- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Immanu El, Kraków "Łódź Kaliska" 21.03.2011
miejsce, data: Kraków, Łódź Kaliska, 21.03.2011
Szwedzi z postrockowej kapeli Immanu El bardzo lubią nasz kraj. To tutaj przyjechali na swoje pierwsze zagraniczne koncerty i od tamtej pory odwiedzają nas dość regularnie. Ja jednak nie miałem jeszcze okazji zobaczyć ich na żywo, zawsze coś stawało na przeszkodzie. Teraz pojawiła się kolejna szansa - zespół zagrał serię czterech koncertów w Polsce - we Wrocławiu, Krakowie, Warszawie i Poznaniu. Wybrałem się na drugi z nich, do krakowskiego klubu "Łódź Kaliska", który nie raz gościł już grupy z tego kręgu muzycznego.
Zaczęło się od zgrzytów. Pamiętam krakowski koncert Rihanny sprzed kilku lat, w ramach "Coke Live Music Festival". Gwiazdka spóźniła się 50 minut, zagrała 45 kolejnych, po czym zeszła ze sceny i tyle ją widzieli. Chłopakom z Immanu El udało się przebić jej wyczyn. Kiedy przed 20:00 fani zaczęli gromadzić się w "Łodzi Kaliskiej", muzycy dopiero rozpoczynali rozgrzewkę, święcie przekonani, że według planu występ rozpoczyna się dopiero godzinę później. W dodatku z chwilą, gdy już mieli witać się z publicznością, nagle padło nagłośnienie i ostatecznie pierwsze dźwięki usłyszeliśmy już po 21:30. Oczywiście nie była to wtopa porównywalna z tą, jaka miała miejsce w Lipsku, gdzie występ rozpoczął się godzinę wcześniej, niż sugerowały bilety i większość fanów pojawiła się już w trakcie jego trwania. Tym bardziej, że tradycyjnie koncerty Immanu El łącznie z bisami trwają około 70 minut.
Rozbieżności dotyczyły nie tylko godziny rozpoczęcia, ale także ceny biletów. O ile w przedsprzedaży można je było nabyć za 25 zł, a w barze "Łodzi Kaliskiej" po 30 zł (tak jak podawano wcześniej w internecie), na plakacie zapisano 35 zł i po tyle próbowano je sprzedawać już przy wejściu na salę koncertową. Organizatorzy przeprosili jednak szybko za pomyłkę i ponownie obniżyli cenę wejściówek.
Opóźnienie odbiło się trochę na formie publiczności, która znużona długim oczekiwaniem nie była aż tak skora do oklasków i zabawy. Zresztą frekwencja była dość niska, jak na koncerty w "Łodzi Kaliskiej". Pojawiło się około sześćdziesięciu osób, ponad dwukrotnie mniej, niż dzień wcześniej we wrocławskich "Puzzlach". Jedynie nieliczni zgromadzeni na widowni podrygiwali w rytm muzyki, reszta sprawiała raczej wrażenie, jakby brakowało im krzesełek. Z drugiej strony jednak Immanu El to nie Slayer - nie ta dawka energii, w ich muzyce liczy się coś zupełnie innego.
Na repertuar składały się piosenki z obu płyt zespołu - typowo postrockowej "They'll Come, They Come" oraz nieco bardziej alternatywnej "Moen". W wersjach koncertowych brzmią one dość podobnie, co ogólnie wychodzi na plus. Immanu El i tak odbiega od stereotypu tego rodzaju grupy - nie grywa przesadnie długich kompozycji (tylko jeden utwór "Under Your Wings I'll Hide" przekracza osiem minut), co w połączeniu z bogatą jak na postrocka melodyką daje materiał dość łatwy do przełknięcia dla przeciętnego odbiorcy. Oprócz takich kawałków, jak "Panda", "White Seraph Wild" czy "Astral Days", usłyszeliśmy dwa utwory z nowego albumu, który - jeśli wszystko pójdzie po myśli muzyków - powinien ukazać się w październiku 2011 roku. Trzeba przyznać, że oba robiły mocne wrażenie. O ile jeden grany był już wcześniej w Poznaniu, drugi miał tego dnia swoją premierę. Wokalista grupy, Claes Strangberg, poprosił fanów o ewentualne sugestie, jeśli chodzi o tytuły - to chyba fajna sprawa, osobiście nazwać piosenkę zagranicznej kapeli, więc duży plus dla niego.
Nie minęła godzina, jak muzycy zapowiedzieli ostatni tego wieczoru utwór. Zaraz po nim zeszli ze sceny, ale nie dali na siebie długo czekać. Po dwóch minutach byli już z powrotem, by zadać fundamentalne pytanie "what would you like us to play?". Zgodnie z życzeniem publiczności, na bis zabrzmiała piosenka "Storm". Komu jednak nie dość było spotkania z zespołem, bez trudu mógł zagadać do każdego z jego członków, którzy zatrzymali się na dłużej przy stoisku z gadżetami, rozdając autografy i pozując do fotek. Kto chciał, mógł też zostać na afterparty - muzycy opuścili "Łódź Kaliską" dopiero w okolicach trzeciej nad ranem, a hitem wieczoru było hiphopowe jam session, w trakcie którego sporym raperskim talentem i poczuciem humoru wykazał się kierowca kapeli - Jens.
Kolejne koncerty Immanu El w Polsce pewnie za rok, już po wydaniu nowego albumu. Ja na pewno się pojawię i liczę na wasze jak najszersze towarzystwo, bo mimo krótkich setów, zespół gwarantuje dobrą zabawę.