- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Dying Fetus, Kataklysm, Warszawa "Park" 12.09.2001
miejsce, data: Warszawa, Park, 12.09.2001
Dobór zespołów, mających grać na kolejnym koncercie, któremu patronowaliśmy, zapowiadał wieczór pod znakiem ciężkiej i brutalnej muzyki. Niestety, nie obyło się bez niespodzianek. Planowo impreza miała rozpocząć się o godzinie 17, jednak przyzwyczajony do opóźnień, czekałem spokojnie na patio klubu "Park", na zegarku pojawiła się 18. Opóźnienie sięgnęło jednak ponad czterech godzin.
Około 21:15 na scenie zaczął instalować sprzęt jeden z zespołów. Po krótkiej chwili zjawił się na niej również Peter z Vader, by wyjaśnić zaistniałą sytuację, związaną z tak dużą "obsuwą". Powodem tak dużego poślizgu było oczekiwanie na przekroczenie granicy, jak również korki w drodze do Warszawy. Wina nie leżała więc ani po stronie organizatora, ani też zespołów. O 21 w klubie "Park" odbywa się cotygodniowa impreza z muzyką rockową, co właściwie oznaczałoby już koniec koncertu. Organizatorom udało się wynegocjować przedłużenie imprezy do 22, co dawało 40-50 minut przeznaczone dla wszystkich zespołów. W związku z tym z całej szóstki miały zagrać tylko trzy grupy, każdy po kwadransie.
Rozpoczął Dying Fetus. Szybko, lecz z przygniatającymi zwolnieniami. Brzmienie Amerykanów było nienajgorsze, może trochę za dużo basów, a zbyt mało gitar. Zastrzeżenia mam tylko do głównego wokalisty. Pomijając zbyt charczący wokal (akustyka), przy partiach "czystych", bardziej "hardcore'owych" wydawało mi się, że nie daje sobie radę z takim śpiewaniem, głos zanikał mu w gardle. Może znowu była to wina akustyka, zabrakło jednak czasu, by się temu przysłuchać. Po dwóch utworach zespół zaczął zbierać się ze sceny, po chwili jednak znalazł się na niej z powrotem, by zagrać "one quick song", czym zakończył ten krótki występ.
Długa przerwa, zbyt długa jak na możliwości czasowe, i swój równie krótki koncert rozpoczął Kataklysm. Zespół zagrał dwa utwory. Rozpoczęło się od "Manifestation" ze świetnej płyty "The Prophecy (Stigmata Of The Immaculate)". Drugim najprawdopodobniej była kompozycja z najnowszego albumu. Kataklysm zagrał tak, jak mogłem się tego spodziewać, ciężko, z głową. Nie brakowało oczywiście szybkich momentów, natomiast wokal Maurizio przypominał mi chwilami Glena Bentona. Wszystko brzmiało znośnie, jednak stopy były zbyt ciche i "cykające".
I to by było na tyle. Z powodu wspominanej wcześniej przerwy pomiędzy zespołami zabrakło już czasu na występ Cryptopsy. Koncert skończył się przy gwizdach i głosach niezadowolenia. Niestety, krótko i z pewnością wielu osobom te kilkadziesiąt minut narobiło tylko apetytu na więcej. To chyba był mój najkrótszy koncert w życiu, ale za taki rozwój wypadków nie należy nikogo winić.
Materiały dotyczące zespołów
- Dying Fetus
- Kataklysm