zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 21 listopada 2024

relacja: "Metal Hammer Festival 2011", Katowice "Spodek" 10.08.2011

13.08.2011  autor: Łukasz Sputowski
wystąpili: Judas Priest; Morbid Angel; Exodus; Vader; Tank; Mech; Soulburners; Animations
miejsce, data: Katowice, Spodek, 10.08.2011

Wiele jest koncertów w naszym kraju ostatnimi czasy, ale niewiele jest takich, na wieść których przechodzą ciarki i powodują szybsze bicie serca. Bez wątpienia takim właśnie wydarzeniem był katowicki koncert legendy klasycznego metalu - Judas Priest.

Kiedy wchodziłem o poranku na toruńskie PKP, nie spodziewałem się, że zastanę dworzec pełen metalowców. Jak się później okazało, już w Katowicach czarna brać była wszędzie i nadciągała z najróżniejszych części Polski. Droga do "Spodka" wprost wrzała. Wszędzie pełno było długowłosych popijających piwko bądź pożywiających się po długiej podróży.

Na miejsce imprezy przybyłem około godziny piętnastej, także z oczywistych względów ominąłem cztery pierwsze zespoły. Żałuję bardzo, zwłaszcza że chciałem rzucić okiem na ponoć świetny na żywo Mech. Ale jak każdy wie, podróż PKP nie zawsze odbywa się bezproblemowo.

Dla mnie koncert rozpoczął się od sztuki Vader. Kiedy wchodziłem akurat kończyło się intro i poleciały pierwsze dźwięki rozpoczynającego katowicką masakrę numeru. Trzeba przyznać, że Vader pomimo krótkiego czasu, jaki dostał na zaprezentowanie swojej twórczości, bardzo umiejętnie dobrał setlistę. Poleciały typowe klasyki, jak "Sothis", "Carnal" czy "Black To The Blind", ale też numery z "Necropolis" czy nowy kawałek z nadchodzącego "Welcome To The Morbid Reich" - "Come And See My Sacrifice". Bardzo fajne zachowanie na scenie, jak zwykle w pełni profesjonalna konferansjerka Petera i porządnie przygotowani nowi muzycy sprawili, że publika zgotowała im bardzo ciepłe przyjęcie. Włączenie do składu Pająka było idealnym posunięciem. Jego wirtuozerski styl gry wniósł do muzyki Vader ogromny powiew świeżości i to, czego zawsze mi trochę brakowało w ich twórczości - naprawdę świetne partie solowe.

Po niezbyt długiej przerwie na scenie zamontowali się już panowie z Exodusa. Zaczęli delikatniej - od "The Ballad Of Leonard And Charles". Następne poleciały "Beyond The Pale", "Deathamphetamine", "And Then There Were None", "War Is My Shepherd", "Strike Of The Beast" i "Good Riddance". Panowie dali całkiem fajny thrashowy koncert, a miotający się po scenie Rob Dukes i ciągle sypiący ścianą ultraszybkich riffów gitarzyści robili co mogli, żeby rozgrzać publikę.

Przed następnym zespołem napięcie sięga zenitu, a technicy motają się z ciągle spadającą płachtą z logiem Morbid Angel. Amerykanie zaczęli od "Immortal Rites", a młyn pod sceną stawał się coraz potężniejszy. W "Spodku" znajdowała się całkiem pokaźna liczba osób, które przyjechały do Katowic specjalnie dla nich. Zresztą nie ma się co dziwić, nie od dzisiaj Morbidzi mają w naszym kraju rzeszę wiernych fanów, którzy nie opuszczają żadnej ich sztuki bez względu na cenę biletu. Obawiałem się trochę, co usłyszymy tego wieczora. Czy poleci coś z pseudo-elektronicznych wypocin z nowej płyty, ale na szczęście postawili na bardziej klasyczny repertuar. Były co prawda trzy numery z "Illud Divinum Insanus", ale poszły akurat te, które idealnie wpasowują się w stylistykę, jaką od dawna raczą nas panowie z Morbid Angel. Wypadli naprawdę nieźle. Pomimo braku Pete'a Sandovala zdołali całkiem przyzwoicie zmasakrować publikę. Cieszy fakt, że w setliście znalazły się takie klasyki, jak "Fall From Grace", "Rapture", "Chapel Of Ghouls" czy "God Of Emptiness". Akurat co do ostatniego to nie ma wątpliwości, że koncert Morbidów nie byłby tym samym wydarzeniem bez Vincenta zapowiadającego go tym swoim charakterystycznym śpiewem.

Zanim przejdę do Judas, chciałem jeszcze wspomnieć o stronie organizacyjnej koncertu. Pomijając już klasyczne zabieranie butelek z wodą i napojami przed wejściem, ta okazała się całkiem niezła. Spragnionych i głodnych obsługiwała całkiem pokaźna liczba stoisk z wszelkiego rodzaju fast-foodem oraz piwem czy nawet stoisko z kiełbaską z grilla. I choć na każdej przerwie ludzie wychodzili, by ustawić się w kolejki po piwo, jedzenie czy też zapalić, szło to naprawdę sprawnie. Jeden jedyny zarzut, jaki ciśnie mi się na usta pod adresem organizatorów, to brak jakiegokolwiek telebimu. O ile nie przeszkadzało to tak bardzo przy pierwszych zespołach, nie przeszkadzało nawet podczas setu Morbid Angel, o tyle kiedy na scenę weszła główna gwiazda imprezy, wielu ludzi na płycie (wypełnionej wiarą po brzegi) nie widziało kompletnie nic, nie mówiąc już o oddalonych lożach, z których fani mogli poobserwować miotające się po scenie mrówki. Ale mniejsza o to, przejdźmy do sedna sprawy.

Kiedy na scenie zawisła wielka płachta z logiem "Epitaph Tour", wielu osobom ciarki przeszły po plecach, a żołądek podchodził do gardła. Judas Priest zaczęli z kopyta - od "Rapid Fire". Na środku Halford standardowo ubrany w skóry, po lewej Tipton i Hill, po prawej nowy nabytek Judas - Richie Faulkner. A nad nimi wszystkimi górujący na podeście Scott Travis. Magia, istna magia od samego początku. Priest zawsze słynął ze świetnych koncertów, ale to, co pokazali w Katowicach, potwierdza tylko przydomek "metalowych bogów". Taki też był drugi zagrany przez nich numer - "Metal Gods", następnie brawurowo wykonany "Heading Out To The Highway" i "Judas Rising" z płyty "Angel Of Retribution". Następnie powrót do starszej twórczości w postaci "Starbreaker", "Victim Of Changes" i "Never Satisfied".

Koncerty w ramach "Epitaph Tour" są o tyle wyjątkowe, że Priest stawia na repertuar bardzo klasyczny, zahaczając o praktycznie wszystkie swoje wydawnictwa z pominięciem tych nagranych bez Halforda. Cieszy ponadto fakt, że na żywo można usłyszeć takie rzeczy, jak chociażby "Never Satisfied" z płyty "Rocka Rolla". Gasną ostre jupitery, zapalają się nastrojowe światła i odzywa się gitara akustyczna. To nie może być nic innego! Fantastycznie zagrany "Diamonds And Rust" ostudził trochę rozgrzaną do czerwoności publikę. Następnie chwilka przerwy i "Prophecy", a zaraz potem rewelacyjnie przyjęty "Night Crawler", podczas którego z dwóch zbiorników po obu stronach sceny uniosły się powoli do góry dwa ogromne symbole Judas, by rozbłysnąć po chwili ostrym światłem.

Jupitery, lasery, ogień i masa dymu, a za plecami muzyków wielka płachta, na której pojawiały się okładki płyt i nawiązujące do kontekstu wizualizacje. Tak mniej więcej przedstawiał się wystrój sceny. Może nie było to mistrzostwo świata (zwłaszcza w przypadku tego zespołu), ale i tak prezentowało się to wszystko znakomicie. Zwłaszcza w połączeniu z muzykami, którzy ewidentnie świetnie się bawili. Szczególnie Richie Faulkner zasługuje na pochwałę. Nowy nabytek w takiej machinie, jaką jest Judas Priest, a sprawiał wrażenie, jakby trema była dla niego obcym uczuciem. Biegał z boku na bok, uśmiechał się, podburzał publikę i właściwie to miałem wrażenie, że tego dnia to on był tutaj razem z Halfordem i ciągle wywijającym pałeczkami Travisem trzonem zespołu. Ale wróćmy do muzyki.

Po "Night Crawler" mała wycieczka do typowej stylistyki lat osiemdziesiątych i nieśmiertelny "Turbo Lover". Zaraz po nim klimatyczny "Beyond The Realms Of Death", "Sentinel" i naprawdę brawurowo odegrane "Blood Red Skies". Usłyszeliśmy też "The Green Manalishi" repertuaru Fleetwood Mac, "Breaking The Law", "Painkillera" poprzedzonego solówką Scotta Travisa i jak zwykle nieziemskimi solami gitarowymi w środku, "Electric Eye" jak zawsze z "The Hellion", "Hell Bent For Leather" oraz "You've Got Another Thing Coming".

Czego by nie mówić, chyba najbardziej magicznymi momentami tego koncertu były odśpiewane w całości przez publikę "Breaking The Law" (Halford biegał tylko z mikrofonem, ale ani razu nie zaśpiewał) i kończące show "Living After Midnight", przed którym Travis pochwalił polską publiczność i kazał jej krzyczeć głośno, by zawołać chłopaków z powrotem. Publika krzyczała, a Judas wyszli zza kulis. Wśród nich Halford z polską flagą przerzuconą przez plecy - i rozpoczęło się niekończące się skandowanie kultowego refrenu "Living".

Było to prawdziwe metalowe święto, na którym żal byłoby się nie pojawić. Koncert, podczas którego wśród publiki znaleźć można było i nastoletnie ubrane na czarno dziewczynki, i kobietę w czerwonych koralach wyglądającą jak nauczycielka matematyki (naprawdę była taka!), i facetów po pięćdziesiątce twardo ubranych w skóry, skandujących swoje ulubione wersy. Judas to Metalowi Bogowie, którzy przez lata na ten tytuł ciężko pracowali, a na koncercie w "Spodku" tylko to potwierdzili.

Komentarze
Dodaj komentarz »
To była tylko połowa z tego co w 1998 roku
Andi (gość, IP: 83.29.241.*), 2011-10-17 14:26:42 | odpowiedz | zgłoś
28.02.1998 "Jugulator tour" to był dzień kiedy Priests dali najlepszy koncert jaki kiedykolwiek zagrali w Polsce a najlepszy w moim życiu. Brzmienie było tak brutalne że nie umiem tego wyrazic słowami. Bilet mam oprawiony w ramkę i wisi na środku ściany. Potęga !
bardzo dobry koncert
mariofab (gość, IP: 178.183.233.*), 2011-08-23 23:27:54 | odpowiedz | zgłoś
bałem się o blood red skies czy rob da rade, ale jak usłyszałem wcześniej victim ... to aż ciary ni przeszły po plerach.
Metal Hammer Festival 2011 !
Boomhauer
Boomhauer (wyślij pw), 2011-08-13 17:20:04 | odpowiedz | zgłoś
Dawać zdjęcia ;)
Dokładnie
Gryzelda
Gryzelda (wyślij pw), 2011-08-13 16:38:06 | odpowiedz | zgłoś
Najlepszy koncert mojego życia!!
re: Dokładnie
tomky
tomky (wyślij pw), 2011-08-14 14:43:14 | odpowiedz | zgłoś
Wrzuciłem na fejsa to co udało mi się cyknąć...jeśli zainteresowana to daj maila na PW.Mam jeszcze kilka filmików (jakość nierewelacyjna).
re: Dokładnie
Gryzelda
Gryzelda (wyślij pw), 2011-09-02 11:42:42 | odpowiedz | zgłoś
Też wrzuciłam kilka zdjęć na fejsa, czemu nie ma galerii z tego koncertu?
priest
henryk bąk (gość, IP: 85.222.76.*), 2011-08-13 11:50:03 | odpowiedz | zgłoś
Tak bylo, Priest dal rewelacyjny koncert!!! brzmienie super, set super, Priest to bogowie, kto nie byl........to jego/jej problem.

Materiały dotyczące zespołów

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?