- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Ministry, Warszawa "Stodoła" 15.07.2008
miejsce, data: Warszawa, Stodoła, 15.07.2008
Już po nagraniu "The Last Sucker" Al Jourgensen zapowiedział, że następna płyta Ministry będzie ostatnią i że znajdą się na niej same covery. Na otarcie łez fanom miała pozostać jeszcze pożegnalna trasa "C U La Tour". I o ile wcześniej polskim fanom nie dane było zobaczyć Ala i jego kolegów w akcji, to tym razem mogli oni wreszcie osobiście przekonać się o koncertowej formie Amerykanów.
Na imprezę, która rozpoczęła się krótko po godzinie 21, stawiła się całkiem spora publika. Kompletu jednak nie było - bilety można było do ostatniej chwili kupić w kasie "Stodoły". Za sceną powieszono spory telebim, z przodu rozstawiono trzy fragmenty ogrodowej siatki - dwa po bokach sięgające niemalże sufitu i jeden centralnie na środku, zdecydowanie niższy, zza którego w trakcie koncertu można było obserwować Ala Jourgensena. Za intro posłużył utwór - zobrazowany teledyskiem - promujący nową płytę Revolting Cocks (projektu Jourgensena), zatytułowany "Homo Song (I'm Not Gay)". Po jego zakończeniu muzycy weszli na scenę i zaczęli koncert kawałkiem "Let's Go".
Pomimo że "C U La Tour" jest trasą pożegnalną, Ministry skupiło się głównie na utworach z anty-bushowskiej trylogii - na płytach "Houses of The Mole", "Rio Grande Blood" i "The Last Sucker". Na 18 numerów zagranych w trakcie całego koncertu z tych trzech płyt pochodziło aż 13. Niestety już od początku dało się zauważyć mało selektywne nagłośnienie, poprawione dopiero po dobrych kilkudziesięciu minutach - czasami ginęły gitary, a klawiszy nie było słychać prawie w ogóle. Al, w bandanie i przeciwsłonecznych okularach, dosyć często wspomagał się samplerem. Jednak te uchybienia nie miały najmniejszych szans zepsuć odbioru całego koncertu. Zdecydowana większość zagranych numerów wypadła naprawdę rewelacyjnie - muzyka, charyzma, energia oraz industrialno - metalowy brud obroniły się same. Gitarzyści często zmieniali swoje pozycje i zachęcali fanów do jeszcze bardziej żywiołowych reakcji. Bardzo dużo dał też telebim, którego zawartość doskonale pasowała do muzyki i na którym zobaczyć można było m.in. George'a Busha, Osamę Bin Ladena czy fragmenty starych amerykańskich filmów propagandowych i klipów Ministry. Zespół idealnie wymierzył moment swojego zejścia ze sceny - miało to miejsce akurat wtedy, gdy coraz bardziej zniecierpliwieni fani zaczęli domagać się starszych, klasycznych już numerów. Na bis zagrali "So What", "NWO", "Just One Fix" i "Thieves". Nie da się opisać reakcji publiki, która w końcu usłyszała fragmenty kultowego "Psalmu 69"... Rozochoceni fani nie pozwolili tak łatwo zejść Amerykanom ze sceny i swoim głośnym skandowaniem wymusili jeszcze jeden bis, w trakcie którego Ministry zagrało "balladowo - punkową" wersję "What A Wonderful World" Louisa Armstronga. To niestety był koniec...
Co więcej można napisać o tak długo wyczekiwanym i tak energetycznym koncercie? Można rzeczywiście ponarzekać, że setlista była zbyt mało przekrojowa, że zabrakło takiego hiciora, jak "Jesus Built My Hotrod" czy że brzmienie nie było idealne. Ale i tak jestem pewien, że zdecydowana większość osób będąca 15 lipca w "Stodole" bardzo żałuje, że naprawdopodobniej to ostatni koncert Ministry, jaki im przyszło zobaczyć. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że Al po raz kolejny zmieni zdanie...
Praktycznie na większości europejskiej części trasy grali dokładnie ten sam zestaw kawałków, więc nie było kompletnie żadnego zaskoczenia. Wiadomo było że bedzie bis i ze bedzie So What i NWO itd., wiec obawiam sie ze publicznosc nie miala za duzego wplywu na zespół. Co do faktu ze Al wspomagał sie samplerem i uznajesz to za uchybienie. Skoro na plytach wspomaga sie samplerem, to dziwne zeby na koncercie nagle zamiast "Go hoome and die!!!" Georga W. Busha melodeklamowac miał Al.
Poza tym się zgadzam. Koncert wybitny!!!