- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Kat & Roman Kostrzewski, Jarocin "JOK" 21.02.2014
miejsce, data: Jarocin, JOK, 21.02.2014
Podobnie jak w zeszłym roku zespół TSA, tak w tym Kat (ten trochę bardziej prawdziwy z Romkiem na wokalu) odwiedził Jarocin w ramach jednodniowego festiwalu "Wielkopolska Scena Muzyczna - Jarocin Come Back". To już trzecia edycja tego wydarzenia. Koncert miał miejsce w tym samym obiekcie, "Jarocińskim Ośrodku Kultury", dnia 21 lutego 2014 roku. Przystępując do pisania tej relacji, zastanawiałem się, co jeszcze mogę powiedzieć ciekawego o zespole, który widziałem kilka razy na żywo, a dwukrotnie zrelacjonowałem. Może w ogóle powinienem odpuścić sobie to sprawozdanie? Przyszło mi do głowy, że może lepiej - skoro to takie lokalne wydarzenie - zająć się stroną obyczajową całej tej imprezy. A zresztą... niech się "pisze", zobaczymy, co wyjdzie.
Właściwie całe oczekiwanie na gwiazdę wieczoru upłynął na uściskach z dawnymi znajomymi, częstych wyjściach na dymka, staniu w kolejce do baru po kolejną puszkę i rozmowach o muzyce (szczególnie popularnym tematem był wyjazd na Black Sabbath w czerwcu). Z tego powodu nie zobaczyłem ani kawałka występu kapel poprzedzających Romana i sp. z o.o. Na plakacie podano, że wystąpią Lucifer Korps, Kuloodporni, Five to Hell, Stoned Veins oraz Rust - zwycięzca "Rytmów Młodych" z roku 2012. No i wystąpili, ale co i jak - nie wiem. Zresztą na sali było raczej pusto, bo wszyscy robili, to co i ja.
O dwóch zdarzeniach koniecznie chcę powiedzieć, bo warto. Kiedy staliśmy sobie w foyer, nagle spostrzegliśmy kręcącego się Ireneusza Lotha. Myślimy: "Warto byłoby sobie strzelić fotkę z bębniarzem". Podchodzimy i pytamy grzecznie o zgodę, a Loth na to, że później. No to dobra, czekamy dalej. A za nami ustawia się kolejka chętnych do wspólnego zdjęcia. Ktoś tam z tyłu pyta, czy można pamiątkowe zdjęcie, a Loth znowu, że później. Patrzymy, co takiego ważnego robi, a ten luj liczy, ile opasek zeszło i czy kasa się zgadza. Minęło pięć minut, a koleś bez słowa bierze kasę i idzie w chuj. I tyle go widzieliśmy. Kumpel zdążył jeszcze tylko krzyknąć: "Ty, kurwa, gwiazdorze jeden!". To nie pierwsza taka akcja Lotha, której byłem świadkiem. W 2011 roku w "Eskulapie" też się popisał nielicho. Mam szwagra, który po koncertach lubi wepchnąć się na zaplecze i pogadać z muzykami. Jego ochrona wpuściła, mnie nie, ale za to mogłem z rozdziawionym pyskiem słuchać, jak Loth kłócił się z kimś o kasę. No tak skurwił gościa, że aż głupio było słuchać. I wiecie co? Tu musiało być podobnie, bo wyobraźcie sobie taką sytuację. Koncert dobiegł końca, potem był bis. Po bisie wyszła pani (może dyrektor?), która chciała coś powiedzieć do mikrofonu, lecz mikrofon został odcięty. Potem przy barze żaliła się, że chciała tylko podziękować zespołowi, ale Loth na wszelki wypadek kazał odłączyć "sito". Rzekomo w obawie, by nie wywołała ich na drugi bis. Powiem tak, podobno pierdolony finansista doliczył się, że w rozliczeniu brakowało 100 złotych... No i drugie zdarzenie. Kiedy ktoś zachowuje się jak kutas, to ktoś inny z tej samej ekipy potrafi być zupełnie w porządku. Akurat my staliśmy na zewnątrz na ćmiku, ale kumpel załapał się na spotkanie z Romanem, który wyluzowany przyszedł do baru, pogadał z ludźmi, wypił dwa piwka i nikomu nie odmówił uściśnięcia ręki. Można? Można.
Kat i Roman Kostrzewski, bilet, 21.02.2014, fot. Mikele Janicjusz
Sam koncert się podobał. Na bilecie za 35 złotych napisano, że Kat & Roman Kostrzewski wystąpi w ramach trasy nazwanej "Rarities Tour 2014". To oczywiste nawiązanie do wydanej 12 listopada 2013 roku kompilacji najstarszych zarejestrowanych nagrań zespołu. Ciężko będzie przywołać z pamięci wszystko, co zagrali tego wieczoru, ale prześmiewczo spróbujmy. Z "Rarities" były to: "Boży sąd", "Robaków mrowie", "Czasem chodzi mą ulicą", "Silni ludzie", "Myśli z niepojętych nor"; z "Trzech szóstek" (1986) chyba jedynie oba "Diabelskie domy" i "Szarańcza"; bardzo silna reprezentacja albumu "Oddech wymarłych Światów" (1988): "Nad grobem stryja", "Drzemiesz jak głaz", "Cierniowy diadem", część druga "Domu" i "Ziemskie bramy". 0, słownie "nic", z "Bastarda" (1992), nawet "Okrętu" nie było! Z "Róż" (1996) zespół urwał tylko dwa kwiatki - "Wierzę słowu" i "Ja nie skamlę", nie licząc zaserwowanego na początek intro z "Bazyliszka". Skład uzupełnił kawałek tytułowy z albumu "Szydercze zwierciadło" (1997). Jak to ze mną bywa, mogłem coś przekręcić lub pominąć. Ale w głównej mierze koncert miał taką właśnie zawartość. Przez cały czas dwóch kolesi obok mnie darło mordę, by Kat wykonał "Sex maga"; nie doczekali się chłopcy, czego też trochę żałowałem.
Oj, był gnój. Stałem blisko sceny, więc po raz kolejny mogłem się przekonać, jak niebezpieczne bywają koncerty Kata. Raz mojej żonie szyli po Kacie łuk brwiowy, raz kumpel oberwał w papę aż miał skórę zdartą, tym razem ten sam kumpel (co za pech) "zarobił" taką pizdę pod okiem, że wyglądał jak Rocky Balboa w czwartej części. Młyn mocno rozkręcały jakieś łyse osiłki, z którymi każdy kto się starł, musiał polec. Zresztą pod koniec koncertu większość już walczyła w parterze.
Podobnie jak w zeszłym roku Marek Piekarczyk, tak w tym Roman Kostrzewski postanowił w swych wypowiedziach powspominać. Wokalista Kata chętnie przywoływał pierwszą wizytę w tym mieście, atmosferę festiwalu, różne knajpy (dziś już nieistniejące). Znamienna była opowieść, jak muzycy zapomnieli zabrać ze sobą instrumenty z jednej z gospód, więc wracali kilkanaście kilometrów i... sprzęt nadal tam stał. Mało tym razem było o polityce i religii.
Wydaje się, że od ostatniego razu zespół jeszcze bardziej się scementował. Wszyscy na scenie byli pewni swego i współpraca - "na oko" - układała się pomyślnie. Oczywiście swą charyzmą Roman przyćmił pozostałych muzyków, ale myślę, że im to odpowiadało. Plugawym tańcem jak zawsze wokalista wymierzył środkowy palec ku niebu. Za każdym razem, kiedy oglądam Kata, wydaje mi się, że Kostrzewski ma coraz większy problem z wysławianiem się. Tym razem jąkał się, zacinał, bełkotał w swój specyficzny sposób bardziej niż przed laty. Ciekawe, czy to objaw chorobowy? Oby nie.
Spośród wszystkich metalowych załóg w Polsce Kata zawsze lubiłem najbardziej, dlatego moja obecność w Jarocinie była obowiązkowa. Relacja obowiązkowa już nie jest, ale fajnie się ją pisało, więc może ktoś do niej zajrzy...
Byłem na ostatnim koncercie Acid Drinkers w Kielcach (bodajże w listopadzie ub. roku). O sam miejscu nie będę się rozpisywał, powiem tylko, że bez przerwy kwasożłopom wywalało prąd: zaczynjąc numer, w trakcie grania kawałka. O ile za pierwszym czy drugim razem było to nawet zabawne przy n-tym razie zrobiło mi się smutno i żal i wyszedłem z koncertu. Żal muzyków, bo widziałem, że mają ochotę to pierdolnąć, no ale sztukę trza jakoś dokończyć bo żyć z czegoś trzeba, a smutno, bo naszła mnie refleksja, że jeśli czołowa metalowa załoga z 25-letnim stażem gra w takich warunkach, to znaczy, że... ech, szkoda gadać.
No i właśnie, ten żal że jednak dla Irka ważniejsze pilnowanie interesu. Z tego co się orientuję jest on de facto managerem w tej zabawie i zajmuje się ciągnięciem trupa Kata po kraju, żeby tu i ówdzie ten tysiąc czy dwa zarobić, póki Roman jeszcze czasami wydaje z siebie coś co przypomina śpiew. Ogarnianie wszystkich spraw jest na tyle czasochłonne, że również nie dziwię się mu że Was olał, a wtrącanie się w ich sprawy finansowe i wywlekanie o tym plotek jest zwyczajnie słabe. Po pierwsze nie Twój interes, po drugie tak to działa - jak nie pilnujesz to zaraz ochroniarz/bramkarz przytula część kasy, właściciel budy mówi "no jest połowa tego co miała być, nie moja wina" i jesteś na minus, mimo że byleś umówiony na zarobek. Ciekawe poza tym czy Ty jesteś taki burżuła, żeby machać ręką jak ktoś Cię próbuję na 100zł wyrolować. A Roman nie ogarnia niczego, więc ma czas sobie łazić i pić z fanami aż przyjdzie pora wytoczyć swoje nachlane bełkoczące zwłoki na scenę. Ale gdyby dał solidny wykonawczo występ (jak Irek za garami), ale nie zrobiłby sobie z Tobą foty bo byłby zajęty rozgrzewkami wokalnymi w garderobie, to też by mu się dostało.
Relację faktycznie trzeba było sobie odpuścić, a jej treść zamienić na narzekania w gronie tej swojej ekipy przy kolejnym piwku.