiąt pięć minut od początku występu i muzycy zeszli ze sceny. Trochę krótko, ale przed nami jeszcze bis trwający kwadrans, a w nim trzy propozycje, w tym dwa znane przeboje: "Razamanaz" i na koniec super ballada "Love Hurts" z finałową klimatyczną partią gitary.
Nazareth, Warszawa 27.05.2012, fot. Lazarroni
W czasie imprezy, podczas bardzo ciekawych zapowiedzi i opowiadań wokalisty, jacyś dowcipnisie bardzo skutecznie przeszkadzali, wykrzykując tytuł "Please Don't Judas Me". Tego utworu na obecnej trasie muzycy nie wykonują. Początkowo wzbudzało to uśmiech Mc Caffertego, ale w końcu widać było, że poirytował się tymi okrzykami. Jeszcze jedno spostrzeżenie. Pod sceną rządziła młodzież i świetnie się bawiła. Tak być powinno. Ale pokazywanie symbolu diabełka zwanego też cornem (pięść z wyciągniętymi skrajnymi palcami), kojarzonego z rogami szatana i rozpropagowanego wśród fanów metalu przez Ronie Jamesa Dio, zdecydowanie nie pasowało do okoliczności. Niby wszystko wolno? Tak, ale trzeba wiedzieć kiedy i gdzie. Na tym wolność polega.
Nazareth, Warszawa 27.05.2012, fot. Lazarroni
Ponarzekać dalej? Proszę bardzo. Teraz odnośnie setu przedstawionego przez Nazareth. Był za krótki. Lider i wokalista w wywiadach poprzedzających trasę w Polsce zapowiadał koncert trwający półtorej godziny. Zagrali ledwie osiemdziesiąt minut. A po bisie szybko w głośnikach zabrzmiała muzyka i rozbłysło światło. Zapewne po to, aby nikt na drugie wyjście muzyków się nie nastawiał. Oprócz tego obiecywane były trzy numery z najnowszego krążka "Big Dogz" - a usłyszeliśmy tylko jeden i to też nie najwyższych lotów. Natomiast formacja na tym tournee prezentuje kilka kawałków słabszych w mojej ocenie. Są to "This Month's Messiah", "Turn On Your Receiver" i na bis "Night Woman". Te piosenki wyraźnie obniżają, według mnie, poziom całego koncertu. A muzycy mają z czego wybrać i wcale nie muszą podpierać się takimi błahymi nagraniami.
Nazareth, Warszawa 27.05.2012, fot. Lazarroni
Pomimo wszystko imprezę trzeba zaliczyć do udanych. Sporą rolę w jej ubarwieniu odegrało wyśmienite oświetlenie i niezłe nagłośnienie. Oprócz wcześniej wymienionych, w Nazareth wystąpili jeszcze dwaj powiązani rodzinnie muzycy: Pete Agnew (ojciec) na basie i Lee Agnew (syn) za perkusją. Ekipa jak na razie ma się dobrze, co było słychać i widać w "Progresji".
Lista utworów (tytuł, rok):
Silver Dollar Forger, 1974
Telegram, 1976
This Month's Messiah, 1984
Dream On, 1982
Turn On Your Receiver, 1973
Radio, 2011
This Flight Tonight, 1973
Whisky Drinkin' Woman, 1975
Changin' Times, 1975
Hair Of The Dog, 1975
Bis:
Night Woman, 1973
Razamanaz, 1973
Love Hurts, 1975
Zobacz zdjęcia: Nazareth, Warszawa 27.05.2012
Ale ogólne podsumowanie także zaliczyłabym jak najbardziej na plus.