- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Mind Eaters Tour (Antigama, NYIA i Blindead), Warszawa "Progresja" 25.10.2007
miejsce, data: Warszawa, Progresja, 25.10.2007
"Cudze chwalicie, a swego nie znacie" - tak można by określić trasę, jaką rozpoczęły Antigama, Nyia i Blindead w czwartek 25 października w warszawskiej "Progresji". Co by nie mówić na temat ich muzyki, to jedno trzeba stwierdzić, są to zespoły wybijające się na krajowej scenie, a nawet na światowej (co już zostało docenione lub jest to kwestią czasu) i tego dnia tylko to dobitnie potwierdziły.
Na pierwszy ogień poszedł Blindead. Krótkie intro (lub też fragment utworu - tego nie wiem), a potem poleciały cztery nowe kawałki z jeszcze niewydanej płyty zespołu. Ktoś pewnie może ponarzekać, że tylko cztery, ale trzeba wziąć pod uwagę fakt, że do krótkich nie należały i właściwie wcale nie nudziły. Słychać, że zespół skierował się w jeszcze bardziej mroczne i schizofreniczne rejony i chyba tylko ich wyobraźnia muzyczna może wyznaczać im kolejne granice. Napięcie w ich muzyce wzrastało powoli, by wreszcie uderzyć w słuchacza całym swoim impetem. Może trochę na początku gitary zagłuszały się nawzajem, ale potem już się poprawiły i co raz serwowały nam ołowiane riffy, które powoli acz skutecznie ciągnęły całe kawałki. Co ciekawe, w składzie pojawił się klawiszowiec, co na pewno sprawiło, że muzyka stała się bardziej przestrzenna. Struktura utworów przypomina mi trochę dokonania Neurosis, co wcale nie jest żadnym zarzutem w stosunku do zespołu, a wręcz komplementem. Liczę jednak, że uda im się znaleźć własny niepowtarzalny styl, a próbą wykrystalizowania się go jest właśnie pojawienie się klawiszy. Jednak przyznać muszę, że niektóre wstawki w ich wykonaniu trochę nie pasowały i czasami zbyt ostro brzmiał ich dźwięk. Mam nadzieję, że było to spowodowane tym, iż był to pierwszy koncert na trasie i na pewno z czasem wszystko będzie grało jak trzeba. Mimo pewnych małych niedociągnięć koncert był naprawdę dobry i jak na razie Blindead nie ma na krajowym podwórku konkurencji. Pora więc na podbój Europy i reszty świata!
Kolejna na scenie pojawiła się NYIA, no i tu mam mały problem. Zespół jakby nie patrzeć wybija się ponad przeciętność i za to im chwała, że starają się grać coś oryginalnego. Jednakże przesadzone są moim zdaniem opinie, że zespół ten łączy w swej stylistyce jazz z death metalem i czymś tam jeszcze. Nie uważam się za speca od jazzu, ale w grze zespołu akurat w ogóle go nie słyszałem - no chyba, że ktoś uzna, że jazz to te skomplikowane partie instrumentalne... Zespół wystąpił w uszczuplonym składzie (z jednym gitarzystą) i dzięki temu brzmiał bardziej selektywnie, chociaż mimo wszystko brak drugiej gitary był z czasem odczuwalny. Bas niby grał przyjemnie, ale partie wcale nie były jakieś niesamowite, jakby się można było spodziewać. Na uwagę zasługuje oczywiście gra perkusisty - Wojtka Szymańskiego, które ze swojego skromnego zestawu perkusyjnego potrafił wykrzesać iskry. Na pewno zwracał na siebie uwagę nowy wokalista, który swoimi wokalizami dryfował w okolicach screamo. Może nawet się starał urozmaicić ten koncert, ale niestety brakowało tu jakiegoś porządnego ryknięcia. Liczę jednak, że z czasem poprawi wachalarz swoich wokalnych możliwości i wtedy będzie o wiele lepiej.
Dodatkowo jako jedyny zespól NYIA zaprezentował wizualizacje, które miały umilać odbiór muzyki, ale nie do końca się to udało. Osobiście koncert mnie nie zachwycił bardzo, jednak nie oznacza to, że był on słaby. Po prostu w tym momencie muzyka w wykonaniu NYIA mnie nie porywa, ale mam nadzieję, że zespół następnym razem zaskoczy mnie pozytywnie, tak jak zrobiła to Antigama.
Antigama zagrała jako ostatnia tego wieczoru i to nie tylko z racji tego, że na koncie ma najwięcej oficjalnych wydawnictw, ale pewnie też dlatego, że jest to marka w tym momencie rozpoznawalna na całym świecie, a kontrakt z kultową wytwórnią Relapse jest po prosty tego potwierdzeniem. Ostatnio widziałem ich jakieś dwa lata temu i wtedy nie zachwycili mnie swoją muzyką, wykonywaną na żywo (bo do produkcji studyjnych nie mam żadnych zastrzeżeń). Więcej w niej było przypadkowości i wrażenia, że zespół gra by spełniać swoje muzyczne wizje. Tym razem nastąpił obrót o 180 stopni. Antigama okrzepła i już widać, że nie jest to ten sam zespół, co wtedy. Chaos muzyczny pod kontrolą (no może czasami poza), spontaniczność i radość grania - to odczuwało się obserwując Antigamę. Jak to przystało na nich, set był zwięzły i konkretny, a każdy muzyczny cios był celnie mierzony i dochodził idealnie do celu. Tylko w przerwach pomiędzy kolejnymi utworami, zespół dawał fanom chwile odpoczynku. Oczywiście nie mogło obyć się bez kawałków z entuzjastycznie przyjętej "Resonance", która jest wybitnie koncertowa płytą. Można było także posłuchać utworów m.in. z "Zeroland" czy "Discomfort". A na dokładkę zagrali też "Falę" z repertuaru nieodżałowanej Siekiery, co zresztą wywołało euforię zebranych oraz młyn pod sceną.
Na szczególną uwagę zasługuje Sivy - perkusista zespołu. Jego zestaw perkusyjny nie jest skromnym zestawem grindcore'owej kapeli, ale jest on całkiem porządnie rozbudowany. Nie jest to bynajmniej sztuka dla sztuki, bo Sivy regularnie wykorzystywał brzmienie każdego bębna i talerza, co czasami dawało bardzo ciekawe efekty, szczególnie podczas krótkiego popisu umiejętności, jakim nas uraczył. Warto też wspomnieć, że z zespołem zagrał nowy basista - Mike, który wzorowo wywiązał się ze swoich obowiązków. Koncert był jak najbardziej udany i tylko życzyć Antigamie, by nadal podążała tym tempem, zarówno w swoim rozwoju muzycznym, jak i w karierze.
Podsumowując, wieczór spędzony w "Progresji" przy dzwiękach generowanych przez wyżej wymienione zespoły upłynął bardzo miło. Można było się przekonać nie tylko jak mocna jest reprezentacja tych, którzy w swojej muzyce nie hołdują prostocie, porządkowi i temu co przewidywalne. Jednak niestety przekonaliśmy się również jak małe zainteresowanie jest taką muzyką. Cóż... pozostaje tylko nadzieja, że mimo wszystko muzycy mimo takich przeciwności losu będą nadal tworzyć i koniec końców ich muzyka zainteresuje szersze grono odbiorców. Czego ja im życzę!