zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku sobota, 23 listopada 2024

relacja: Marillion, Warszawa "Stodoła" 10.02.2009

12.02.2009  autor: Meloman
wystąpili: Marillion
miejsce, data: Warszawa, Stodoła, 10.02.2009

Informacje o koncercie Marillion dotarły do mnie już pod koniec lata ubiegłego roku. Ale gdy spojrzałem na datę, to zwątpiłem. Luty, przecież to środek naszej nieprzewidywalnej zimy. Pogoda może być różna, począwszy od zamieci, a skończywszy na gołoledzi. A tu trzeba "prześlizgnąć" się samochodem około dwustu kilometrów po naszych drogach o różnych kategoriach zimowego utrzymania. Jednak, gdy zapoznałem się z materiałem z najnowszej płyty, która ukazała się w październiku, utwierdziłem się w przekonaniu, że ja muszę tam być. Co będzie, to będzie, zaryzykować trzeba.

Tego dnia czułem się, jakbym jechał na spotkanie z dobrymi znajomymi, z którymi dawno się nie widziałem. Wszak po raz trzeci miałem zobaczyć Marillion na scenie w tym samym, niezmiennym składzie. Nie jest to jakiś specjalny rekord, ale jakby na to nie spojrzeć, niewielki jubileusz. Zima trochę w odwrocie, więc podróż przebiegła bez zakłóceń.

Marillion, Warszawa 10.02.2009, fot. Wojtek Dobrogojski
Marillion, Warszawa 10.02.2009, fot. Wojtek Dobrogojski

Jesteśmy już przed sceną i oczekujemy na początek w spokojnym nastroju. Sala zapełniona po brzegi. Weszli, trochę ponad kwadrans po planowanym czasie. Steve w jasnym, długim płaszczu, z rozmaitymi kolorowymi wzorkami, wykrojonym tak, jak marynarka. Wśród owacji podszedł do mikrofonu i zabrzmiało krótkie "Dreamy Street", które przeszło w energetyczne "This Train Is My Life" - obydwa z nowego albumu "Happiness Is The Road". Utwory z tej płyty usłyszeliśmy tego wieczoru w sumie siedmiokrotnie. Czarodziejstwo muzyki, prezentowanej przez zespół, rozpoczęło się od numeru "Essence". Widać było, że są w wybornej formie. Dopiero teraz zauważyłem, że Hogarth jest bez butów. To coś nowego, bo do tej pory słynął z różnego udziwnionego obuwia. Utworem "Fantastic Place" przypomnieli klimat z płyty "Marbles", do której później oczywiście wrócili. Ale na razie znaleźliśmy się zupełnie nieoczekiwanie równo w połowie lat dziewięćdziesiątych za sprawą "Beautiful" (nareszcie doczekałem się go na żywo). Przecudnie wykonane i wyklaskane przez publiczność. Tak w ogóle, jak można przekazać piosenkę poruszającą w tekście temat piękna? Tylko - pięknie. Jak się miało okazać, to tylko namiastka niesamowitości, które miały zabrzmieć później. Hogarth zapowiedział numer poświęcony Donaldowi Campbellowi. Na umieszczonym za muzykami ekranie film dokumentalny, na którym jego łódź motorowa zwana "Blue Bird" rozbija się o wody jeziora Coniston w Anglii 4 stycznia 1967, podczas próby bicia rekordu prędkości - 300 mil na godzinę. Ależ to zabrzmiało, mieliśmy jakby trójgłos trzech elementów: bo najpierw niezwykle majestatyczne i malownicze klawisze, później dramatyczny głos wokalisty i wreszcie gitara Rotherego, dopełniająca całość.

Marillion, Kraków 9.02.2009, fot. kriz
Marillion, Kraków 9.02.2009, fot. kriz

Dobrze, dalej chłopaki sięgnęli jeszcze dalej w przeszłość i znaleźliśmy się na "Brave". Kto widział film nagrany na podstawie tej płyty z muzyką Marillion, ten pamięta obraz mostu oraz postać spadającej z niego dziewczyny - właśnie to mogliśmy ujrzeć na ekranie jako podkład "The Great Escape". Dreszcze i wzruszenie. "Tears For Sale" to przystanek przed następnymi gigantami. Pierwszy z nich, "Asylum Satellite", z niezwykle charakterystyczną barwą gitary. Gdy Rothery wygrywał końcowe długie solówki, wokalista zszedł ze sceny. Wrócił w obowiązkowym przebraniu, w jakim wykonuje "Invisible Man", czyli ciemne spodnie i marynarka, jasna koszula z krawatem, okulary i oczywiście buty. Dzisiaj dodatkowy atrybut stanowiła laseczka, którą po zaśpiewaniu kilku wersów zamaszyście odrzucił. "Niewidzialnego Człowieka" Hogarth śpiewa z niezwykłym pietyzmem. Są chwile, w których wydaje się, że z oczu buchają mu niewidzialne iskry, a nad głową unoszą się równie niewidzialne dymy i ogniki. Mimika twarzy i gestykulacja to mistrzostwo sceniczne. Podobnie jest w przypadku "Neverland", który usłyszeliśmy podczas pierwszego bisu. Tu z kolei w końcówce utworu Steve wykonuje stójkę na jednej nodze z rozłożonymi na bok rękami, by wreszcie charakterystycznie utulić się w sobie. Potem zeszli ze sceny po raz drugi.

Nie mogło się jednak na tym skończyć, nie było jeszcze tytułowego kawałka z najnowszej płyty. Bis numer dwa był więc pewny. Najpierw poszło "Afraid Of Sunlight" i wreszcie wyczekiwane "Happines Is The Road". Ostatnia pozycja koncertu, oprócz transowego wstępu na klawiszach i wspólnego śpiewania refrenu, przyniosła popis akrobatyczny wokalisty, który wspiął się na głośniki umiejscowione po lewej stronie. Jeden z ochroniarzy z wielkim trudem podtrzymywał cała konstrukcję nagłośnienia.

Doskonały koncert doskonałej grupy. Spektakl trwał ponad dwie godziny. Repertuar został dobrany świetnie, ze szczególnym uwzględnieniem wybitnych, rozbudowanych dokonań grupy, o spokojnym charakterze. Ciekawe, w jakim kierunku pójdzie dalej ich muzyka? Jak do tej pory, jestem "za". Raz jeszcze nawiążę do tekstów. To prawda, że szczęściem jest droga, którą dążymy do celu, a nie to, co na jej końcu znajdujemy. "Happines is the road!!!"

Lista utworów:

1. Dreamy Street
2. This Train Is My Life
3. The Other Half
4. Essence
5. Fantastic Place
6. Beautiful
7. Out Of This World
8. Mad
9. The Great Escape
10. Real Tears For Sale
11. Asylum Satellite #1
12. Invisible Man

Bis nr 1

13. Whatever Is Wrong With You
14. Neverland

Bis nr2

15. Afraid Of Sunlight
16. Happines Is The Road

Zobacz zdjęcia z koncertów Marillion:

- Kraków "Hala Wisły" 9.02.2009,
- Warszawa "Stodoła" 10.02.2009.

Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołu

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?