zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 22 listopada 2024

relacja: "Sonisphere Festival 2010" - Metallica, Slayer, Megadeth, Anthrax, Behemoth, Warszawa "Lotnisko Bemowo" 16.06.2010

17.06.2010  autor: Verghityax
wystąpili: Metallica; Slayer; Megadeth; Anthrax; Behemoth
miejsce, data: Warszawa, Lotnisko Bemowo, 16.06.2010

16 czerwca to data, która dla różnych ludzi ma rozmaite znaczenia. W Irlandii tego dnia obchodzi się Bloomsday, święto upamiętniające życie i twórczość Jamesa Joyce'a, autora "Ulissesa". Dla fanatyków futbolu jest to 56. rocznica rozpoczęcia V mistrzostw świata w piłce nożnej, gdy brakuje już innych okazji do picia. Feministki natomiast w przerwie między organizowaniem bezcelowych akcji a organizowaniem kolejnych bezcelowych akcji mogą celebrować fakt, że dokładnie 47 lat temu Walentina Tierieszkowa wystartowała z Kazachstanu na pokładzie statku kosmicznego Wostok 6 i stała się pierwszą kobietą, która wyleciała na orbitę okołoziemską. O tych i innych równie mało użytecznych informacjach opowie wam wielka księga Wikipedii. Z kolei w pamięci zwolenników ciężkich brzmień data 16 czerwca 2010 r. zapisze się złotymi zgłoskami jako dzień, w którym "Wielka Czwórka" thrash metalu wystąpiła po raz pierwszy na jednej scenie. Dla nas wydarzenie to ma tym bardziej doniosły i wiekopomny charakter, iż odbyło się w naszym kraju.

Sonisphere Festival 2010, 16.06.2010, fot. Żuchoś
Sonisphere Festival 2010, 16.06.2010, fot. Żuchoś

Przez wiele lat impreza opatrzona szyldem "The Big Four" mogła być co najwyżej mrzonką w głowie marzyciela. W latach 80-tych i na początku 90-tych, kiedy Metallica, Megadeth, Slayer i Anthrax wydały swe najbardziej kultowe albumy, ta nazwa miała niepomiernie większy sens i znaczenie niż dziś. Później każdy z zespołów poszedł własną drogą. Metallica odniosła olbrzymi sukces komercyjny, przebijając się do mainstreamu i świadomości masowego odbiorcy, ale kosztem jakości sporej części swych następnych dokonań. Megadeth również się pogubił i po krążku "Risk" nie bardzo wiedział, w którą stronę się udać. Do tego doszły problemy i tak już konfliktowego Dave'a Mustaine'a z alkoholem i narkotykami oraz spięcia z innymi formacjami i muzykami. W ostatnich latach panowie z obu grup podjęli próby poprawienia swego wizerunku i rozliczenia się z błędami młodości, czego wyrazem był choćby dokument "Some Kind of Monster", a jak wiadomo, lepiej późno niż wcale. Slayer - jako jedyny z thrashowej czwórki - pozostał wierny swym ideałom i zachował oddaną publikę, aczkolwiek King i spółka też nie uniknęli potknięć, jak na przykład przy tworzeniu albumu "Diabolus in Musica". Anthrax zdecydowanie ma się najgorzej, rozmieniając swój status na drobne. Na przetasowania na stanowisku wokalisty można by jeszcze przymknąć oko, gdyby nie towarzyszyła temu żenująca cepeliada rodem z brazylijskiej telenoweli: Scott i reszta opluwali Belladonnę w wywiadach, on, rzecz jasna, nie kwapił się, by tylko nadstawić drugi policzek. Po wydaniu czterech długograjów w akcie nostalgicznego uniesienia panowie wykopali Busha, będącego o niebo lepszym gardłowym, by zaliczyć nieudany reunion z Belladonną i powrócić do śpiewaka z Armored Saint. Teraz scenariusz się powtórzył, z drobną różnicą w postaci epizodu z Danem Nelsonem, a wszystko to przy niezmiennym akompaniamencie naprzemiennego obrażania się i wchodzenia sobie w dupę. O ile Megadeth i Slayer wciąż gromadzą na swych koncertach liczne tłumy, a Metallica samopas zapełnia całe stadiony, Anthrax musi się zadowolić przygrywaniem w niewielkich klubach.

Sonisphere Festival 2010, 16.06.2010, fot. Żuchoś
Sonisphere Festival 2010, 16.06.2010, fot. Żuchoś

Jak łatwo się domyślić, przy tak kasowym przedsięwzięciu nie jesteśmy jedynymi, którym Live Nation zaoferowało Wielką Czwórkę na talerzu. Do grona szczęściarzy dołączyły: Szwajcaria, Czechy, Bułgaria, Grecja, Rumunia i Turcja. Jakby tego było mało, impreza z Sofii transmitowana będzie w kinach, w tym także w Polsce, co jest miłym ukłonem w stronę ludzi, którzy z jakichś względów nie mieli możliwości obejrzenia show na żywo. Mimo to, patrząc na dobór państw, nie mogę oprzeć się wrażeniu, iż jest to poligon doświadczalny przed podobną trasą w Stanach. Niestety, nawet w tak zacnej beczce miodu może się trafić łyżka dziegciu i tak jest właśnie w przypadku warszawskiej edycji "Sonisphere Festival". Z nieznanych mi przyczyn Polacy otrzymali najbardziej okrojoną wersję imprezy, oprócz Metalliki, Megadeth, Slayera i Anthrax na liście wykonawców nie znalazło się więcej zagranicznych gwiazd. I po jaką cholerę ktoś upchnął tam bożyszcze gniewnych, mrocznych nastolatków, czyli Adasia i jego kota Behemotha, pasującego do tego zestawu jak siodło do świni? Co prawda, pierwotnie miał u nas jeszcze wystąpić Mastodon, ale cale tournee posypało im się, kiedy lekarze oznajmili, iż gitarzysta Bill Kelliher musi kontynuować leczenie. Chłopaki nie mają chyba szczęścia do naszego kraju, gdyż w 2007 roku też mieli nas odwiedzić, a wypadli z rozpiski "Mystic Festival" z powodów logistycznych. Live Nation nie zatroszczyło się o to, by przedłużyć sety zabukowanym zespołom.

Na Bemowo dotarłem tak w sam raz, czyli spóźniając się na Behemotha i tym samym oszczędzając sobie porykiwania o kupie demona. Organizacyjnie, jak na polskie standardy, wyszło nad wyraz przyzwoicie. Praktycznie zero obsów, pomijając dwudziestominutowe spóźnienie Mety. W przeciwieństwie do typowych, rodzimych festów, na "Sonisphere" nie królowała wyłącznie kiełbacha i zapiekanki. Ba, można wręcz powiedzieć, że różnorodność kulinarna otarła się o "Masters of Rock". Dziwi mnie tylko, dlaczego w obrębie strefy "Golden Circle" zabrakło stoiska ze złocistym trunkiem, ale najwyraźniej nie można mieć wszystkiego. Szkoda też, że scena była tak wysoko - w rezultacie perkusiści widoczni byli głównie na telebimach.

Sonisphere Festival 2010, 16.06.2010, fot. Żuchoś
Sonisphere Festival 2010, 16.06.2010, fot. Żuchoś

Patrząc na rozpiskę godzinową zespołów, gołym okiem widać, kto rozdawał tu karty. Mając do swej dyspozycji dwie godziny, podczas gdy Slayer i Megadeth dostali po sześćdziesiąt minut (a Anthrax trzy kwadranse), Metallica pokazała, że w istocie jest to jej koncert, a udział pozostałych to tylko swego rodzaju dodatek, ukłon w stronę thrashowej sceny. Było to szczególnie widoczne po nagłośnieniu i efektach, bowiem to Ulrichowi i jego kompanii zapewniono najlepsze warunki i gigantyczny telebim w tle. Jako jedyni też zagrali po zmroku. W mojej opinii byłoby o niebo ciekawiej, gdyby każda kapela otrzymała po półtorej godziny. Może wówczas słowa "Wielka Czwórka" nie brzmiałyby w tym kontekście tak groteskowo.

Gdy wszedłem na występ nowojorskiego Anthrax, lotnisko kipiało już życiem - ludzi zjawiło się naprawdę mnóstwo, a nowi dochodzili aż do momentu rozpoczęcia show głównej gwiazdy. Z całego składu to właśnie ekipa Scotta Iana sprawiła mi największą niespodziankę. Kiedy wciąż montowano line-up festiwalu, wydawało się, iż za mikrofonem stanie John Bush, na co bardzo zresztą liczyłem. Wieści o ponownym zejściu się z Belladonną diametralnie ostudziły mój entuzjazm. Teraz zaś nie pozostaje mi nic innego, jak posypać głowę popiołem, gdyż na żywo Joey też świetnie się sprawdza. Co więcej, panowie z Wąglika dali najbardziej spontaniczny i szczery gig na tej imprezie - widać było, że uczestnictwo w wielkoczwórkowym przedsięwzięciu to dla nich prawdziwa frajda. Oprócz swych klasycznych kawałków z ery Belladonny ("Caught in a Mosh", "Got the Time", "Indians", "Antisocial", "Madhouse", "Efilnikufesin" i "I Am the Law"), zaserwowali "Only" z epoki Busha oraz cover "Heaven and Hell", złożony w hołdzie Ronniemu Jamesowi Dio.

Megadeth, Sonisphere Festival 2010, 16.06.2010, fot. Verghityax
Megadeth, Sonisphere Festival 2010, 16.06.2010, fot. Verghityax

O godzinie 18:00 na scenę wkroczył oczekiwany przeze mnie Megadeth. Jeśli idzie o solówki, do Rudego mało kto ma w ogóle start. To, co ten koleś wyczynia na gitarze, przechodzi ludzkie pojęcie. Popis Mustaine'a oglądało mi się tym bardziej przyjemnie, że ostatnimi czasy w szeregi formacji powrócił basista David Ellefson, z którym Dave nagrał swoje najlepsze albumy. Fakt faktem, że ich koncert tego dnia wypadł dość statycznie, za to wyjątkowo spójnie, a technicznie nie do przebicia. Zacnie skomponowana setlista stanowiła istną ucztę dla wielbicieli Megaśmierci, ponieważ w związku z dwudziestą rocznicą wydania "Rust in Peace" grupa przyłoiła niemal całą płytę, oprócz "Dawn Patrol". Do pełni satysfakcji dorzucili singiel z nowego długograja - "Head Crusher" - oraz trzy sprawdzone cudeńka: "Sweating Bullets", "Symphony of Destruction" i "Peace Sells". Pomiędzy poszczególnymi riffami publiczność skandowała nazwę kapeli, zupełnie jak na ich występach w Ameryce Południowej. Uśmiech praktycznie nie schodził z twarzy Brodericka i Ellefsona, i nawet chimerycznemu Mustaine'owi przypadło do serca przyjęcie, jakie zgotowali mu polscy fani.

Slayer, jak to Slayer, nigdy nie bierze jeńców i nie okazuje litości. Tak było i tym razem. Kerry i jego towarzysze broni od początku do końca, nie bawiąc się w zbędne subtelności, gromili narządy słuchowe zgromadzonych. I choć Araya nie może już headbangować z powodu operacji kręgów szyjnych, to jednak nie pozbawiło go to radości z grania - banan na obliczu Tomka to bardzo krzepiący widok i od razu człowiekowi jakoś tak lżej na serduchu. King natomiast absolutnie się nie oszczędzał, totalnie zatracając się w diabolicznej muzyce. Na menu tego wieczoru złożyło się: "World Painted Blood", "Jihad", "War Ensemble", "Hate Worldwide", "Dead Skin Mask", "Angel of Death", "Beauty Through Order", "Disciple", "Mandatory Suicide", "Chemical Warfare", "South of Heaven" i "Raining Blood". Gdyby jeszcze panowie wpletli w to "Bloodline", mógłbym umrzeć szczęśliwy.

Slayer, Sonisphere Festival 2010, 16.06.2010, fot. Verghityax
Slayer, Sonisphere Festival 2010, 16.06.2010, fot. Verghityax

Gdy o 21:20 na pudło weszła Metallica, niebo zaciągało już czernią, a tłum stał się o wiele gęstszy. Nim to jednak nastąpiło, z głośników popłynął kultowy utwór Ennio Morricone, zaś na telebimie rozbłysła jedna z końcowych scen nieśmiertelnego dzieła Sergio Leone - "Dobry, zły i brzydki" - w której Tuco odnajduje cmentarną dolinę. Lars i spółka od razu uderzyli z grubej rury za pomocą "Creeping Death" i "For Whom the Bell Tolls". Dalej poszy "Fuel", "The Four Horsemen", "Fade to Black", "That Was Just Your Life", "Cyanide", "Sad but True", ""Welcome Home (Sanitarium)", "All Nightmare Long", "One", "Master of Puppets", "Blackened", "Nothing Else Matters", "Enter Sandman", cover "Stone Cold Crazy" Queen, "Hit the Lights" i "Seek & Destroy". Z jednej strony bawiłem się wyśmienicie, z drugiej zaś Meta prezentowała już w przeszłości znacznie lepszą formę, jak choćby za dwoma poprzednimi razami w Chorzowie. Niestety, Ulrich momentami się gubił, a niektóre wałki, jak na przykład "Fade to Black", zagrane zostały szybciej niż powinny. I nie mam pojęcia, dlaczego Hetfield zadedykował "Sad But True" pozostałym z "Wielkiej Czwórki". Czyżby chciał im w ten sposób pokazać ich miejsce? W każdym bądź razie, pomijając te kwestie, Metallica dała dobry show, z rewelacyjnym nagłośnieniem i masą efektów. Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, iż Megadeth czy Slayer nie potrzebują tego typu wspomagaczy, by urwać widzowi głowę przy dupie.

Mam szczerą nadzieję, że "Sonisphere Festival" przyjmie się w Polsce na dobre i będziemy znów mieli stały, odbywający się co roku fest, aczkolwiek po takim składzie organizatorom ciężko byłoby przeskoczyć ustawioną tak wysoko poprzeczkę.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Slayer!
tomky
tomky (wyślij pw), 2010-06-20 11:04:34 | odpowiedz | zgłoś
jak ja zamiatałem to wokoło nic nie widziałem, bo mnie otoczenie ch... obchodziło,byłem ja i Slayer!dziewcze niewielkie widziałem mgnieniem oka z bandamką czerwoną na głowie i zamiatała na maxa.Piona wyznawcom Slayera!
Przeprszam....
kir (gość, IP: 83.24.100.*), 2010-06-18 19:03:12 | odpowiedz | zgłoś
Trudno w to uwierzyć, ale pierwszy raz byłem na koncercie Metalliki. Już od pewnego czasu nie słucham jej tak uważnie jak kiedys, ale w końcu musialem ja zobaczyć i... Trochę sie jednak zawiodłem. Koncert był świetny pod względem naglośnienia, efektów... Ale czegoś brakowało. Brakowalo mi tej energii, tej sily, szaleństwa, na ktore liczyłem. Może niepotrzebnie, bo już tyle lat minęło. Fakt, to mój błąd, że nie pojechałem do Chorzowa w 1991, wtedy był podobno naprawdę niezły czad... Teraz... spokojnie, za spokojnie...
Na szczęście był też Slayer, ktory kolejny raz dał mi po głowie. Pod sceną bylo wprawdzie dużo luźniej, niż np podczas ich wizyty w Spodku czy Stodole (w sumie nic dziwnego - stodoła i lotnisko:) ale i tak było nieźle. Warto było.
Mam nadzieję, że Slayer jeszcze kiedyś do nas zawita, a Metallica - mam nadzieję, że też przyjedzie, bo te kilkadziesiąt tysięcy ludzi na pewno będzie na nich czekać. Ale już nie ja. Ja zobaczyłem, i ok. Wystarczy.
Sonisphere Festival
tomky
tomky (wyślij pw), 2010-06-18 18:27:19 | odpowiedz | zgłoś
Spory?O co sie spierac ,każdy tu wybrał co dla niego było ważne. Dla mnie był ważny Slayer(Gods Of Metal)i dla Slayera tam byłem(browca za nich piłem),chrzczony..jego mać.Ale jak po Slayer nie było na mnie suchej nitki to czułem taką radoche jakbym przejechał Dode!He he ale frajda ogólna ogromna,27 lat czekania i masz 4 gigantów thrash za jednym zamachem.Teraz czkam na samego Slayera a potem w piach!
Ok!
Megakruk
Megakruk (wyślij pw), 2010-06-18 18:17:42 | odpowiedz | zgłoś
Piękna relacja i pokrywa się z prawdą. Subiektywnie najbardziej podobał mi się oczywiście Megadeth. Dave Mustaine Forever \m/\m/. Co do tego ,że wyszedł na buca, to nie pierdoliłbym za bardzo w tym temacie, bo już na Metalmanii 2008 powiedział, że nie będzie gadał za wiele i zajmie się graniem. Było całe RIP (prawie) na okrągłe 20 lecie tej ich opus magnum i gra. Co do Behe, to pomijając ich profeskę, mogłoby ich rzeczywiście tam nie być. To też subiektywne odczucie, ale wstawiłbym bliższy i stażem i muzyką Vader lub nawet Acid Drinkers. Ale tu zdaje się dobór determinowała pozycja na rynku wydawniczym. Trochę Fryderykowata decyzja. Wybieram się w sobotę na Czechy, gdzie bardziej oczywiście zagra jeszcze Alice In Chains i parę innych sztuk. Wspaniała idea Sonisphere - oby jak najdłużej i oby nie spotkał ich los Tatoo The Planet (Earth?), czy jak to się nazywało.
festiwal
maslak74 (wyślij pw), 2010-06-18 18:12:34 | odpowiedz | zgłoś
Kurcze, nie mogłem się zdecydować czy pisać..Nie chciałbym nikogo urazić bo uważam, że każdy ma swoje gusta i nimi się kieruje.
Powiem tak: jechałem na ten fest, żeby zobaczyć i posłuchać Slayera. I nie wiem, czy mam za wysokie wymagania, czy cos z moim słuchem jest już nie tak, ale uważam iz brzmieniowo położyli koncert. Wiecie, dałbym się za nich pokroić, widziałem kilka ich koncertów, ale ten glowy mi nie urwał...A z takim nastawieniem jechałem..I powiem więcej: widziałem ich w 2007 na Mystic Festival i też mieli problemy z dźwiękiem..a grali tam jako gwiazda. Jeżeli się myle, to napiszcie co sadzicie.
Myslę też,że brzmieniowo lepiej wypadli i Anthrax i Megadeth, a o Mecie nie wspominając (wiadomo czyj to fest).
Ogolnie jestem zadowolony z tej imprezy, Chciałbym więcej takich wydarzeń w naszym kraju.
Pozdrawiam wszystkich i czekam na odpowiedzi;)
...
luxfan (gość, IP: 89.77.159.*), 2010-06-18 17:15:51 | odpowiedz | zgłoś
sam jestes kupa demona
re: ...
Verghityax (wyślij pw), 2010-06-18 17:22:55 | odpowiedz | zgłoś
Adaś z wdzięczności mianuje Cię swoim czempionem :)
re: ...
poiuytrewq (gość, IP: 194.146.217.*), 2010-06-19 13:49:55 | odpowiedz | zgłoś
a autora pewnie Stańczykiem....Zaznaczę tylko to, że obiektywnie na tyle na ile potrafię, mimo ogromnych różnic stylistycznych adaś wypadł o niebo lepiej niż Vader w Chorzowie. nie wiem z czego to wynikało ale tak było. Dziękuję.
a co do gigu, żenua, zawiodłem się tym co Meta urządziła sobie z tego wydarzenia przywłaszczając sobie całe to widowisko- w sumie odpowiedź na pytanie co zrobić żeby zagrać koncert/trasę ( w ich mniemaniu zarobić) bez wydawania płyty, hehe, pewnie za jakiś czas zrobią gig z kapelami w których każdy z muzyków mety gral wcześniej- exodus, voivod, S.T.etc... marketing i jeszcze raz marketing a tego hollywodzkiego zagrania z kamera i zbliżenia na rękę i kostkę heatfielda znieść już nie mogłem,konferansjerka jak z koncertu dla ludzi którzy chyba nie wiedzieli po co przyszli, a patrzac na te tłumy Starych metalowców śpiewających refreny Anthrax miałem inne wrażenie, i tak na koniec: wytłumaczcie mi moi mili po jakiego ch* na końcu oni grali te covery? nie mogli lepiej zaprosić całej reszty i się pożegnać? może była by to jakaś przeogromna kurtuazja ale chyba bardziej na miejscu niż robienie sobie z imprezy na którą wszyscy przyszli dla 4 kapel ( ile by na samą mete przyszło?- 30 tysi 40?), prywatnego gigu celem pokazania kto tu rządzi? się nie popisali.. aha o tym że ulrich grac nie potrafi i że pomysł grania po Slayerze i lombardo pokazał dobitnie cała prawdę o jego umiejętnościach, mówić nie będę. szkoda czasu. 30 k** lat i się na podwójnej stopie nauczyć nie grac w tempach początkującego perkusisty ehhh jak dla mnie brak szacunku dla fanów. nic! do nastepnego! pozdr
re: ...
tomky
tomky (wyślij pw), 2010-06-19 17:45:05 | odpowiedz | zgłoś
Racja, w pełni sie zgadzam..nie można jednakoż zapomnieć o tym kim są dla metalu.Szacun się należy za Kill Em All bo wielu wtedy twierdziło że Meta to nie metal,za Ride The Lightning bo tu zaczyna się thrash,za Master.. bo nikt na świecie tego nie powtórzy, za ...And Justice...bo co można nagrać po śmierci giganta jakim jest Cliff Burton,czy za Czarny Album, bo jak można wrócić po ciosach od życia,Meta jest wielka jak wielkie są chistorie ich losów.Kocham Slayera ale giga szacun dla Metalliki bo na nich sie wychowałem.
Slayer Rulez !!!
....Too Cold (gość, IP: 79.186.165.*), 2010-06-18 16:33:26 | odpowiedz | zgłoś
...Tak poza tym to ten festiwal był dla mnie jak i z pewnością dla innych fanów metalu swoistym świętem, wspaniałym podsumowaniem mojej ponad dwudziestoletniej przygody z tą muzyką. Jeszcze parę lat temu nawet mi się nie śniło że dojdzie do takiego spotkania 4 wielkich i to w naszym kraju. Naprawdę super, nie można było tu nie być.

Materiały dotyczące zespołów

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?