- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: My Dying Bride, Gdańsk "Kwadratowa" 30.04.2000
miejsce, data: Gdańsk, Kwadratowa, 30.04.2000
Po długim dniu spędzonym w podróży i na zwiedzaniu, skądinąd pięknego miasta Gdańska, nareszcie w Kwadratowej! O 19.00 (planowy początek) klub świecił niemalże pustkami, tak więc z zajęciem dobrego do oglądania koncertu miejsca (fajna galeria po obu stronach sceny) nie było problemu. Dziwne by było, gdyby jakikolwiek koncert nie zaczął się bez opóźnienia, tak też było w tym przypadku. Jednak te pół godziny tylko podgrzewało atmosferę, która i tak się robiła coraz bardziej gęsta z powodu napływających fanów (widok tylu ludzi w czerni szczerze ucieszył me serce). Po krótkiej krzątaninie technicznych nagle weszli!!! Że przedstawię (od lewej strony sceny): mocno długowłosy blondyn Andrew Craighan ze swoim wiosełkiem, obok niego zupełnie nowa postać - de facto kobieca - z równie długą, lecz czarną fryzurą, obsługująca keyboard. W samym centrum mistrz ceremonii - Aaron Stainthorpe, dalej basista Ade Jackson i nowa gitara w zespole - Hamish Glencross. Nad wszystkimi górował w swoim królestwie bębnów Shaun Steels (ten to się dopiero narobił).
Przedstawienie się zaczęło i to jeszcze jak - "She Is The Dark" wręcz wstrząsnęło salą, zabrzmiały zawodzące gitary i przejmujący głos Aarona. Dla kogoś, kto Ich widział po raz pierwszy, to naprawdę Mocne Uderzenie. Potem Aaron przedstawił zespół, ponarzekał na problemy (których z resztą nie usłyszałem) z gitarą Andrew ("Who know how to quickly fix the guitar?") i koncert potoczył się dalej: powtórka z "Turn Loose the Swans", tytułowy utwór i "Snow In My Hand". Nie mogło też zabraknąć "Cry Of Mankind" (nic dziwnego, że uważany jest za Ich największe dzieło). Miała miejsce też premiera - zespół zagrał zupełnie nowy materiał i trzeba przyznać, że z growlingiem im "do twarzy". Minął już długi tydzień od koncertu, nie pamiętam wszystkich zagranych utworów (czy to aż takie ważne?), jednak, jak mnie pamięć nie myli, usłyszeliśmy też "Like Gods Of The Sun" i "Grace Unhearing" (a może tylko ja chciałem to usłyszeć?), nie zabrakło też utworu czy dwóch z "34.788%... Complete" (zabrzmiały nadspodziewanie dobrze!). Wybaczcie jak coś przekłamałem, ale ostatni kawałek "The Fever Sea" (tego jestem pewien) z "The Light at the End of the World" uderzył mnie tak samo jak numer rozpoczynający - patrząc z góry na to, co się pod sceną działo, widziałem kilkadziesiąt równo "zamiatających" głów...
Olbrzymie wrażenie robi "aktorstwo" Aarona (upadał na podłogę, zwijał się jakby z bólu, tulił się do swoich rąk), w pamięci zostaje skąpany w światłach Shaun, "ładujący" na dwie stopy, pióra Andrew, podświetlone przez czerwono krwisty reflektor. Trochę było w paru miejscach słychać niezgranie nowej członkini (ale może się czepiam), za to jak wyglądała w długiej, czarnej sukni! Żałuję tylko, że nie było mi dane usłyszeć skrzypiec Martina Powella...
Po godzinie Aaron pożegnał się, myślałem, że to jakieś żarty i nie bardzo się myliłem - na "bis" zagrali jeszcze ze trzy utwory i koniec! Półtorej godziny to jak dla mnie o wiele za mało, jednak pozostaje satysfakcja, że nareszcie Ich usłyszałem na żywo. Mija tydzień, a ja dalej żyję tym koncertem...
Materiały dotyczące zespołu
Zobacz inną relację
My Dying Bride, Gdańsk "Kwadratowa" 30.04.2000
autor: Mikael Storch