- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Lebowski, Tune, Łódź "Wytwórnia" 18.11.2011
miejsce, data: Łódź, Wytwórnia, 18.11.2011
Zespoły Lebowski i Tune grają szeroko rozumiany rock progresywny, lecz o diametralnie różnym charakterze. Lebowski to muzyka instrumentalna, a styl Tune tworzą solówki gitarowe, akordeon i wreszcie - po chyba trzykrotnej zmianie - dobry wokal. Zestawienie tych dwóch grup zapowiadało się ciekawie, a i miejsce koncertu - klub "Wytwórnia" - wydawało się jak zwykle świetne do posłuchania muzyki.
Informacja na biletach o miejscach siedzących nienumerowanych wywołała, jak słyszeliśmy przed wejściem nie tylko u nas, zadowolenie - dobrze kłapnąć gdzieś na chwilę podczas dłuższej imprezy. I jak zwykle "Wytwórnia" nie zawiodła - zapewniła nieograniczoną ilość miejsc siedzących... na podłodze. O dziwo, okazało się to nad wyraz korzystne - stworzyło atmosferę klubu studenckiego z lat 80 czy 90, w co rewelacyjnie wkomponowała się muzyka Lebowskiego. Zespół zagrał kawałki ze swojego debiutanckiego albumu "Cinematic", a także kilka nowych utworów. Zmienne tematycznie, o różnorodnym nastroju, tworzyły oryginalną, spójną całość świetnie podkreśloną materiałem filmowym. Oprawę uzupełniał pogodny i pełen radości uśmiech basisty. Całość po prostu doskonała.
Nie zawiódł także Tune, promujący przed swoją publicznością pierwszy album - "Lucid Moments". Usłyszeliśmy wszystkie utwory na nim zarejestrowane. Widać profesjonalizm grupy, niewątpliwie duża rolę odegrała tutaj zmiana wokalisty. Kuba Krupski daje występ godny szerszej, kilkutysięcznej publiczności i cieszy, że potrafi tak zaśpiewać też dla mniej licznie przybyłych fanów. Jak zwykle rewelacyjny okazał się gitarzysta Adam Hajzer. Niestety dużym mankamentem była słaba słyszalność akordeonu, a przecież odgrywa on znaczącą rolę w tworzeniu klimatu. Szkoda też trochę, że nie pojawiły się te najnowsze, sygnalizowane prze grupę, nieznane jeszcze publiczności utwory. Ale - tak trzymać.