zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 21 listopada 2024

relacja: Kreator, Caliban, Eluveitie, Emergency Gate, Warszawa "Progresja" 19.02.2009

20.02.2009  autor: Krzysiek "kksk"
wystąpili: Kreator; Caliban; Eluveitie; Emergency Gate
miejsce, data: Warszawa, Progresja, 19.02.2009

Czwartek 19 lutego 2009 był dla stołecznych fanów mocnych brzmień tłusty nie tylko z powodu pączków, ale również dzięki muzycznej nawałnicy "Chaos Over Europe Tour", jaka tego dnia nawiedziła "Progresję". A wszystko to za sprawą czołowego przedstawiciela thrash metalu, jakim bez wątpienia jest Kreator.

Przed daniem głównym zasmakować można było trzech przystawek, z których pierwszą było Emergency Gate. O Niemcach wiedziałem tylko tyle, że grają melodyjny power metal, nie spodziewałem się więc niczego nadzwyczajnego. O dziwo nie wypadli tak fatalnie - może dlatego, że w ich muzyce nie ma falsetowych zaśpiewów i sztucznego patosu. Parkiet nie świecił pustkami i to pomimo faktu, że całkiem sporo osób zebrało się w salce obok, skupiając się na wyświetlonym na telebimie pojedynku Lecha Poznań z Udinese, tylko jednym okiem zerkając na to, co działo się na scenie.

Po przerwie pojawili się Szwajcarzy z Eluveitie, już od pierwszego utworu zwracając uwagę na swoje niezwykłe instrumentarium. Poza dwoma gitarzystami i wokalistą na scenie znalazło się miejsce również dla dwóch kobiet, które odpowiedzialne były za partie elektrycznych skrzypiec i liry korbowej. Sam wokalista, gdy nie śpiewał, bez krępacji odgrywał solówki na flecie - nastrój był więc iście folkowy. Przyznaję, że zostałem mile zaskoczony - wesoły, folkowy, melodyjny death metal w wykonaniu Szwajcarów sprawdził się naprawdę całkiem dobrze. I to pomimo bardzo statycznej postawy gitarzystów, odgrywania części partii folkowych z taśmy czy dosyć dużego podobieństwa do In Flames. Na osobną uwagę zasługuje lider kapeli, który dwoił się i troił, skutecznie zachęcając fanów do żywszej reakcji, a który swoim imagem (koszula, dredy) przypominał wokalistę wspomnianego In Flames. Publika zasłużenie naprawdę bardzo gorąco oklaskiwała zespół, a ten skończył swój set w idealnym momencie - akurat wtedy, gdy muzyka zaczęła lekko nużyć.

Ostatnim "rozgrzewaczem" był Caliban. Niemców miałem okazję widzieć już wcześniej i liczyłem, że więcej już tego typu okazji miał nie będę. Niestety, moje nadzieje były płonne. Kompletnie nie trafia do mnie to, co Caliban prezentuje na żywo (chociaż awersji do metalcore'a nie mam), a jeszcze bardziej nie potrafię przekonać się do osoby wokalisty - wymodelowanego na "emo-chłopca", z pomalowanymi na czarno paznokciami, wymalowanymi oczami i wydzierającego się do mikrofonu. Pod sceną bawiła się mała grupka fanów, jednak większość osób podzieliła chyba moje odczucia, gdyż Niemcy mieli zdecydowanie gorsze przyjęcie od poprzedzającego ich Eluveitie. Dla przyzwoitości wspomnę jeszcze tylko, że nie obyło się bez standardowego numeru, czyli podziału publiki na dwie części, które na dany przez wokalistę znak wbiegały na siebie. I przy okazji wyjaśniła się kwestia statyczności jednego z gitarzystów Eluveitie - był to po prostu muzyk "pożyczony" od Caliban.

Kreator zaczął od dwóch pierwszych numerów ze swojej ostatniej płyty - "Hordes of Chaos" i "Warcurse" - by dopiero po nich przywitać się z fanami. Od początku uderzyły bardzo dobre brzmienie, rewelacyjna postawa publiki i niesamowita energia sceniczna. Petrozza potwierdził swój sentyment do Polski, dodając, że czuje się tu, jak w domu. Patrząc na to, co działo się pod sceną - nie dziwię mu się. Dalej poleciały, niczym pociski, m.in. "Phobia", "Voices of The Dead", "Enemy of God", "Destroy What Destroys You", "People of The Lie", "Coma of Souls", "Violent Revolution", "Betrayer" czy takie starocie, jak "Extreme Aggression" i naprawdę fenomenalnie przyjęte, chóralnie wyśpiewane (publice udało się prawie przekrzyczeć wokalistę) "Pleasure To Kill". Brzmienie brzmieniem, ale to, czego dokonała osoba odpowiedzialna za oświetlenie, to sztuka sama w sobie. Naprawdę dawno nie widziałem tak profesjonalnie oświetlonego koncertu - i nie mam tu na myśli tylko koncertów metalowych. Widać było, że wszystko zostało specjalnie wcześniej przygotowane pod konkretne utwory. Do brzmienia i warstwy wizualnej dodajmy przekrojowy, niezły repertuar oraz bardzo dobrą dyspozycję muzyków i otrzymujemy koncert niemalże idealny, a w gatunku thrash metalu prawie niedościgniony. Na bis Niemcy zagrali jeszcze "Amok Run", "Riot of Violence" i obowiązkowy zestaw - "Flag of Hate" (chyba najbardziej oczekiwany przez publikę, co wydatnie udowodniła m.in. w jego trakcie) oraz "Tormentor".

Kreator grał długo, czego w ogóle nie dało się odczuć. Wręcz przeciwnie - pozostawił niedosyt, spokojnie mogli zaprezentować jeszcze kilka numerów. Już sam ten fakt świadczy o tym, jak bardzo udany był to koncert. Niemcy zdecydowanie i bez skrupułów obnażyli małość moich oczekiwań (pomimo tego, że były one naprawdę spore), dając jeden z lepszych thrashmetalowych koncertów, jakie widziałem.

Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołów

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?