- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Killswitch Engage, 36 Crazyfists, Five Pointe O, Warszawa "Proxima" 1.11.2002
miejsce, data: Warszawa, Proxima, 1.11.2002
Prawdę mówiąc, zespoły grające na trasie "Roadrunner Roadrage 2002" interesowały mnie mniej niż niewiele, jednak ciekawość, jak prezentuje się "na żywo" gwiazda wieczoru - przede wszystkim dzięki znajomości ich ostatniego, wydanego parę miesięcy temu, albumu - zwyciężyła. Dzień Wszystkich Świętych to nie jest jednak najlepszy termin na organizowanie koncertu, co odbiło się na frekwencji, w "Proximie" pojawiło się nie więcej niż sto pięćdziesiąt osób, dwieście to maksimum, a przecież w Warszawie fanów nu tone'owych brzmień nie brakuje.
Mimo mojego niezbyt pozytywnego nastawienia do "pseudometalowych" grup, występujący jako pierwszy Five Pointe O mile mnie zaskoczył. Zespół, mający w swych szeregach drobniutką gitarzystkę, zademonstrował (o dziwo!) bardzo intensywną porcję ciężkiej, bardziej "nowoczesnej" muzy, ocierającej się niekiedy nawet o deathowo/grindcore'owe wyziewy, którą uzupełniały klawisze. Całości dopełniały - za sprawą młodzieńca wizualnie pasującego raczej do Oasis czy innej britpopowej kapeli - agresywne wokale, które niestety czasami przeradzały się w rapowanie, co można byłoby sobie darować. Cholernie dynamiczna muza Five Pointe O znalazła odwierciedlenie w reakcji publiczności, która w trakcie występu bez przerwy zgodnie i rytmicznie skakała. Ogólne całkiem pozytywne wrażenie, a może nawet trochę więcej niż pozytywne.
Aż tak "entuzjastycznie" nie oceniłbym tego, co pokazał drugi zespół na deskach "Proximy", choć z pewnością komuś, kto siedzi w klimatach nu tone, by się podobało - zresztą było to ponownie widać po dobrym przyjęciu. Muzycznie 36 Crazyfists są niezbyt łatwi do sklasyfikowania, choć również poruszają się w rejonach "nowocześniejszego" grania, kompozycje są jednak chyba bardziej core'owe, mniej agresywne niż poprzedników, jednak na pewno także energetyczne - szczerze mówiąc w trakcie słuchania miałem niejasne skojarzenia z Deftones, chyba to jednak raczej mętne porównanie. Zespół wypadł dobrze, mimo iż był to moim zdaniem najsłabszy występ tego wieczoru, a zdania tego nie zmienił nawet cover Faith No More "Digging The Grave" - wersja 36 Crazyfists była taka sobie, wolę oryginał.
W ten listopadowy, smutny dzień do "Proximy" przyciągnął mnie tylko i wyłącznie, Killswitch Engage - nie ukrywam, że było warto przyjść na ich koncert. Już od pierwszych sekund czuć było, że gra kapela inna niż pozostałe, czuć było, że jest po prostu metalowo. Zespół, z nowym czarnoskórym wokalistą Howardem Jonesem - który zastąpił na stałe Jessego Leecha - zagrał naprawdę świetnie, było mocno, melodyjnie i czadowo, a publiczność szalała. Około godzinny występ Killswitch Engage, ku mojemu zadowoleniu, obfitował przede wszystkim w numery z drugiego albumu "Alive Or Just Breathing" - usłyszeliśmy chociażby wgniatające "Temple From Within" czy "Fixation On The Darkness", a było ich z tego krążka znacznie więcej - z których część odśpiewana została razem z publiką. A propos śpiewu, nowy wokal dobrze daje sobie radę z darciem ryja, jednak czyste partie wychodzą mu gorzej niż Leeche'owi. Na zakończenie, zgodnie z tytułem, pojawił się hicior "My Last Serenade", udało się jednak wyciągnąć potem zespół jeszcze na bis, był nim kolejny kawałek z nowej płyty.
Przyznaję, że mimo mej niechęci do całego tego "nowoczesnego", nu tone'owego boomu, koncert należał do całkiem udanych, co wcale jednak nie oznacza, że następnego dnia na mojej półce pojawiły się płyty Five Pointe O czy im podobnych.