- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: "Hunterfest 2009", Szczytno "Lotnisko Szymany" 23-25.07.2009
miejsce, data: Szczytno, Lotnisko Szczytno-Szymany, 23.07.2009
miejsce, data: Szczytno, Lotnisko Szczytno-Szymany, 24.07.2009
miejsce, data: Szczytno, Lotnisko Szczytno-Szymany, 25.07.2009
24.07.2009, czwartek, dzień pierwszy.
Tegoroczną, szóstą edycję, "Hunterfestu" zaplanowano na lotnisku Szymany koło Szczytna. Miała to być impreza trzydniowa. Do dyspozycji artystom przygotowano dwie sceny: główną oraz mniejszą, zwaną także sceną rockmetalshop. Już w czwartek dotarły do mnie niepokojące wieści o wycofaniu się trzech zagranicznych zespołów, które miały grać właśnie tego dnia, czyli Arch Enemy, Epica i Machine Head. Później pojawiły się informacje, że swój piątkowy występ odwołał także Tiamat.
Hunterfest 2009, fot. Meloman
Na teren festiwalu dotarłem około godziny osiemnastej. Najpierw rozpocząłem poszukiwania punktu akredytacyjnego. Po rozmaitych perypetiach dostałem opaskę, ale niestety identyfikatora już nie, miał być następnego dnia. W tym czasie spotkałem Lazarroniego, który otrzymał akredytację foto także z ramienia rockmetal.pl. Na terenie festiwalu dzieją się różne rzeczy. Wszyscy czekamy na jakieś informacje. Generalnie nikt nic nie wie. Czeski film. Granda i skandal. Rozgoryczeni posiadacze biletów lub karnetów domagają się zwrotu pieniędzy. Inni klną, że zostali oszukani. Głośniki milczą głucho. Nie słychać żadnych komunikatów. Jedynie na namiocie, w którym wydawano opaski, widniała kartka z nazwami grup mając dziś zagrać. Początek planowany na 20:00. Czekamy więc w tak "sprzyjających okolicznościach przyrody". Ciepło, nie pada, trawa sucha, mnóstwo przestrzeni.
Muzycznie impreza ruszyła dopiero około 21:30 na małej scenie. Wokalista rozpoczął od słów: "nazywamy się Lido i mieliśmy grać o 15:40". Reszta zdań, które wypowiedział, nie nadaje się jednak do publikacji. Był to komentarz do aktualnej sytuacji. Przedstawili sześć kawałków w konwencji heavymetalowej.
Po nich na scenie głównej występ rozpoczął polski przedstawiciel symfonicznego metalu, czyli grupa At The Lake. Najpierw w głośnikach jako intro usłyszeliśmy muzykę z filmu "Ostatni Mohikanin", potem zagrali pięć numerów, a wśród nich "Live Again", "Silvae", "Over the Hills and Far Away" i na zakończenie "The Spring". W sześcioosobowym składzie - trzy panie (na skrzypcach, klawiszach i wokalu). Sporo w ich muzyce celtyckiego folku, co dodaje jej uroku.
Neuronia w czasie również półgodzinnego występu promowała swój nowy album - "Winter of My Heart" - i pokazała porcję porządnego grania. Dalej, już na głównej scenie, Kaatakilla też zaserwowała materiał o podobnym charakterze w utworach "Imperium", "Nic", "Żywe Kamienie". A na bis "Oni Zaraz Przyjdą Tu", Tadeusza Nalepy, jak powiedział wokalista - pierwszego metalowca w Polsce.
Gdy już powoli zbierałem się do wyjścia (bo żadnych komunikatów ani informacji w dalszym ciągu nie podawano), okazało się, że wystąpi jednak Jelonek. W czasie ponad godzinnego setu, przy padającym chwilami mocnym deszczu, grupa Michała dała bardzo dobry koncert. Przy dźwiękach jego skrzypiec można było zapomnieć o tym, co działo się tutaj za dnia. Wszystkie instrumenty zostały doskonale nagłośnione. Dźwięk był selektywny i czysty. Riffy gitarowe doskonale współbrzmiały z sekcją rytmiczną. Gra kolorowych świateł cieszyła oczy. Usłyszeliśmy "BaRock", "A Funeral of a Provincial Vampire". Potem "Machinehat" (z wokalem gitarzysty) oraz "Elephant's Balet", podczas którego trzej muzycy założyli maski przeciwgazowe i wyglądali jak dwunożne słonie. Zespół bisował wiązanką coverów "Enter Sandman" (Metallica) , "Smells Like Teen Spirit" (Nirvana) oraz fragmentem z opery "Wilhelm Tell" Rossiniego. Zakończyli taktami Vivaldiego zagranego hardrockowo o godzinie 1:30 po północy.
24.07.2009, piątek, dzień drugi.
Rano dotarła do mnie wieść, że Hunter także odwołał zaplanowany na ten dzień występ. Koncerty rozpoczęły się na małej scenie około 19:00. Wystąpiły kolejno: D_tails (gość z Białorusi) oraz Merry Pop Ins z Poznania. Na głównej estradzie przy sporej już widowni zaprezentował się Lipali. Ten występ promował najnowszą płytę - "Trio". Oprócz nagrań z tego albumu, takich jak "Wiersz", "Barykady", "Pan", usłyszeliśmy również te starsze kompozycje. Gdy z tłumu ktoś zakrzyknął, aby zagrali "Ściany" Lipa odpowiedział: "jakie ściany - full przestrzeni". Widziałem już ich na "Hunterfeście 2006". Wtedy zagrali świetnie, tylko bardzo krótko. Natomiast tego dnia ich set miał około 45 minut i chociaż nie był zły, czegoś mi tu zabrakło. Oprócz tego nagłośnienie nie było zbyt dobre. Na zakończenie lider grupy z wyraźnym zawodem w głosie oznajmił, że bisu nie będzie, bo ich czas minął.
Po prezentacji zespołu Sickroom, ukazującego kolejne oblicze metalowej formuły, powracamy ponownie na podstawową scenę gdzie rozlokował się Funeral For A Friend. Walijczycy w swym bardzo krótkim, trochę ponad półgodzinnym, repertuarze zaprezentowali niezłą porcję post - hardcore'a. Wokalista nie ma zbyt potężnego głosu, lecz posiada charakterystyczną barwę, pasującą do brzmienia formacji. Solówki gitarowe o ostrych tonach urozmaicane były także riffami.
Funeral For A Friend, "Hunterfest 2009", fot. Lazarroni
W planie było jeszcze trzech wykonawców. Najpierw Nutshell z odmianą melodyjnego rocka i wokalistką grającą w dwóch piosenkach także na gitarze akustycznej. Zagrali m.in. "Emocje", "To Niebo", a na bis "Zanim". Przed występem tej grupy zamieniłem kilka słów z menedżerem zespołu i otrzymałem na pamiątkę ich płytkę demo zawierającą pięć nagrań.
Dla mnie drugi dzień festiwalu zakończył bardzo dobrym występem reaktywowany polski thrashmetalowy Flapjack. Kapela jeden z utworów zadedykowała Olassowi - zmarłemu niedawno gitarzyście Acid Drinkers, a kolejny o pieniądzach - organizatorom imprezy. Ich godzinny program zakończył się 15 minut przed pierwszą w nocy. Na Orbicie Wiru już nie zostałem.
25.07.2009, sobota, dzień trzeci.
Na lotnisku jestem po godzinie osiemnastej. Słyszę, że na małej scenie już grają. Występ Tarii Turunen zapowiadany był na godz. 18:35. Ale nikt w to nie wierzy. Wszystko idzie swoim rytmem. Dziś już nie mówi się o skandalu, tylko każdy z uczestników festiwalu chciałby, żeby choć tego dnia wystąpiły wszystkie zapowiadane formacje. Jak na razie bez afer i sensacji. Gdy około 19:30 z dużej sceny popłynęły dźwięki deathmetalowego Vadera, ze wszystkich stron jak pszczoły do miodu zaczęła napływać wiara spragniona tego typu muzyki. Występ trwał równo godzinę.
Vader, "Hunterfest 2009", fot. Lazarroni
Ja tymczasem przeprowadziłem bardzo sympatyczną rozmowę z Maćkiem, wokalistą zespołu Votum, przygotowującego się do koncertu na scenie rockmetalshop. Rozmawialiśmy o nowej płycie grupy, którą właśnie nagrywają, także o inspiracjach muzycznych (Riverside, Porcupine Tree). Votum zagrał bardzo przyzwoicie. Udało im się nawet zabisować. W ich brzmieniu słyszymy elementy rocka progresywnego, a także fragmenty progmetalowe. Widać było, że ten krótki półgodzinny występ to dla nich duże przeżycie. W składzie, oprócz dwóch gitar i basu, także instrumenty klawiszowe. Zagrali sześć utworów. Setlista, którą otrzymałem od wokalisty po koncercie, wyglądała następująco: "Me in the Dark / Passing Scars / Glassy Esence / Look At Me Now / Stranger Than Fiction / The Hunt Is On".
Tarja Turunen, "Hunterfest 2009", fot. Lazarroni
Właśnie mija godzina 21:00, na głównej scenie rozpoczyna widowisko Tarja Turunen ze swoim zespołem, niegdyś wokalistka Nightwish. Tym razem perkusista wraz ze swoim zestawem umiejscowiony został na pierwszym planie, po prawej. Klawiszowiec po drugiej stronie, również na podwyższeniu. W głębi wiolonczelista o blond włosach. Składu dopełniają gitarzysta i czarnoskóry basista, grający na co dzień w zespole Living Colour. Tarja przedstawiła najpierw numery ze swoich solowych płyt, później popłynęły przeboje znane z Nightwish. Świetne nagłośnienie spowodowało, że mogliśmy upajać się niezwykłym sopranem tej wokalistki w połączeniu z brzmieniem poszczególnych instrumentów. Urozmaiceniem tego występu były partie solowe na perkusji i gitarze. W tym czasie śpiewaczka wychodziła za scenę, aby zmienić strój. Niezwykłe wrażenia przyniosła również gra na wiolonczeli. Skojarzyła mi się od razu z Apocalyptiką. Wśród piosenek między innymi: "Nemo", "I Walk Alone" oraz znane z wykonania przez innych muzyków: "Poison" (Alice Cooper) oraz "Over Hill And Far Away" (Gary Moore). Koncert świetny. Jednak pomimo dużych braw do bisów nie wyszli. Grali godzinę i kwadrans.
I znowu wędrówka ludów na drugą scenę. Te spacery kilkutysięcznego tłumu wyglądały nawet bardzo ciekawie. Acid Drinkers jak zwykle przedstawił swój show oparty na thrashowym i heavymetalowym brzmieniu. Ja w tym czasie odwiedziłem punkt gastronomiczny oraz stoisko handlowe. Bardzo często z okazji pobytu na jakiejś muzycznej imprezie kupuję t-shirt lub płytę. No, ale 108 zł za taką koszulkę, to już przesada i to nie mała. Więc nic nie nabyłem.
Acid Drinkers, "Hunterfest 2009", fot. Lazarroni
Jeszcze trwał koncert Acidów, a przed główną sceną, gdzie miała grać gwiazda wieczoru, było już około tysiąca osób i liczba ta rosła z minuty na minutę. Według mnie łącznie zebrało się ponad pięć tysięcy. O 23:40 rozpoczęli - wiadomo jak, czyli od rytualnej zapowiedzi Lemmy'ego: "We are Motorhead. We play rock'n'roll". Najpierw zagrali trzy starsze kawałki, tak na rozgrzewkę. Rzecz jasna ostro, melodyjnie i hardrockowo. Oni inaczej nie potrafią (czytaj: nie chcą). A było ich tylko trzech: Lemmy Kilmister - śpiew i bas, Mikkey Dee na bębnach i Phil Campbell na gitarze. Lider w kowbojskim kapeluszu, gitarzysta również w jakiejś czapeczce bez daszka. Perkusista na podwyższeniu, grał z wielką werwą i wręcz zapalczywością. Widać było tylko podskakującą jasną grzywkę na głowie. Wyglądał jak słynny Zwierzak z Muppet Show. Następnie przedstawili kawałek z najnowszego albumu ("Motorizer"), zatytułowany "Rock Out". Ogólnie rzecz biorąc repertuar został dobrany przekrojowo, z naciskiem na starsze utwory. Z nowej płyty zagrali jeszcze jeden numer - "The Thousand Names of God". Lemmy swoim przejechanym i zachrypniętym głosem zapowiadał poszczególne propozycje i oczywiście śpiewał. Piorunujące solówki Capmbella powodowały chwilowe mroczki przed oczyma. Niesamowita melodyjność i rytmiczność tej muzyki oraz ogromne tempo przybija do ziemi, a głowa sama się macha. Dlaczego ten zespół tak brzmi? To proste. Oni grają bez gitary basowej. Lider tylko z nazwy jest basistą. Obserwowałem jego grę na koncercie i słuchałem tych dźwięków. To nie ma nic wspólnego z basem. Lemmy zasuwał po strunach jak na gitarze rytmicznej, a że wszystkie pokrętła potencjometru na wzmacniaczu ma zawsze ustawione w prawo do końca, stąd mamy tyle mocy i energii w ich muzyce. Niesamowite!!! Wracamy jednak do programu. Usłyszeliśmy jeszcze między innymi: "In the Name of Tragedy", "Just 'Cos You Get The Power", "Killed By Death", "Going To Brazil", a także "Another Perfect Day". Były dwa fantastyczne popisy solowe. Pierwszy, gitarzysty, który pokazał również, że potrafi grać mocnego rocka z bluesowym posmakiem. Natomiast przy drugiej solówce w głównej roli wystąpił mój ulubieniec na perkusji. Został sam na scenie i przy wyśmienitej grze świateł odegrał swój indywidualny dosyć długi set. Donoszę, że instrumentu nie rozwalił. Numerem "Bomber" zakończyli zasadniczą część występu.
Motorhead, "Hunterfest 2009", fot. Lazarroni
Na bis, najpierw akustyczna wersja "Whorehouse Blues" (lider śpiewał i grał na harmonijce), pozostała dwójka na gitarach. Potem z olbrzymią energią zaprezentowali dwa kultowe kawałki, czyli "Ace of Spades" i "Overkill" (z doskonałymi efektami świetlnymi). Koncert zespołu trwał godzinę i trzydzieści pięć minut - czyli był najdłuższy ze wszystkich w ciągu tych trzech dni. Po takiej mocnej dawce rocka wcale nie miałem dość i chętnie jeszcze bym posłuchał Lemmy'ego i jego kompanów.
Na zegarku 1:15, widownia wolno pustoszeje. Czas wracać. W moim przypadku do domu tym razem blisko - samochód czeka na parkingu. Za kilkanaście godzin na lotnisku pozostanie tylko zielona trawa i hulający wiatr.
Lista utworów, które zagrał Motorhead:
1. Iron Fist
2. Stay Clean
3. Be Me Baby
4. Rock Out
5. Metropolis
6. Over the Top
7. One Night Stand
8. I Got Mine
9. Guitar solo
10. The Thousand Names of God
11. Another Perfect Day
12. In the Name of Tragedy (w tym perkusja solo)
13. Going to Brazil
14. Just 'Cos You Get The Power
15. Killed By Death
16. Bomber
Bis:
17. Whorehouse Blues
18. Ace of Spades
19. Overkill
Serdeczne pozdrowienia.
No i te wynurzenia - "Acid Drinkers jak zwykle przedstawił swój show oparty na thrashowym i heavymetalowym brzmieniu. Ja w tym czasie odwiedziłem punkt gastronomiczny oraz stoisko handlowe." Świetnie.. dużo się dowiedzieliśmy o występie AD, który był podobno bardzo dobry. Za to wiemy, że pan recenzent lubi kupować sobie koszulki na koncertach.
Jako, iż na festiwalu nie byłem, zatem o samej relacji powiem , że jak dla osoby, która nie widziała tej imprezy, dość konkretna i wyczerpująca;)
Pozdrawiam
Pozdrawiam
Materiały dotyczące zespołów
- Jelonek
- Kaatakilla
- Neuronia
- At the Lake
- Lido
- Flapjack
- Orbita Wiru
- Nutshell
- Funeral For A Friend
- Sickroom
- Lipali
- Merry Pop Ins
- D_tails
- Motorhead
- Acid Drinkers
- Tarja Turunen
- Votum
- Vader
- Los Pierdols
- S.O.U.L.
- No Shore
- Triquetra
- Formacja In
- Snake Charmer