- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Land Of Passion, Warszawa "Kotły" 12.10.1998
miejsce, data: Warszawa, Kotły, 12.10.1998
Do Kotłów szło się wśród niszczejących fabryk, torów, krzaków, aż pod żelazne drzwi z mokrym miniaturowym plakatem, oznajmiającym, że to tu jest koncert.
Wyszedłem z kumplami, nie znając godziny rozpoczęcia, i trafiłem na 7.00 - dokładnie na start. Wejście za dychę. "Miejsce totalne" ktoś napisał. Nie wiem, co to miało znaczyć, w każdym razie klub robi wrażenie. Kompletna ruina, sala na dwadzieścia parę osób (i tyle było), straszne nagłośnienie, chociaż w tak małej norze nie zwracało się na to uwagi. Ściany w opłakanym stanie, całe w sprayu. Miejsca siedzące jednak były, koło barku pod sceną, w którym zakupić można było: a) piwo z beczki b) coca-colę. Ogólnie świetny klimat. Jak już napisałem, osób było mniej niż 30, razem z grającymi. Na główny koncert czekało najwyżej kilkanaście osób, przez pierwsza połowe wyraźnie zbłądzonych. Jeśli chodzi o muzykę, to grało jakieś rockowe cośtam, w czasie którego wyszliśmy na zewnątrz. Potem ktoś obchodził urodziny, ale też wyszliśmy.
Następnie zagrał Land Of Passion. Najpierw myślałem, że to kolejny, ciężki co prawda, "gothic metal" - zwykły wokal, gitara, bas, klawisze, gdzieś tam w tle jakby kobiecy śpiew... Jednak zespół okazał się być dosyć niezwykły. Liderem prawdopodobnie był wypacynkowany perkusista. Wygladał koszmarnie (o to z resztą chodziło), miał kobiecy głos na zmiane z jazgotem. Robił wrażenie kompletnego psychola, czyli ok. Na garach zasuwał świetnie, jednocześnie drąc się do mikrofonu. Raz opuścił nawet stanowisko i sam zaspiewał chorą piosenkę. Ogólnie muzyka całkiem niezła, częste zmiany tempa, dwa kontrastowe wokale, klimat jak ze szpitala psychiatrycznego. Szczególny podziw za to, że mimo tak małej publiki, Belgowie starali się, aby wszystko wyszło jak najlepiej. Polecam, zarówno muzykę jak i klub - mogłoby się tam troche wiecęj osób zjawiać.