zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 22 listopada 2024

relacja: Limbonic Art, Behemoth, Asgaard, Cold Passion, Warszawa "Remont" 13.03.1998

24.03.1998  autor: Duszek
wystąpili: Limbonic Art; Behemoth; Asgaard; Cold Passion
miejsce, data: Warszawa, Remont, 13.03.1998

Problemy zaczęły się już przy wejściu, kiedy grupa nieco tępo wyglądających (nic nowego) ochroniarzy postanowiła otworzyć jedno skrzydło drzwi, prowadzących do wnętrza klubu Riviera-Remont, by, jak zapewne sądzili, "zachować kontrolę" przy wpuszczaniu kolejnych osób do środka. Zziębnięty tłumek ściśniętych metalowych serc na wieść o otwarciu drzwi zaczął dzielnie przeć do przodu, chcąc jak najszybciej znaleźć się w "zacisznym i przytulnym" wnętrzu klubu. Ochroniarze na ten entuzjazm zareagowali "dość" chłodno - jeden z nich wyciągnął nawet kij baseballowy, którym groźnie wymachiwał nad długowłosą gromadką. Doszło do poważniejszych starć, kilku osób nie wpuszczono do środka, a nawet przedarto im prewencyjnie bilety, żeby przypadkiem nie mogły ich komuś odstąpić. Zrobiło się naprawdę milutko, zaczął nawet prószyć śnieg, co przy ujemnych temperaturach i zacinającym wietrze, jak wiadomo, tylko uprzyjemnia czas oczekiwania. Po 3,5 godzinie udało się w końcu wejść wszystkim szczęśliwcom posiadającym wcześniej zakupione bilety, ale pojawił się nowy problem - wiele osób ich nie posiadało. Tylko część z nich miała szczęście pogadać "na osobności" z kierownikiem klubu, który za odpowiednią opłatą pozwalal wejść nieoficjalnie.

Nie udało mi się zobaczyć dwóch pierwszych zespołów, ale nie dla nich tu przyszedłem. Dokladnie na moje "wejście" zaczął grać Behemoth. Nie mogę powiedzieć, żeby wypadli zbyt przekonująco, szczególnie w porównaniu do tego, co pokazali na innych koncertach. Gitara była chyba nieco zbyt wyeksponowana, tak że wszystkie riffy zlewały sie w jedną ścianę dźwięku, co przy black metalu jest może nawet pożądane, ale akurat w małej salce Remontu nie zdało to egzaminu. Oczywiście, była to dobrze zagrana metalowa rzeźnia, ale... może już za dużo tych "ale".

Po występie Behemotha nastąpiła krótka przerwa i oto nadeszła wielka chwila: na scenę wyszli Morfeus i Daemon, supportowani przez stosownie umalowaną damę w czerni, która odpowiadała za damskie wokale. No i zaczęło się. Na pierwszy ogień poszły przede wszystkim kawałki z "In Abhorrence Dementia". Płyta ta została, zupełnie nie rozumiem czemu, zjechana w części polskich czasopism metalowych, ale o gustach się w końcu nie dyskutuje.... Z tłumu wciąż dobiegały rytmicznie skandowane wersy utworu "Darkzone Martyrium" - "Dominus Spiritus Sathanas... Dominus Virtus...". Zaczął tworzyć się dobry (a może raczej "zły") klimat, głowy unosiły się i opadały w ekstatycznym (ciekawe, na ile prawdziwym) uniesieniu, niektórzy próbowali nawet pląsać w rytm bardziej "elektronicznych" kawałków. Ja także oczywiście dałem się porwać atmosferze i razem z innymi unosiłem się na falach niezwykle potężnej i wzniosłej symfonii, która kierowała ruchami wszystkich zebranych w sali "czarnych dusz".

To wszystko nie mogło trwać bez końca. Zaczął psuć się sprzęt, były problemy z efektami gitarowymi, na scenie wałęsali się bez sensu ochroniarze, którzy pozostali na niej właściwie do końca koncertu. Tłumek miał czas żeby ochłonąć i być może to sprawiło, że już do końca nie udało sie wytworzyć na nowo opisanego wyżej klimatu. Nie zmienia to oczywiście faktu, że był to bardzo udany koncert. Jeśli nie byliście, żałujcie. Jeśli byliście, to wiecie, o czym mówię. To było to, co tygrysy lubią najbardziej.

Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołów

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?