- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Kat & Roman Kostrzewski, Warszawa "Stodoła" 23.04.2009
miejsce, data: Warszawa, Stodoła, 23.04.2009
Na ten koncert czekałam bardzo długo. Ostatni raz widziałam Kata na żywo kilka lat temu, podczas występu w warszawskim klubie "Park". Zagrali świetnie, toteż z niecierpliwością wypatrywałam wieści o kolejnym koncercie. W tym czasie (w 2004 roku) udało mi się zobaczyć solowy występ Romana Kostrzewskiego. Kiedy 2 lata temu Kat miał zagrać 24.02.2007 w warszawskiej "Progresji", nie dane było mi dotrzeć (bilety jak zwykle wykupione w rekordowym tempie). Ale na szczęście nadeszła wiosna 2009, a wraz z nią wyczekiwana wiadomość: Kat & Roman Kostrzewski na żywo!
Kat & Roman Kostrzewski, Warszawa "Stodoła" 2009, fot. W. Dobrogojski
W "Stodole" zjawiła się głównie tzw. stara wiara, pamiętająca zapewne niejeden koncert zespołu. Nie brakowało jednak i młodych czarnych dusz, co oznacza, że magia Kata - mimo upływu czasu - nie straciła nic ze swej mocy. Wszyscy niecierpliwe oczekiwali na początek koncertu. Support przebrzmiał niemal niezauważony, a kiedy "pogasły światła, jest ciemno" publiczność zaczęła skandować: "nie ma Kata bez Romana!". Po chwili na scenę wszedł niemal cały zespół. Fani niezwykle ciepło przywitali zwłaszcza Irka, perkusistę. Zabrzmiały pierwsze tony "Diabelskiego Domu cz. 2" i wtedy wbiegł Roman Kostrzewski - wulkan energii! Podróż w czasie mogła się rozpocząć?
Muzycy nie zapomnieli o żadnej płycie - usłyszeliśmy fragmenty z "666", "Oddechu wymarłych światów", "Bastarda", "Ballad", "Róż miłości, które najchętniej przyjmują się na grobach" i "Szyderczego zwierciadła". Przyznam uczciwie, że trudno przytoczyć mi teraz właściwą chronologię utworów, ponieważ cały koncert sprowadza się w zasadzie do jednego stwierdzenia: głos Romana Kostrzewskiego i muzyka Kata. Każdy, kto uległ urokowi tej twórczości, doskonale zrozumie, co mam na myśli. Nie trzeba było fajerwerków, wymyślnych sztuczek. Wystarczyło, że GRALI, a on ŚPIEWAŁ. Zespół pokazał dwa oblicza - agresywne ("W bezkształtnej bryle uwięziony", "Porwany obłędem" , "Diabelski dom cz. 3", "Cmok-cmok, mlask-mlask", "Metal i piekło", "Wyrocznia", "Strzeż się plucia pod wiatr", "Odi profanum vulgus") i bardziej liryczne ("Niewinność", "Czas zemsty", "Głos z ciemności", "Purpurowe gody" czy "Łza dla cieniów minionych", zagrana jako jeden z bisów). Szybsze fragmenty przeplatały się z wolniejszymi, publiczność znała większość tekstów na pamięć, więc śpiewaliśmy wespół z Romanem, który w przerwach ucinał sobie z nami pogawędki (nie zapomnę stwierdzenia, że "ma być napierdalanka" zgodnie z życzeniem jednego z fanów, planowania dochodowego biznesu w okolicach Częstochowy w postaci produkcji czarnych Chrystusków czy też wymyślania nowych Matek Boskich - jedna z nich była od bikini). Wizualnie najbardziej niezwykłymi momentami były tańce wokalisty.
Kat & Roman Kostrzewski, Warszawa "Stodoła" 2009, fot. W. Dobrogojski
Oczywiście, mogłabym napisać, że nie zagrali tego czy owego kawałka, albo przyczepić się do wokalnego zaplątania Romana podczas "Czasu zemsty". Jednak to bez znaczenia w obliczu niezwykłej energii kapeli i niepowtarzalnego klimatu ich muzyki. Każdy utwór przyjmowaliśmy entuzjastycznie, panowała wspaniała atmosfera - to banalne stwierdzenia, lecz nie ma słów, które oddałyby emocje towarzyszące temu koncertowi Kata. Na szczęście możemy liczyć na więcej? Zaśpiewaliśmy im przecież "Sto lat".
Zobacz: zdjęcia z koncertu.