zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 22 listopada 2024

relacja: Kreator, Arch Enemy, Sodom, Vader, Berlin 9.12.2014

14.12.2014  autor: Mikele Janicjusz
wystąpili: Kreator; Arch Enemy; Sodom; Vader
miejsce, data: Berlin, Huxleys Neue Welt, 9.12.2014

Koncerty zimową porą to średnio rozkoszne doznanie. Ale kiedy na jednej imprezie grają cztery gwiazdy światowego formatu, to choćby nie wiem jak piździło i lało, trzeba się stawić. W "Huxleys Neue Welt" stawiliśmy się w pięciu. Niestety trochę się spóźniliśmy, dlatego przed klubem był już wielki tłum ludzi. Nie przywykłem do stania w takich kolejkach, dlatego na krzywy ryj wpakowałem się od razu do środka, udając Japończyka na wakacjach (Greka nie udaję, bo to lenie i nieroby).

Kreator, bilet z koncertu, Berlin 9.12.2014, fot. Mikele Janicjusz
Kreator, bilet z koncertu, Berlin 9.12.2014, fot. Mikele Janicjusz

Olałem szatnię i natychmiast pognałem pod scenę, gdzie - o zgrozo - od jakiegoś czasu grał już nasz Vader. Specjalistą od death metalu nie jestem, ale polskim komandosom zawsze się kłaniam czołobitnie. Zdaje się, że kończyli łupać "Sothis". Mówię "zdaje się", bo tym razem w "Huxleys Neue Welt" nagłośnienie było dość mocno zwichrowane (o czym jeszcze nieraz wspomnę), a trzeba znać muzykę Vader na wylot, aby wychwycić w nutowej burzy pojedynczą błyskawicę. Na pewno był "Carnal" i "Wings", a z rewelacyjnej "Tibi et Igni" (2014) szturmem przypuścili "Hexenkessel". Pozostałych kompozycji nie będę zgadywał. Ważniejsza od setlisty jest chyba odpowiedź na pytanie, jak Vader wypadł w konfrontacji z tuzami metalu. Mikele mówi: wypadł znakomicie w tym sensie, że na ograniczonej przez graty scenie nie wyglądał jak stłamszony do roli supportu zespolik, ale jak dumna formacja o zasłużonej renomie. Peter, Spider, Hal i James zostali bardzo ciepło przyjęci... przez Polaków, którzy podczas ich występu zajęli wszystkie wolne miejsca pod sceną. Powiewały dwie albo trzy biało-czerwone flagi, a nazwa zespołu była głośno skandowana. Widać było, że Peter był zadowolony z tego. Ciekawe, czy na tej trasie jeszcze gdzieś mieli takie przyjęcie.

Sodom, Berlin 9.12.2014, fot. Złoty
Sodom, Berlin 9.12.2014, fot. Złoty

Perkusja maszynowa? Miotacz basowy? Gitara łańcuchowa? To przecież nikt inny jak Sodom, kapela pochodząca z Gelsenkirchen. Przyjebali z grubej armaty - "Agent Orange" na dobry wieczór. Trzyosobowy skład ustawił się dość szeroko: całkiem po lewej - Tom Angelripper, w środku za swoim ogromnym zestawem perkusyjnym zasiadł Markus Freiwald, a po prawej - Bernemann. Zagrali w sumie 10 kawałków w tempie tak szybkim, że jakoś do teraz nie mogę się połapać, jak to uczynili. Naprawdę dobrze wypadł numer tytułowy z przedostatniego albumu, "In War and Pieces" (2010), jak również "Sodomy and Lust", który pojawił się pod koniec setu. Z nowej płyty zaproponowali szacownemu audytorium filharmonii "Huxleys Neue Welt" tylko jeden utwór, ale za to poważny - "Stigmatized". Poza tym dostaliśmy "Outbreak of Evil", "City of God", "Sacred Warpath", klasyczny już "Ausgebombt" i połączony z coverem "Surfin' Bird" - "The Saw is the Law". Na sam koniec Sodom zostawił rzeźniczy "Blasphemer". Niemcy wypadli poprawnie, choć moim zdaniem trochę niemrawo. Zabrakło może radości z tego występu, może to nie był ten dzień, a może oni wolą mniejsze kluby i rolę headlinera... Nagłośnienie niewiele się poprawiło, nawet powiedziałbym, że było bardziej "płaskie" niż na Vaderze. I jakoś szybko pożegnali się ze sceną, ustępując miejsca

Arch Enemy, który objeżdża kraje z nowym albumem ("War Eternal", 2014) i z nową wokalistką. I właśnie od kawałka tytułowego z tej płyty przylutowali na początek. Potem cofnęli się do starszych utworów typu "Ravenous", "My Apocalypse", by powrócić do premierowego materiału - "You Will Know My Name". Wszyscy byli ciekawi, jak na scenie wyje Alissa White-Gluz. Wyje nieźle, ale pani Gossow (poprzedniej gardłowej) może wiązać buty. Po prostu nie ta charyzma. Po dłuższej wycieczce do albumu "Khaos Legions" (2011), z którego zagrali "Bloodstained Cross" i "Under Black Flags We March", powrócili do nowego krążka i pochwalili się "As the Pages Burn". Rudzielec Michael Amott trzymał się środka sceny, a jego wygibasy przykuwały wzrok. Więcej do "War Eternal" nie sięgali, słusznie stawiając na "przegryzioną" muzę. Był "Dead Eyes See No Future", a po krótkiej przerwie, kiedy zespół sfotografował się na tle szalejącej publiczności, dostaliśmy "No Gods, No Masters", "We Will Rise" oraz "Nemesis". O ile poprzednie kapele nie brzmiały dostatecznie dobrze, o tyle Arch Enemy zabrzmiał tragicznie, choć to bardzo subiektywna opinia, bo kumpel, który stał z tyłu, mówił, że i solówki, i wokal było słychać przyzwoicie. Według mnie bas tak dudnił pod sceną, że zagłuszał pozostałe instrumenty, prócz perkusji. Drgało wszystko wokół, łącznie z moim serduchem, które myślałem, że wpadnie w arytmię i dostanę palpitacji. A w ogóle to co w tym zespole robi Sharlee D'Angelo, który powinien grzać w Mercyful Fate!

Arch Enemy, Berlin 9.12.2014, fot. Złoty
Arch Enemy, Berlin 9.12.2014, fot. Złoty

Vader, Sodom, Arch Enemy - te nazwy mówią same za siebie. To po prostu ekstraklasa metalu. Kreator nie miał łatwego zadania po takiej dawce zniszczenia. A jednak Petrozza z kumplami tak zajebali, że po koncercie ledwo trzymałem się na girach. Już samo otwarcie w postaci "Violent Revolution", poprzedzone podwójnym intro (najpierw piosenka Zager And Evans "In the Year 2525", potem "The Patriarch"), wprawiło tłum w bojowy nastrój. Kiedy następnie bez żadnej przerwy rozległy się dźwięki "Civilization Collapse", myślałem że śnię. Dwa moje ulubione utwory Kreatora na początek? To się dzieje naprawdę? I na dokładkę ultrachwytliwy "From Flood into Fire" srodze zamieszał ludziskami.

Kreator postawił na wizualną oprawę koncertu. Scenę długo przygotowywano, ale było co ustawiać. Na tylnej ścianie zawieszono baner z reprodukcją okładki do płyty "Phantom Antichrist" (2012), który czasami był tylko widoczny z powodu dość migotliwej gry świateł. Po obu stronach perkusji ustawiono wzmacniacze przesłonięte urządzeniami wyposażonymi w poziomo rozmieszczone świetlówki, które oślepiały bardzo jasnym światłem. Z prawej i z lewej strony scenę zamykały parawany z makabrycznymi ilustracjami. Perkusja ustawiona była na podwyższeniu, które też było stosownie udekorowane czaszeczkami. Z przodu sceny wystawały tuby, z których w kulminacyjnym momencie wystrzeliło konfetti. Do tego dochodziły urządzenia pirotechniczne, które wyzwalały bądź kłęby dymu, bądź słupy ognia. Raz wokalista użył też ręcznego miotacza dymu przypominającego pepeszę a la Rammstein.

Zagrali w dalszej kolejności arcykultowy "Extreme Aggression", po czym dość neurotyczny utwór "Phobia". Bardzo lubię ostatnie albumy Niemców, toteż zachwyciły mnie szybkie "Enemy of God" i z tego samego albumu "Voices of the Dead" oraz "Suicide Terrorist". Mała przerwa na oddech tak dla zespołu, jak i fanów była wskazana. Minuta wystarczyła, bo w tej minucie zmieścił się prolog "Mars Mantra" do kolejnej kompozycji z najnowszej płyty. Kompozycji nie byle jakiej, bo mowa o wściekłym "Phantom Antichrist". Łeb już mi prawie odpadał od machania, a tu kolejny brutalny strzał w dzioba - "Impossible Brutality". Była to trzecia kompozycja, którą zapragnąłem usłyszeć na żywo tego wieczoru. Ale szczęście! Zespół nie odpuszczał, jeńców nie zamierzał brać. Stąd uzasadnione było wpisanie na setlistę "Hordes of Chaos", numeru, który ma zniewalające zwolnienie w środku. "Pleasure to Kill" zabrzmiał, jak zawsze, potężnie. Po tych dwunastu strzałach ludzie mieli dość. Kreator dokonał tego, co innym nie udaje się podczas trzygodzinnych występów - sponiewierał totalnie, ogłuszył perfidnie, zerżnął bez litości, zostawiając dymiące truchło jako karmę dla kruków.

Absolutnym liderem i księciem drużyny jest Miland Petrozza. To jeden z tych wokalistów i frontmanów, którzy jednym gestem potrafią ustawić pod siebie kilka tysięcy ludzi. Wystarczyło, by wszedł na jeden z dwóch podestów ustawionych po bokach mikrofonu i zaczął rzeźbić solówę, by wiara oszalała. Wystarczyło, by dwa razy klasnął, a ludzie już wiedzieli, co robić dalej. Bez najmniejszego trudu zachęcił nieruchawych zazwyczaj Niemców do uformowania szerokiej ściany śmierci. Najczęstsze słowa, jakie padały w przerwach pomiędzy utworami, to "mosh pit" i "circle pit", oznaczające ni mniej, ni więcej tylko siniaki, krew, pot i łzy. Jego kompani ze sceny: Jurgen "Ventor" Reil, Christian Giesler i Sami Yli-Sirnio robili swoje, a to oznacza, że nie wychodzili przed szereg. Fajnie się chłopaków ogląda, choć osobiście wolę indywidualności od kolektywu. Co do warsztatu, to wypowiedzieć się nie mogę, bo się nie znam, ale na moje rozdeptane ucho wszystko brzmiało jak trzeba.

Kreator, Berlin 9.12.2014, fot. Złoty
Kreator, Berlin 9.12.2014, fot. Złoty

Bis był jeden, ale składał się aż z pięciu hiciorów. Sądzę, że miało to swoje uzasadnienie psychologiczne: po dwunastu kawałkach setu podstawowego wydaje ci się, że masz niedosyt, ale kiedy na bis dostajesz aż pięć utworów, w dodatku zagranych tak brawurowo, bez chwili wytchnienia, to na końcu w myślach błagasz o litość, o pierdoloną kropkę w tym podrzędnie złożonym zdaniu. Najpierw było wesoło, no bo jak ma nie być wesoło, kiedy słyszysz cover "The Number of the Beast" w kreatorowej stylistyce, a więc z totalnym wykopem. To był świetny moment koncertu. Potem nastąpił "Warcurse", a przy "People of the Lie" miałem już dość. Szyja bolała, oczy szczypały od potu, jaja skurczyły się do wielkości orzeszka laskowego, kolana same miękły. A przecież kiedy Mille chwyta flagę nienawiści, to trzeba się bać - trzeba liczyć się z najgorszym. Wszak oto petarda wystrzelona w tłum musi powrócić na dechy sceny ze zdwojoną siłą. Koncert zakończył "Tormentor", nieco mroczny, ale też szybki utwór z debiutanckiego albumu.

Jak nagłośnienie? No, selektywnie nie było. Ale ponieważ instrumenty w miarę było słychać, nie narzekałem. Najgorzej chyba działo się z wokalem, który chwilami znikał w koszmarnej burzy dźwięków. W thrash metalu nie szukam jakiejś przesadnej klarowności, ma być gnój jak chuj. O ile da się odróżnić poszczególne utwory, to jest dobrze.

W tym roku w "Huxleys Neue Welt" będzie jeszcze jeden koncert warty zobaczenia, co klub starał się rozreklamować plakatami. Myślę o Amorphis, który zagra 26 grudnia. Ja jednak już zamykam ten rok koncertowy, bo finansowo już się tak wypłukałem, że nie chce mi się nawet myśleć. Ale muszę, bo w przyszłym roku Judas Priest, Motorhead, kto wie, czy czasem nie wylecę na Overkill lub Death. Już wiemy, że kasę trzeba zarezerwować na AC/DC. I tak dalej, i tak dalej...

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Prawda
masociacho (gość, IP: 78.8.123.*), 2014-12-16 11:18:51 | odpowiedz | zgłoś
Powiedz mi w jaki sposób chcesz promować coś na co zachód nawet nie chce spojrzeć? Jesteśmy dla nich dziadami i ciemnotą, a gdzie leży Polska to 7lat temu dużo anglików nawet nie wiedziało. Powiedzcie szczerze, czy wy chcecie słuchać kapel ze wschodu? Szczerze.
re: Prawda
Alex DeLarge (gość, IP: 194.11.254.*), 2014-12-16 12:45:38 | odpowiedz | zgłoś
Wlasnie to co proponuje Mikele (czyli - powinniśmy pójść swoją drogą) to najwiekszy blad jaki my Polacy mozemy zrobic. Musimy raczej nasladowac i gonic zachod, bo my Polacy (i chyba w ogole Slowianie) niczego nie potrafimy dobrze zrobic, tylko wszystko rozpieprzamy. Co to znaczy pojsc swoja droga? Przeciez nasza droga to droga pijanstwa, chamstwa, korupcji i ciaglych klotni. I wlasnie dlatego mamy taka biede w kraju. Widziales jak "poszlismy swoja droga" w czasie wyborow? Dwa tygodnie trzeba bylo liczyc wyniki, podczas gdy w innych krajach trwa to 2 dni.
re: Prawda
Mikele
Mikele (wyślij pw), 2014-12-16 13:32:33 | odpowiedz | zgłoś
Nie za bardzo można się zgodzić z Wami. W okresie międzywojennym było dobrze, bo po 123 latach rozbiorów udało się zrobić zalążki porządnego państwa; wspomnę tylko, że to wtedy przemysł stoczniowy został zainicjowany, a marka sokół była i jest postrzegana na świecie dobrze. A potem ta pieprzona komuna wszystko zdegradowała. Obecnie są zupełnie inne uwarunkowania i już nie wbijemy się tak łatwo w światowy obieg, ale naprawdę Polacy nie są głupi i poza chamstwem mają się czym pochwalić. Jest przecież - wracając do okołomuzycznych tematów - parę kapel, które mogłyby namieszać w świecie: Acid Drinkers, Vader i Behemot to wiadomo, Riverside... Owszem, żeby dotrzeć do zachodniego odbiorcy, to wszystko musiałoby być dwa razy lepsze - jak pieprzony Kreator na sterydach, jak Megadeth na tłustej diecie. Niemniej stać nas na to. A na Zachodzie (ach, ech) też mają problem, żeby wybudować drogę, żeby przeprowadzić uczciwie wybory, żeby policja nie wywijała za bardzo. Przecież co rusz się słyszy o jakichś kompromitacjach. I puenta: sami skazujemy nasz kraj na niebyt na salonach świata poprzez stwierdzenia "i tak się nie uda".
re: Prawda
minus
minus (wyślij pw), 2014-12-16 16:03:48 | odpowiedz | zgłoś
no właśnie. Behemoth zdaje się że gra własne trasy i przyciąga więcej ludzi niż Kreator i Arch Enemy razem wzięte, nie mówiąc już o Sodom. Decapitated też już się właściwie pod nikogo nie podpina, a jeśli już to pod takie bandy jak Lamb Of God, na który na zachodzie przychodzi po 2000 osób. I to w roli specjalnego gościa, od rozdgrzewania 25 minut na sciszonych przodach są młode kapelki.
O Riverside już nawet nie chce mi się nawet wspominać, bo to inna scena, ale na ich koncerty w zachodniej Europie wyprzedają się duże kilkutysięczne sale.
Krakowska blackmetalowa Mgła rzadko gra koncerty, ale jeśli już gra to w Londynie czy Berlinie zawsze headlinuje duże blackowe eventy które też są wyprzedane.
Więc z tym gadaniem że Polaków wszyscy olewają to nie do końca jest tak.
Więc to gadanie o tym że na Polaków
re: Prawda
Andi69 (gość, IP: 213.158.219.*), 2014-12-16 21:28:06 | odpowiedz | zgłoś
Masz rację ale w swoim pierwszym poście odpowiedziałeś sobie sam. Dlaczego stary, zasłużony Vader z Polski gra jak młody zespolik na ściszonych przodach. Podczas gdy nowy zespolik z Anglii po wydanie 2 płyt staje się wielką gwiazdą. Posla jak wyliczyłeś ma Behemoth, Vader, Riverside, Decapitated i Acid Drinkers (tu się nie godzę bo tera to lokalna kapela - miała chwilę szansy 20lat temu które nie wykorzystała) czyli liczmy 5. I te zespoły musiały się napocić, napracować aby osiągnąć średni komercyjny (zaznaczam że nie artystyczny bo to nie musi iść w parze ze sławą) poziom w porównaniu z Angolami, Amerykanami, Niemcami którzy ten sam komercyjny poziom osiągają po jednej czy dwóch płytach i to w dodatku ilości hurtowe. Nie 5 na cały kraj. Bo są zachodem, są cool, trendy. To są Amerykany.
re: Prawda
DrJeep (wyślij pw), 2014-12-17 10:37:01 | odpowiedz | zgłoś
minus wielki plus za tą wypowiedź. Teraz parę uwag od siebie: co do kolejności na festach, to ileż razy tu był lament, że taka legenda przed takim g, albo support powinien być head (fakt czasem jest to co najmniej zaskakujące), ale tym rządzi aktualna koniunktura na rynku i miejsce gigu, b. prawdopodobne że kolejność byłaby inna w innym czasie i miejscu. Poza tym niech grają gdzie i jako kto chcą, pieniądz nie śmierdzi, a może w przeciwieństwie do większości rodaków nie mają kompleksów. To chyba największy problem mentalność, tu też się wyśmiewacie z zacnych i zasłużonych kapel, że grają w miastach powiatowych itp., z drugiej strony narzekacie, że w naszym kraju ludzie chodzą tylko na wielkie drogie gigi dla lansu. No cóż nie dogodzisz...
re: Prawda
Stach (gość, IP: 78.8.180.*), 2014-12-17 14:04:56 | odpowiedz | zgłoś
Zgadzam się w 100%. Jak przyjeżdża gdzieś niezła, kapela pod względem muzycznym i często personalnym(można się napić i pogadać), ale prawie nikomu nie jest znana, bilet po 15zł. To kmioty marudzą że jest chujowy koncert. Bo to nie jest X lub Y i patrzą w większości na markę. Puźniej marudzą że się w kraju nic nie dzieje.
Kolejna sprawa, że na takich imprezach rządzi pieniądz, od zawsze było tak. Jak nie chcesz słuchać Acz enemi to ich pierdolę i idę na piwo. Proste?
re: Prawda
Arktur (wyślij pw), 2014-12-18 10:12:26 | odpowiedz | zgłoś
Prosty przykład z miasta powiatowego (Krosno - moje miasto): Przyjeżdża Mike Terrana, niewątpliwie gwiazda światowego formatu, a na koncert przychodzi ledwo... 50 osób... A na coverbandy ACDC i Metalliki już sprzedano ponad 100 biletów... Dla mnie to niepojęte i chore jest. Ludzie narzekają, że ciągle te same kapele grają w Polsce a na nic nowego nie chcą pójść. Więc jakim cudem kapele mają się wypromować, a organizatorzy mają zarobić?
re: Prawda
Thrash Lover (gość, IP: 194.11.254.*), 2014-12-18 13:13:04 | odpowiedz | zgłoś
Arktur, ale co to za gwiazda ten Terrana? Slucham metalu ponad 20 lat i nigdy (regularnie) nie sluchalem zadnej jego kapeli. Przeciez on nigdy nie gral w zadnym porzadnym zespole, ktory mial jakies wieksze znaczenie na scenie muzycznej. Taka frekwencja cie dziwi?
re: Prawda
Andi69 (gość, IP: 178.181.206.*), 2014-12-18 17:46:58 | odpowiedz | zgłoś
Masterplan i Rage to może nie Metallica ale w świecie metalu że to nie porządne zespoły... a i jeszcze gra z Tarją Turunen z Nightwish

Materiały dotyczące zespołów

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?