- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Jarocin, 1994
Festiwal Muzyki Rockowej Jarocin '94 odbywal sie w dniach 4-6 sierpnia. Aby dojechac na miejsce imprezy 4 okolo poludnia, musialem ruszyc ze Szczytna (bylem 20 km na zachod od tego miasta, jak kogos interesuje, to jezioro nazywa sie Leleskie) dzien wczesniej okolo 23:00. Tego dnia obudzilem sie cos kolo 10 rano.
W tym roku PKP zrobilo sie strasznie laskawe i sponsorowalo festiwal - karnet wraz z biletami do Jarocina dawal darmowy powrot do domku (lub do innego miejsca Polski). Postanowilem skorzystac z tej niezwykle korzystnej oferty. Wyobraz sobie duza grupe metali, czy innych punkow, jadacych pociagiem... a teraz sprobuj wyegzekwowac od nich zaplacenie za przejazd... Ze Szczytna do Jarocina najlepiej jedzie sie przez Gorzow Wielkopolski, ja jednak musialem odwiedzic po drodze Warszawe, poniewaz z powrotem chcialem zabrac na Mazury kumpla (PKP sponsorowalo przejazd tylko na tej samej trasie). W Warszawie czekalem na nastepny pociag ok. 2 godzin, w sumie dosc dlugo, ale nie na tyle, zebym mogl wstapic do domu. W pociagu do Ostrowa Wielkopolskiego nie bylem juz sam - razem z trzema innymi dlugowlosymi stworzylismy bardzo malownicza grupke. Niby bylem w Jarocinie z tymi goscmi, ale tak naprawde, to tylko korzystalem z ich namiotu (mieli o jeden za duzo), poza tym oni lazili calkiem samodzielnie. Chodzili do jednej klasy w jakims warszawskim L.O., zdaje sie, ze wlasnie teraz beda sie przygotowywac do matury, biedactwa. W Ostrowie byla jeszcze tylko godzinka oczekiwania i osobowym pociagiem dotelepalismy sie na miejsce. Pociag osobowy jest bardzo mily. Mozna sobie posluchac jaka jest ta dzisiejsza mlodziez... Na dworcu w Ostrowie po raz pierwszy widzialem Policje w akcji, nic ciekawego, ktos nie chcial placic za przejazd, czy cos podobnego. Chlopak potem chodzil po pociagu i zbieral na mandat, nawet pewnie zebral. Inna ciekawostka z Ostrowa bylo czeste przypominanie o zagrozeniu pozarowym, po prostu pani od zapowiadania przyjazdow pociagow co pare minut czytala karteczke. Na terenie gminy Jarocin obowiazywala w czasie festiwalu calkowita prohibicja, co spowodowalo, ze co bardziej strachliwi wypili wszystko w pociagu, nie sluchali przy tym pani z Ostrowa i wyrzucali bytelki przez okna.
Dojechalem! Bylo troszke po poludniu. Zaraz przy dworcu zaopatrzylem sie w karnet (jedyne 200 000), do ktorego dolaczono gazete i sznurek (do powieszenie karnetu na szyi). Niestety nie dostalem zapowiedzianej prezerwatywy i kefiru, sponsorzy zawiedli. Poszlismy szukac miejsca do rozbicia namiotow (przypominam, ze bylo nas czterech). Okazalo sie, ze tubylcy sa bardzo przedsiebiorczy - chcieli 50 000 od lebka. Obejrzelismy rozne mozliwe miejsca (w tym dzikie, kobieta mieszkajaca w domu stojacym na dzialce, twierdzila, ze nie jest wlascicielka i ze nie wie, czy mozna rozbic namioty - wielu ludzi zrobilo to, powstalo male i dzikie miasteczko namiotowe). My jednak nie chcielismy ryzykowac obowiazkowa przeprowadzka w srodku nocy. Rozbilismy sie u krwiopijcy, ale mialo to swoje zalety, a mianowicie waz z bierzaca woda i WC. Poza tym na podworku znajdowala sie hurtownia jedzenia, z ktorej skwapliwie korzystalismy. Oczywiscie za te same pieniadze moglismy zamieszkac na oficjalnym polu namiotowym, ale moi przygodni znajomi obawiali sie kradziezy. Mieli racje - mieszkalo nas w jednym ogrodku kilkanascie osob, a jednak nikt nie polakomil sie na moje sto tysiecy, ktore lezalo sobie przed namiotem do 10 rano. Gdyby ktos wzial ten banknot, musialbym wczesniej wracac lub zebrac o jedzenie.
Koncerty odbywaly sie na trzech scenach. O dwie za duzo. Efekt byl taki, ze musialem wybierac, wiedzac, ze i tak cos mi umknie. To sie nazywa konflikt tragiczny. Na scenie przy polu namiotowym graly zespoly konkursowe, tekie, ktore sie do konkursu nie zakfalifikowaly i gwiazdy. Bylem tam raz. Zaluje (tak naprawde), ze nie widzialem jednego zespolu, grajacego na tej scenie - podczas nocy z muzyka industrialna (co to jest?). Kinsky jest kapelka, w ktorej udziela sie jeden z prezenterow mojego ulubionego radia WaWa. Nie powiedzialem na samym poczatku, ze nie bede obiektywny, ale jest to oczywiste. Wielu chcialoby zobaczyc najlepsze nasze zespoly nowofalowe (Seattle), ale ja sie do nich nie zaliczam. Po prostu Ilusion (podobno bardzo dobry koncert), Houk, Human i inne podobne nie interesuja mnie. Tak samo jak oryginaly (np. Pearl Jam). To tyle o obiektywizmie i o tej scenie (poza tym, ze zespoly konkursowe, ktore tam wystepowaly, mialy przekopane - nikt ich nie sluchal i nikt na nie nie glosowal). Dlaczego publika omijala to miejsce - trzeba bylo zasuwac ze dwa kilometry do reszty miejsc grania i do wlasciwego miasta.
Na mala scene jest blisko, ale... Wlasnie, musiala konkurowac ze scena duza. Mialem do wyboru: albo sluchac kapel punkowych, albo metalowych. Problem mialem przeokrutny, lubie i jedno, i drugie. Wybor padl na metal, co spowodowalo, ze w amfiteatrze bylem chyba dwa razy. Organizatorzy odgrazali sie, ze ogrodza ten teren i wstep bedzie na karnety, tak sie jednak nie stalo. Podobnie do roku poprzedniego (pewnie lat poprzednich), mozna bylo przebywac na malej scenie gratis. Pewnie gdyby ogloszono to wczesniej, frekwencja bylaby wieksza. Po festiwalu slyszalem, ze niewiele stracilem, podobno w tym roku punkowcy nie byli rewelacyjni, wyjatkiem (znow podobno) bylo Dee Facto. Zaluje, ze nie widzialem jednej rzeczy na malej scenie. Niedawno TVP przypomniala "Fale", dokumentujaca festiwal Jarocinski sprzed prawie dziesieciu lat. Pokazano, niestety niezbyt obszerne, fragmenty kilku wystepow. Bardzo ladnie wypadl wokalista jakiegos zespolu, ktory nosil tylko skarpetke. W srodku pokazanego utworu zdjal ja. Z tegorocznym Jarocinem ma to pewien zwiazek - prowadzacy koncert na malej scenie przyznal sie, ze to on wtedy sie rozebral. Publicznosci nie trzeba bylo (podobno... :( tego powtarzac, skandowano "Wloz skarpete!!! Wloz skarpete!!!".
Prawie wszystkie koncerty, ktore widzialem, mialy miejsce na scenie duzej, czyli na stadionie. Jest to wlasciwie boisko, ale tubylcy wola nazwe stadion. Sprzet grajacy/naglasniajacy/oswietlajacy byl na rozsadnym poziomie (nie mozna tego powiedziec o polu namiotowym). Pierwszego i drugiego dnia do okolo 19 odbywaly sie przesluchania zespolow konkursowych. Dnia pierwszego odbyl sie takze na stadionie koncert zatytulowany "Aluminiowa smierc". Bardzo ladna nazwa dla metalowcow i ich wyczynow... Dnia pierwszego w konkursie zwrocilem uwage na jeden zespol. Nie znam nazwy :( Przypominali Metallice, ale grali swoje. Tego dnia zagral takze Ghost - dosc malo oryginalny, dobrze wykonany ciezki metal. Gwiazd bylo wiele. Zaczal Neolithic, o ktorym uslyszalem po raz pierwszy na IRCu od jakiegos Skandynawa na #metal. Uzywaja klawiatury, ale bardzo inteligentnie - nie rzuca sie w uszy, a pomaga w kreowaniu nastroju. Death z keyboardem brzmi ok. Potem Hypnosis, o ktorym duzo slyszalem, ale ktorego nie slyszalem. Calkiem, calkiem, nie za szybko, nie za ciezko i niezly spiew. Nastepnie mi sie pokielbasilo. Zespoly byly do siebie bardzo podobne. Minus dla organizatorow - mogli przeciez inteligentnie przemieszac metalowcow szybkich, wolnych i ciezkich. Nie jest to niestety nowy problem, rok temu bylo tak samo. Co sie wyroznialo: Mordor, ktory obchodzil 10 rocznice wystepow w Jarocinie, podobal mi sie, a wokalista mial chyba ze 2 metry i byl ubrany podobnie do wokala Judas Priest. W sumie rozbawil mnie. Wielka gwiazda tegorocznego Jarocina byl Kat. Wielu ludzi przyjechalo specjalnie na nich. Grali bardzo dobrze, Romek spiewal rownie ladnie, publika bardzo mu w tym pomagala. Jeden z lepszych momentow tego wieczoru. Widzialem dwie ciekawe reakcje publicznosci: na Neolithicu (to nie po kolei ;) chlopaczek stal z rozdziawiona szeroko jama gebowa, nie dziwie sie; druga reakcja byl placz na Kacie. Moze nie znasz ich muzyki, sa dosc podobni do Metallicy, ale nie tej nowej, wiec placz troszke mnie zdziwil. Po jednym bisie mial zagrac Alastor. W zeszlym roku pierwsza nagroda jury. Muzycy mieli pewien problem, a mianowicie nikt ich nie chcial sluchac. Troszke pomogla przytulanka wokalistow obu zespolow. Zreszta Alastor wiedzial co robi, uslyszelismy, ze granie po legendzie to przesrana sprawa. Po rozsadnie odegranym repertuarze Alastor nie byl juz tak bardzo wygwizdywany. Pewnie dlatego, ze fani Kata poszli sobie. A propos Alastora, zaskoczyla mnie decyzja jury w zeszlym roku, poniewaz wedlug mnie (i publiki) najlepszym zespolem byl Ankh, ale co tam. Po tym zespole na scenie zainstalowal sie Vader, robili to troszke za dlugo, ale coz, sa gwiazda, to moga. Vader, to jedyny zespol z naszego kraju znany za granica (mowie oczywiscie o metalu). Wydali "tam" plyte, odbyli trase po Stanach, nagrali clip dla MTV i... i byl o nich artykul w "Bravie" (albo czyms podobnym). Jest to o tyle zabawne, ze trudno sie doszukac w ich muzyce sladow melodii (chodzi mi o "Bravo", w ktorym na tej samej stronie znajdowal sie tekst o Napalm Death - wydaje mi sie, ze przecietny czytelnik/czytelniczka tego czasopisma przerazilby sie powaznie dzwiekami jakie dobiegaja z ich plyt). Uslyszalem takze, ze byl to kiedys normalny zaspol, ale niestety woda sodowa... Pewnie MTV. Jesli chodzi o sam koncert, to nie przekonali mnie. Da sie tego sluchac, ale kiedy mialem wolna kasete, to kazalem koledze przegrac Geisha Goner (zagrali calkiem niezle), a nie Vadera. Po Vaderze zagral zespol, na ktory tej nocy czekalem. Ankh. Skrzypce, gitara, bas, perkusja i przyzwoity wokal. Super, nic innego nie napisze, to trzeba uslyszec. Bylo po 4, udalem sie na zasluzony odpoczynek, juz po ponad czterdziestu godzinach niespania.
Poza koncertami pierwszego dnia miala miejsce bitwa z Policja. Nie wiem jaki byl powod, wiem natomiast, ze nie mial zadnego znaczenia. Po prostu byla grupka ludzi, ktora bardzo lubi wszelkie rozruby. Nalezal do nich jeden z moich trzech kolegow, byl dumny i blady, ze mogl rzucic kamieniem w zomowca. Moge jeszcze autorytatywnie stwierdzic, ze massmedia jak zwykle przegiely z opisem zajsc. Nie prawda jest jakoby rozrabiacze rozebrali kilkadziesiat metrow glownej ulicy miasta. Owszem, bylo kilka wybitych szyb, slyszalem strzaly, ale (jako, ze nie chcialem oberwac) ominalem ten fragment Jarocina z daleka. Potem ulica, przy ktorej mialem namiot, byla najbezpieczniejsza w miescie, zawsze stalo na niej z 10 busow policyjnych. Tego dnia mialo miejsce jeszcze jedno ciekawe zdarzenie, tym razem dotyczylo tylko mnie. Okolo 16 wracalem z duzej sceny do namiotu po cieplejsze ubranie (zamierzalem siedziec do Ankha). Jeszcze na stadionie zaczepil mnie czlowiek z zespolu, ktory nie bral udzialu w festiwalu. Popatrzyl na mnie i poradzil, zebym poszedl sie przespac. Musialem niezle wygladac :) napisalem wyzej ile nie spalem.
Dzien drugi rozpoczalem o wiele za wczesnie, po nieco ponad szesciu godzinach snu. Bylo to przyczyna mojego kiepskiego kontaktowania tego dnia. Przed poludniem bylem troche na malej scenie (nic ciekawego), cosik jadlem i takie tam. Usilowalem takze jeszcze troszke sie przespac, ale nie bylo to latwe, poniewaz sasiedzi (z namiotow obok) byli bardzo halasliwi, a poza tym rzucali zielonymi jablkami. Swoja droga, zabawa byla przednia. Z zespolow konkursowych jeden zwrocil powszechna uwage: Puzzle. Tak naprawde wyjatkowy byl tylko gitarzysta, bedacy jednoczesnie wokalista. Kapela skladala sie z trzech osob i zagrala swoje wersje jednego z mniej znanych utworow The Beatles, Knocking on the Heaven's Door Dylana (zrobili to bardzo roznie od oryginalu i od Guns'n'Roses, moze nawet lepiej...). Wykonali takze dwa, czy trzy swoje bluesy. Na poczatku jednego z nich, wokal powiedzial, ze solowke do tego utworu podsunal mu Valdi Moder (jeden z najlepszych gitarzystow w Polsce, malo znany), po czym zagral to, super. Nie byloby w tym nic dziwnego, poza tym, ze Lukasz ma 12 (slownie: dwanascie) lat!!! Jest juz teraz naprawde duza gwiazda. Nawet jezeli popsuje mu sie glos (kazdy przechodzi mutacje...), to mamy jeszcze (juz !!!) gitarzyste. Gwiazda numer jeden (dla mnie i nie tylko) byl Acid Drinkers. Przed nimi wystepowalo jak zwykle wiele zespolow. Czesc byla niezla, ale nic poza tym. Z jednym zastrzezeniem, nie bardzo bylem w stanie nie spac. Nie przeszkadzalo mi naglosnienie. Przekimalem na przyklad prawie caly Proletaryat, zagrali swietnie (wiem, bo nie spalem caly czas :). "No Woman, No Cry" z pomoca Kukiza z Piersi i calej publiki bylo super, no i oczywiscie "Hej, Naprzod Marsz". Jeszcze przed Acidem warto zwrocic uwage na dwa zespoly. Closterkeller - ten Warszawski band w stolicy jest uznawany, za taki sobie, w Jarocinie byl wielka gwiazda, uwazam, ze slusznie. Druga kapela, to Flapjack, jak dla mnie taka sobie, tyle, ze na gitarze gral Litza z Acida, a podczas sesji plytowej bebnil Slimak z tego samego zespolu. Nie napisalem wczesniej, ze (niestety) wiele bylo na festiwalu zespolow, ktore do zludzenia przypominaly Rage Against the Machine. Jak ktos lubi, nie ma sprawy, ale ja nie lubie... Ta uwaga dotyczy, acz w malym stopniu, takze Flapjacka. Sam Acid Drinkers dal jak zwykle swietny koncert, znow: ich trzeba uslyszec i zobaczyc samemu. Moglbym troszke sie o tym (i o innych tez...) koncercie rozpisac, ale pewnie nie znasz ich plyt, wiec nie ma to wiele sensu. To byl ostatni koncert, ktory sie tego dnia odbyl, znow bylo dobrze po 3. Wrocilem do namiotu i nie moglem zasnac, poniewaz dwie sasiadki opowiadaly chlopaczkowi o tym, jak to w szkole podstawowej od siebie sciagaly... Nastepnego dnia nawet mnie za to smiesznie przepraszaly. One w ogole byly zabawne, glownie przez rzucanie jablkami np. w czlowieka, ktory chcial sobie troszke pospac (nie we mnie...). Drugi dzien skonczyl sie glosowaniem publicznosci. W zeszlym roku sluzyla do tego specjalna urna, teraz do zbierania kart sluzyly kartony, ktore slicznie sie wywracaly - glosy walaly sie po ziemi. Jesli chodzi o frekwencje, to wynosila na oko ponizej 1 procenta... Mysle, ze juz niedlugo (jezeli festiwal bedzie sie jeszcze odbywal) organizatorzy zrezygnuja z konkursu, to nie ma sensu. Jeszcze jedna ciekawostka z dnia drugiego. Jak powszechnie wiadomo, w tym roku na przelomie lipca i sierpnia w calej Polsce bylo potwornie sucho i goraco. Nie inaczej dzialo sie w Jarocinie. Jak rowniez powszechnie wiadomo, na koncertach rockowych nasza publicznosc nie stoi w miejscu, lecz poguje. Czynnosc ta powodowala wznoszenie sie ogromnych ilosci kurzu, byl moment, w ktorym nie bylo widac duzej sceny. Zadnych swiatel, nic. Slyszelismy tylko muzyke (w sumie to przeciez muzyka jest najwazniejsza...), ale nie bylo to przyjemne. Rozwiazanie problemu okazalo sie proste i widowiskowe zarazem. Otoz wykorzystano strazakow, zabezpieczajacych festiwal. Wodoleje oproznili jeden woz i zamiast kurzu mielismy blotko. Okazuje sie, ze Woodstock '94 wcale nie bylo oryginalne (pomijam Woodstock '69 :). Widowiskowosc lania wody wynikala dla mnie zapewne z tego, ze obserwowalem wszystko przez lornetke z bezpiecznej odleglosci, szkoda, ze nie bylem wlascicielem tego pozytecznego narzedzia.
Dzien ostatni. Ogloszenie wynikow, wystep laureatow i gwiazd. Brak koncertow na pozostalych scenach. Przynajmniej nic nie stracilem usilujac odsypiac zaleglosci, nie bardzo mi sie to udalo (odsypianie). Jury tym razem nie wybralo najlepszego zespolu, wyrozniono jednak dziesiec. Z ciekawszych: Ghost (moje glosowanie nic nie pomoglo, ale dostali chociaz wyroznienie, to tak jak w zeszlym roku - wtedy tez zostali wyroznieni, ale znowu nie dostali zadnych nagrod), Puzzle (12 lat!!!), Natura (regal wykonywany przez wyznawcow Kryshny (to sie pewnie inaczej pisze), z nimi byl niezly numer, otoz przed koncertem Proletaryatu drugiego dnia ogloszono, ze Natura daje jesc za darmo. Do tej pory Kryshnowcy chcieli 10 tys zl za dosc duza porcje goracego ryzu+groch z kiszona kapusta, to bylo bardzo sycace, ale nie smakowalo mi wybitnie - chyba nie przestane jesc miesa :) pare osob chcialo glosowac lub glosowalo na nich wlasnie dlatego. A sama muzyka, coz, zagrana calkiem niezle, ale, o ile znam sie na regale, wokalista bardzo mi nie pasowal. Nie pasowaly mi takze teksty - w 100 procentach religia i jeszcze troszke wegetarianizmu, mnie to nie bawi). Bylo tych wyroznionych wiecej, ale dla mnie nie byly istotne. Znow jestem obiektywny :) Tego wieczoru podobala mi sie tak naprawde jedna gwiazda: Farben Lehre. Po raz kolejny, trzeba ich uslyszec. Niby punkowcy, ale gitarzysci to metale. Polaczenie bardzo mi sie podobalo. Nastepnie grali nasi Seatlowcy, tym razem juz nie wszyscy, ale byl Ilusion i byl Houk. To wiem na pewno, potem bylem juz w pociagu do Ostrowa. Podobno Kazik wypadl przecietnie, ja bym go nie strawil (to nie Kult...), a Balkan Electryque (nie mam pojecia jak to napisac :( dostal plastikowe butelki wypelnione piaskiem. Swoja droga maja zdrowie i samozaparcie, to juz drugi raz taka reakcja widowni na ich wystep na tym festiwalu (poprzednio chyba dwa lata temu, nie wiem, nie bylem).
Kilku wykonawcow wystepowalo dwukrotnie (np. Ilusion), ale najczesciej moglismy podziwiac pana Witka. Wygladal na jakies piecdziesiat latek i gral kompozycje cudze i wlasne, te ostatnie przewazaly. Do muzykowania sluzyla gitara elektryczna (nie podlaczona do pieca), znal chyba ze dwa akordy. Spiewal tez niezbyt rewelacyjnie, ale wiekszosci widzow wcale to nie przeszkadzalo. Najwazniejsze byly teksty, np. "moj kon nie miesci mi sie w dlon" (akurat ten utwor zostal trafnie skomentowany przez konferansjera: "pan Witek ma bardzo male dlonie...", pfe, konferansjer na takim festiwalu). Przyjecie mial rozne: oklaski przemieszane z gwizdami. Po co ktos taki w Jarocinie ? Ano wypelnial przerwy pomiedzy kolejnymi zespolami, pewnie dlatego, ze prowadzacy koncerty byli niezbyt rewelacyjni.
Podczas calego festiwalu nikt nie probowal mnie okradac, napadac ani w inny sposob robic mi krzywdy. Przypominam, ze caly czas bylem tam sam. Wlascicieli namiotu, w ktorym spalem, widywalem niezbyt czesto. Rozdalem natomiast wiele pieniedzy (wszystkie drobne, a przeciez zawsze ma sie nowe...), dalem "gryza" tego, co jadlem najpierw jednemu gosciowi, pozniej innemu. Nie swiadczy to o mojej dobroci serca, tylko o tym, ze ludzie byli naprawde glodni. Mozna sobie pomyslec, ze zbierali kase na alkohol - raczej watpie. Przypominam o mojej setce, niewiele brakowalo, a ja tez bym zebral. Do Warszawy przywiozlem 14 tys zl. Tak naprawde to jednak raz poczulem sie niezbyt pewnie. Ostatniego dnia wracalem do namiotu po plecak, za lekko ponad godzine odjezdzal pociag. Szedlem sobie srodkiem ulicy, bylo ciemno. Jak juz wspomnialem, stacjonowali tam zomowcy (to nie jest Policja, to sa oddzialy prewencji, czy jak sie to teraz nazywa), przy jednym z busow stala ich wieksza grupka. Wszyscy byli ode mnie o wiele wieksi (mam troche ponad 180cm). Jeden dowcipnis powiedzial do mnie "Stoj, gdzie masz swiatla?!", myslalem, ze jakis normalny czlowiek, wiec usmiechnalem sie i chcialem odejsc. On kazal mi wracac i znow "Gdzie masz swiatla?", wiec odpowiadam grzecznie, ze nie mam, na to on: "To popierdalaj chodnikiem!!!". Poczulem sie nieswojo. Spodziewalem sie klopotow zewszad, ale zeby Policja? (przepraszam, zomo). Cale szczescie jego dowcip na tym sie zakonczyl. Poszedlem do namiotu, oplukalem wezem glowe (po raz pierwszy w zyciu mialem tak brudne wlosy, jednoczesnie wcale nie byly tluste - moral jest taki, ze trzeba uzywac detergentow, sama woda nie wystarczy, nawet aplikowana czesto i w duzych ilosciach), spakowalem sie i poszedlem na dworzec. Okolo 6 rano bylem w Warszawie. Koniec. :)