zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku niedziela, 24 listopada 2024

relacja: Metalmania '99, Katowice "Hala Baildon" 15.05.1999

20.05.1999  autor: Adam "Tool" Ulecha
wystąpili: Samael; Grip Inc.; Anathema; Lacuna Coil; Turbo; Vader; Christ Agony; Artrosis; Tower; Evemaster; Pik; Dominium
miejsce, data: Katowice, Hala sportowa huty "Baildon", 15.05.1999

Sobota, 8 maja...

Jeszcze tydzień. Tydzień oczekiwania. Oczekiwania na coś, co będzie się długo pamiętało. To pewne. W końcu zobaczę to coś, co się nazywa Anathema...

Czwartek, 13 maja...

Dowiedziałem się, że nie będzie obecny Death. Mocno mnie to dobiło. Myślę, że wiele osób chciało tam pojechać właśnie, żeby zobaczyć ten zespół. Ale nic to, pomyślałem sobie, i zacząłem się kolejny raz przygotowywać do Metalmanii..

Niedziela, 16 maja...

Już po. Siedzę sobie w domku. Nie do końca jeszcze psychicznie przytomny. Rano przesłuchałem kilku utworów, które można było usłyszeć wczoraj na żywo. Dreszcze... Fale dreszczy sunące po moim ciele. Jedna za drugą...

Do Katowic łódzka ekipa, w tym i ja, dotarła około godziny 10.30. Obowiązkowa herbata i pieczołowicie przygotowane rano kanapki - wszystko po to, żeby nie paść z wyczerpania i móc się w pełni cieszyć tym, co miało wkrótce nastąpić. Godzina 12 - spotkanie ze znajomymi z różnych zakątków naszego pięknego kraju. Obowiązkowe piwko i już jesteśmy przed halą huty Baildon. Okazało się na szczęście, że nie jest taka mała jak myśleliśmy.

I tu warto zauważyć, że ochrona była bardzo kulturalna, a organizacja była naprawdę bez zarzutu. Wpuszczano po cztery osoby. Dokładne sprawdzanie plecaków, później przeszukiwanie. Wszystko po to, aby zapobiec ewentualnym "niespodziankom". Chylę czoła organizatorom.

No i jesteśmy. Jest po godzinie 14. Chyba się nie udało zobaczyć pierwszej kapeli, czyli Dominium. Trudno. Mam nadzieję, że kiedyś poznam ten zespół i jego muzykę. "Muzykę łączącą w sobie symfonikę i wściekłość metalu, mroczny klimat ambientu..."

Następnie Pik. Ciekawe.

Evemaster. Zaczęli łagodnie, aby po chwili przejść do bardziej brutalnych klimatów i abyśmy mogli usłyszeć ten typowy black metalowy wokal. Co mnie zaskoczyło to to, że panowie wystąpili bez żadnych makijaży i strojów "upiększających". Muszę powiedzieć, że z całkiem niemałym zainteresowaniem obserwowałem wtedy scenę i to co się na niej działo.

"...jeszcze tylko cztery i pół godziny do 19.05 - o tej godzinie miała wystąpić Anathema..." - być może przez takie myśli nie do końca byłem skupiony na występach reszty zespołów. Nie mogłem się już doczekać. Misterium...

Ale nic to. Następny był Tower. Kapela, którą usłyszałem jakiś czas temu w łódzkim radio. Szczerze mówiąc nie zrobiła na mnie wielkiego wrażenia. "Przecież to już było... ale mimo wszystko ciekawe i zapewne się przyjmie u nas" - myślałem wtedy. Występ bardzo interesujący. Dobre, technicznie nienaganne granie. Nie można się było przyczepić.

Można się było natomiast przyczepić do dłuższej przerwy, która miała miejsce przed pojawieniem się Artrosis. Mimo, że była długa to miało się nadzieję, że sam koncert to wynagrodzi. Niestety. Kłopoty techniczne były bardzo uciążliwe, tak dla nas jak i dla ekipy z Artrosis. Nie wiem, czyja to była wina, konferansjer oświadczył, że ktoś z uporem maniaka ciął kable. Może tak właśnie było. Może nie. Nie wiem...

Co do Artrosis - widziałem ich na koncercie tuż po wydaniu "Ukrytego wymiaru". Muszę się przyznać, że wcześniej, gdy pierwszy raz ich usłyszałem (znów w radio), bardzo mnie zaskoczyła (pozytywnie) ich muzyka. Pomyślałem sobie - "no... właśnie takiego zespołu brakowało u nas". Grali w sumie coś, czego nikt wcześniej w Polsce nie grał. Zdobyłem więc płytkę. Mimo wszystko niezła, ale automatu perkusyjnego (i to nienajlepszej jakości) po pewnym czasie nie mogłem ścierpieć. Od tamtej pory trochę się do nich zraziłem, ale cały czas bacznie obserwowałem ich poczynania. Co do samego koncertu, to hmm... był niezły. Nowy skład. Nowa gitara, nowy bas, ale ciągle z automatem. Za to wokal Magdy Dobosz znów prezentował się wyśmienicie.

Teraz Christ Agony. Jakoś nigdy wcześniej nie udało mi się zapoznać z twórczością tej kapeli. Myślałem w sumie, że będą grać ostrzej. Ale znów można było dostrzec ciekawość w moich oczach. Ale nikt jej nie dostrzegł...

Hm... koncert Behemoth odwołany... z powodu dezintegracji zespołu, jak to intrygująco określił pan konferansjer. Wszyscy zaczęli snuć domysły, co się mogło stać... ;)

Vader. Vader jak to Vader - zawsze wyśmienity. Ale, czy to jakiś dziwny zbieg okoliczności, czy może ja mam zawsze takie szczęście, że podczas ich koncertów najgłośniej słychać stopy perkusji? Na ostatnim Metal Hammer Festival, kiedy to grali przed Megadeth, myślałem, że techniczni zawiedli, bo nie dało się prawie tego słuchać, ale gdy teraz znów było podobnie, to poczułem się dziwnie. Dopóki perkusista nie używał stopy był bardzo ok., ale kiedy zaczął... uszy bolały. "...jeszcze ponad godzinę... tylko ponad godzinę... aż ponad godzinę..."

Występ Turbo był poprzedzony wielkimi emocjami. Wielki powrót. Wielki skład. Wreszcie wspaniały koncert. Grzegorz Kupczyk dał z siebie wszystko, żeby zadowolić publikę, która strasznie ciepło przyjęła zespół. Legenda wróciła. Zagrali ciężej niż myślałem, że zagrają. Bezbłędny gitarzysta, reszta zespołu również nie odstawała poziomem. Bardzo pozytywne odczucia.

Wreszcie zespół, którego brak musiał rok temu ogłosić Remo Mielczarek. Wtedy nie żałowałem. Teraz też bym nie żałował. Słuchałem jedynie ich debiutanckiego albumu, który owszem, był miły dla ucha, sprawiał jednak wrażenie czegoś, co już było. Lacuna Coil.

Przerwa. Przerwa, po której miało nastąpić coś, na co czekałem ponad dwa lata. Z powodu matur nie mogłem zobaczyć wtedy Anathemy na Metalmanii. Teraz od razu zszedłem z sektora na płytę. Dotarłem do sceny i obserwowałem. Dziwne dreszcze zaczęły się przechadzać po moim ciele. Najpierw pojawił się Danny, zaczął majstrować coś przy kablach i sprzęcie. 10 minut napięcia.

W końcu zaczęli. Anathema. Krótkie, miłe przywitanie. Nowy basista - człowiek z fanclubu, jakiś nie do końca zidentyfikowany przeze mnie perkusista... hmm... Promienny uśmiech Vincenta. Pierwsze dźwięki. I co? Przez moment wszyscy stali w bezruchu. Ale niedługo. "Orion" Metalliki sprzyjał radosnemu pogowaniu. Pierwszy szok minął. Następny utwór. Nie pamiętam kolejności, ale tego wieczora można było usłyszeć trzy utwory z "alternative 4" - "fragile dreams", "empty", "inner silence" (podczas to którego Danny poprosił o absolutną ciszę i chciał zobaczyć tylko nasze dłonie... niesamowite), "angelicę" z "eternity", dwa nowe utwory i na sam koniec piękny, ciężki, mocny, powalający na nogi "dying wish" z "Silent Enigmy".

Bardzo się obawiałem tego koncertu. Myślałem, że być może się zawiodę, widząc ich na żywo, ale już po kilku chwilach wszelkie obawy się rozwiały. Tkwiący w największym ścisku, po jakimś czasie cały mokry, byłem najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. Wreszcie ich zobaczyłem... usłyszałem na żywo... nie zawiodłem się. Nie do końca przytomny, będąc w absolutnej ekstazie z wielkim bólem obserwowałem, jak schodzili ze sceny. Przyrzekłem sobie wtedy, że muszę ich jeszcze zobaczyć...

Następnie grał Grip Inc. Niewiele mogę powiedzieć o ich występie, ponieważ po Anathemie usiadłem sobie grzecznie i tępo wpatrywałem się w jeden, nic nie znaczący punkt. Byłem w szoku.

Na pewno zwróciła uwagę gra Dave'a Lombardo. Szczerze mówiąc bardzo chciałem zobaczyć człowieka, który współtworzył takie WIELKIE rzeczy, jak np. "Reign In Blood". Szkockie wdzianko wokalisty radowało oko, perfekcyjna technicznie gra gitarzysty radowała ucho. Miłe.

No i wreszcie... Zespół, na który czekała chyba większość publiki, zgromadzona tego deszczowego dnia w hali Baildon. Wielka legenda, która to tak wszystkich zawiodła dwa lata temu. Tym razem obyło się już bez awarii komputerów. Perfekcyjne show, doprawione różnymi smaczkami, wliczając w to zabawy z ogniem. Choć z drugiej strony wiem, że wielu nie podobał się ten koncert. "Za dużo elektroniki, za dużo tępego rytmu, techno?" - właśnie tak mówili. Poniekąd się z nimi zgodzę, aczkolwiek zawsze miałem głowę otwartą na wszelkiego rodzaju nowinki.

Podsumowując, Samael zagrał wspaniały koncert, prezentując utwory z "Ceremony Of Opposites", większość z "passage", "exodus" i chyba dwa nowe utwory. Nie jestem w stanie ich ocenić - słuchałem ich raz i to w warunkach nie do końca sprzyjających poznawaniu nowego materiału.

Położyłem się spać sześć godzin po zakończeniu koncertu, czyli około godziny czwartej. Byłem bardzo szczęśliwy. Szczęśliwy, bo zobaczyłem Anathemę. Radosny, bo tegoroczna Metalmania była bardzo udana. Nie do końca usatysfakcjonowany, bo ekipa Chucka Chuldinera nie była obecna. Ale wspomnienia zostaną wspaniałe. Nikt mi ich nie odbierze...

Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołów

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?